Geoblog.pl    gryka    Podróże    Podróż Dookoła Świata część II    Great Ocean Road
Zwiń mapę
2010
05
mar

Great Ocean Road

 
Australia
Australia, Peterborough
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21600 km
 
Mam nadzieje, ze znowu nam wybaczycie dlugosc opisu i ilosc fotek, ale czasami nie potrafimy sie powstrzymac....:))
Kurcze. Kamping w Mount Gambier był kapitalny. Wszystko na miejscu: zielona trawka, oswietlenie, kuchnia, ladne kibelki i prysznice, nawet trampolina i sala z automatami do gier... Az nas kusilo, żeby zostac dluzej. Miał tylko jeden minus. Był dosyc daleko od Princes Hwy i nie mielismy pojecia jak na te droge sie wydostac. Skoro nie było innych pomyslow, to już przed 9 rano ze spakowanym dobytkiem usadowilismy sie przy bramie wyjazdowej z kempingu. A noz ktos stad pojedzie w naszym kierunku...? Jednak sterczelismy i sterczelismy i nic... Chyba dopiero po ponad godzie jakies auto sie zlitowalo. Jednak nie pojechalismy nigdzie daleko, tylko do dobrego miejsca na Princes Hwy jeszcze w samym MG. Dobre i to! Tam był kibelek i informacja turystyczna. Zrobilismy co trzeba w WC, zabralismy mapki i broszury informacyjne, ustawilismy sie przy szosie i czekalismy. I znowu kicha. Zmiany (po 15min) z wyciagnietym kciukiem mijaly jedna po drugiej. Po 2,5 godzinie podszedl do nas jakis mlody facet w odblaskowej kamizelce. Był kierowca ciezarowki i musi sie tylko zaladowac w MG, co zabierze jakies 40minut i potem możemy z nim jechac do Warrnambool. To miasteczko za którym zaczyna sie nasza Great Ocean Road (GOR)! To jedziemy! Po drodze widzielismy strusia emu! Nie dal nam szans, żeby strzelic mu fotke... Na miejscu znalezlismy sie kolo 15. Troche pozno, bo do tego jeszcze zmieniajac stan z South Australia na Victoria zmienilismy strefe czasowa i to zabralo nam pol godziny z zyciorysow. Facet zaproponowal nam, zebysmy u niego zostali, a nastepnego dnia rano pojechali miejskim autobusem za 1$ na poczatek GOR. Troche nas to kusilo, bo byliśmy już zmeczeni i glodni, ale jakos sie nie zdecydowalismy. Tak sie zlozylo, ze facet mieszka zaraz kolo swojej firmy. Wiec ciezarowka podjechalismy pod jego dom, a 20metrow dalej był przystanek autobusowy. Troche poczekalismy i razem z nim pojechalismy do centrum miasteczka. Zostawilismy plecaki w sklepie jego brata, zrobilismy spozywcze zakupy w markecie, znowu poczekalismy na drugi autobus. Kierowcy autobusu wytlumaczylismy dokad chcemy sie dostac, pozegnalismy sie z naszym facetem. Co za kraj! Autobus nadrobil dla nas troche trasy i wysadzil nas w bardzo dobrym punkcie już na Great Ocean Road! Rewelacja!
Czekalismy tylko kilkanascie minut. Kobieta w ladnym aucie zatrzymala sie zaraz za nami. Chcielismy tego dnia dostac sie do Port Campbell, albo przynajmniej do Peterborough. Oswiadczyla, ze może nas zabrac na kemping do Peterborough, bo przez to cos przejezdza. No to super! Zapakowalismy do VW jeszcze pachnacego nowizna i pojechalismy. Helen okazala sie przesympatyczna kobieta. Dzieki niej już tego dnia moglismy rozpoczac przygode z GOR. Po drodze zatrzymala sie w kilku miejscach. Cuda... Bay of Island (Zatoka Wysp) pokazala nam dlaczego Great Ocean Road tak sie wlasnie nazywa... Miejsce rewelacyjne. Wysokie, klifowe wybrzeze. W dole czyste wody oceanu i wysokie fale. Spieniona woda trzaskajaca o wystajace z morza strzeliste, kamienne wysepki... Bajecznie! Nie ukrywalismy naszego zachwytu i widac, ze to sie Helen spodobalo, bo po kilku minutach znowu skrecila z glownej drogi i pokazala kolejny punkt widokowy. I znowu pieknie! Czulismy, ze jestesmy na GOR!!:) Nie wiedziec kiedy przejechalismy przez Peterborough i Helen zaproponowala, ze możemy na noc zostac w jej domu... Ale jaja... Tym razem natychmiast przyjelismy te propozycje! Za miasteczkiem skrecilismy z GOR w jakas boczna, polna droge. Kluczylismy kilka minut w buszu i znalezlismy sie w raju! Ogromny, dziwny dom. Najblizsi sasiedzi kilka kilometrow dalej... Poznalismy jej meza - Chrisa. Dostalismy swój pokoj z pachnaca posciela, wzielismy goracy prysznic w ogromnej lazience. Jeszcze nie zdazylismy ochlanac a pojawilo sie zimne piwko, a dla Danusi kieliszek czerwonego wina... Za ogromnymi oknami ogromnego salonu pojawily sie kangury, a wlasciwie ich mniejsza odmiana, czyli wollabies! I to nie gdzies tam daleko i jeden czy dwa, tylko centralnie kolo domu i to kilka! Powiedzieli, ze to calkiem normalne...:) W garazu obejrzelismy sobie z bliska futrzaste zwierzaki (nie znamy dokladnej nazwy, zyjace tylko w Australii), o których do tej pory tylko slyszelismy. Co za dzien! A to jeszcze nie był koniec! Kolacja (kurczak na ostro z ryzem i jakims zielskiem), kolejne piwo, kolejna lampka wina...:) Z glosnikow niewiadomo gdzie usytuowanych saczyla sie nie za glosno muzyczka. Wpierw delikatne ballady a potem Eurythmix. Bosko! Po obiadku troche pogadalismy. Okazalo sie, ze Chris jest biologiem i poszukuje nowych gatunkow fauny i flory na poludniowym wybrzezu, a Helen pracuje dla rzadowej agendy zajmujacej sie ochrona i racjonalnym uzytkowaniem przebrzeznych terenow. Oczywiście moglismy skorzystac z internetu (w calym domu wi-fi i kilka komputerow), zjedlismy przed snem pyszne mango, popilismy to jeszcze piwkiem i winkiem. Niepotrzebnie obawialismy sie troche jak z tego buszu sie wydostaniemy, bo Chris zaproponowal, ze nastepnego dnia może nas przed poludniem zawiezc w interesujace nas miejsca... Nawet zaproponowali, ze po zwiedzeniu okolicy możemy do nich wrocic, spedzic dwie kolejne noce, a w sobote rano jechac z Chrisem bezposrednio do Melbourne. Jeszcze nie wiedzielismy na co sie zdecydowac. Spalismy jak zabici!:)
Nie moglismy wstac:) Przed 12 w poludnie zapakowalismy sie do Chrisowego jeepa i ruszylismy. Zdecydowalismy sie, żeby już nie wracac tylko zostac gdzies w ktorejs z nastepnych miejscowosci na GOR. I to był blad, ale po kolei:)
Dzien był piekny. Blekitne niebo, troche chmurek, bardzo cieplo, nie za duzy wiatr. Idealnie! Nie opisze wszystkich miejsc, bo mi baterie wysiadaja...:) Wspomne tylko, ze odwiedzilismy The Grotto, The Arch, Port Campbell, Mutton Bird Island, Loch Ard Gorge, Twelve Apostles, Gibson Steps... Czyli byliśmy we wszystkich najbardziej spektakularnych miejscach na Great Ocean Road. I te miejsca nas powalily. Tego chyba sie nie da opisac. Wybrzeze tak piekne, ze szczeki autentycznie same opadaja, lornetka i aparat nie chca odlepic sie od oczu, a do rozdziawionych z zachwytu ust wlatuja muchy...:) Zdjecia tego nie mogą oddac, ale było absolutnie oblednie! Chris zafundowal nam zaledwie kilkunastokilometrowa przejazdzke, ale za to jedna z najpiekniejszych w jakiej mielismy przyjemnosc uczestniczyc:)) Na koniec wycieczki zabral nas do kafejki w Princetown, zafundowal kawe i zostawil na GOR... Dzien był niewyobrazalnie piekny!
A my, pelni wrazen, uparlismy sie żeby dostac sie do Apollo Bay, wiec wyciagnelismy rece z podniesionymi kciukami i czekalismy na okazje...
Dopiero po ponad dwoch godzinach zatrzymal sie samochod, ktory zabral nas na kemping w oddalonym o 80km Apollo Bay. Zaplacilismy 50$ za dwie noce, bo chcielismy sie troche polenic i spokojnie zwiedzic okolice. Wiedzielismy o kilku ciekawych miejscach i ze samo Apollo Bay polozone jest przy malowniczej zatoczce. Ale nie trafilismy najlepiej. Pole kempingowe okazalo sie dosyc kiepskie. Brak miejsc do posiedzenia, nie było kuchni, miejsce do grillowania dosyc obskurne i brudne, to samo w toaletach. Do tego zaczelo padac, my nie mielismy gdzie sie podziac, miasteczko okazalo sie przecietne, a wybrzeze (moze w porownaniu z tym, co wczesniej widzielismy...) malo ciekawe i to wszystko nas troche zdolowalo. Ale dajemy rade! Wygospodarowalismy sobie kacik pod wiata do grillowania, jest wiec miejsce, gdzie można troche popisac:), przygotowac herbatke i cos przekasic. A na zewnatrz ciagle pada... Szaro, nieprzyjemnie, zero widoczkow... Jutro będziemy mieli problem, bo trzeba będzie zwinac mokry namiot i w deszczu lapac stopa do Melbourne. To tylko 180km, ale deszcz jest wrogiem publicznym nr1 w jechaniu stopem. A moglismy mieć totalny spokoj... Spanie w pieknym domu, internet, kangury za oknem i darmowy i bezproblemowy transport... No, ale wybralismy inaczej, a w podrozy często podejmuje sie decyzje, ktore nie zawsze okazuja sie najlepsze. Ale tym nie należy sie przejmowac, bo każdy wybor niesie ze soba troche ryzyka, tylko myslec, co będzie jutro! A czeka nas ciezki dzien, wiec... Dobranoc!:))
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (54)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Ulka B.
Ulka B. - 2010-03-08 10:51
Pięknie! A w Polsce nadal zimno i śnieg :(
 
BPE
BPE - 2010-03-08 11:46
ojojoj - ale cudowne miejsce........jak zawsze fenomenalne zdjęcia !!!
 
Jacek i Hanka
Jacek i Hanka - 2010-03-11 12:58
Widok skał w oceanie zapiera dech nawet na zdjęciach.
Jest tylko jeden problem...,
nasza skala ocen osiągnęła maximum i co teraz? ;-)
 
Jarek Konieczka
Jarek Konieczka - 2010-03-12 21:26
tylko pozazdrościć i życzyć dalszego powodzenia
 
Monia
Monia - 2010-03-17 02:09
Dla takich widokow, przezyc, miejsc.... jedna nocka pod mokrym namiotem to zadne poswiecenie...zgodzicie sie chyba ze mna ;)) zazdroszcze w pozytwnym znaczeniu i z zapartym tchem otwieram zawsze Wasza strone w nadzei na cos NOWEGO... ;)) buziaki
 
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022