Geoblog.pl    gryka    Podróże    Podróż Dookoła Świata część II    Uluruuuuuuuuuuuuuu!!!!!
Zwiń mapę
2009
30
gru

Uluruuuuuuuuuuuuuu!!!!!

 
Australia
Australia, Uluru National Park
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19667 km
 
Kurcze! Mamy nadzieje, ze po obejrzeniu fotek również zwariujecie!:) i ze nam wybaczycie ich ilosc...:) Mielismy spory problem z ich wyborem (ale tym na szczescie zajmuje sie Danusia) bo tylko o samym wschodzie slonca zrobilismy ich ponad 100...
Ale po kolei.
Pobudka była o nieludzkiej porze. Już przed godzina 6 rano czekalismy na autobus, ktory miał nas zabrac na 3-dniowa wycieczke w najslynniejsze w Australii miejsce - Park Narodowy Uluru i Kata Tjuta. Zdecydowalismy sie zaplacic kosmiczne - jak dla nas - pieniadze za ten wyjazd (po 320$!!, w tym 25$ wstep do parku narodowego), bo tak naprawde nie było innej opcji. Samemu nie ma szans, żeby tam sie dostac. Tym bardziej czekanie na watpliwego stopa w takich temperaturach było wysoce ryzykowne... Dlugo sie zastanawialismy nad opcjami zwiedzenia Uluru i wyszlo nam, ze jednak zorganizowana wycieczka to jedyne rozwiazanie.
W autobusie bardzo przyjemnie. Mloda i energiczna przewodniczka i kierowca w jednym, ladnie mowila po angielsku wiec moglismy wiekszosc jej opowiesci zrozumiec (nie wszystko rzecz jasna!:-)), z glosnikow lecialy dobre, rockowe kawalki, czulismy sie tylko odrobine dziwnie, bo w gronie 21 pasazerow byliśmy chyba najstarsi... Chyba po 3 godzinach jazdy wszyscy przykleili sie do okien. Zaczely pstrykac aparaty i zapanowalo ogolne podniecenie. Przed nami pojawil sie ogromny plaskowyz!! Uluru! Haha! Otoz nie! Przewodniczka miala ze wszystkich niezly ubaw:)) To był Mount Conner. Skala bardzo podobna do Uluru, duzo wieksza, jednak nie jest tak swieta, nie jest tak slynna, nie jest tez monolitem. Kolo poludnia dotarlismy do Parku Narodowego Watarrka i slynnego Kings Canyon. Przed wyruszeniem na 3-4 godzinna wycieczke dostalismy na lunch po kanapce, batonie energetycznym i jablku. Do plecaczkow powedrowalo tez sporo wody. W tym jednym z najgoretszych miejsc na swiecie trzeba pic minimum litr wody na godzine. Faktycznie. Temperatury nieziemskie, straszny skwar, pelne slonce. To było pieklo! Ale za to jaka okolica! Na totalnym pustkowiu wyrastaja gory. Ich srodek przeciety kanionem. I te kolory! Przewodniczka w tak zwanym miedzyczasie opowiadala rozne historie zwiazane z powstaniem tych gor, z ludzmi zamieszkujacymi dawniej okoliczne tereny, troche historii - bardzo przyjemnie:) Okropnie zmeczeni wedrowka po gorkach, ale glownie upalem wrocilismy na parking. Po drodze na nocleg zebralismy chrust i kolo 18 byliśmy na miejscu biwakowym w srodku australijskiego buszu:) Kapitalna sprawa. Wszyscy ochoczo zabrali sie za pomoc w przygotowaniu obiadu (poza jedna tylko osoba:-)). Z ciagnietej za autobusem przyczepy trzeba było wyladowac sprzet kuchenny i biwakowy, jedzenie, przenosne lodowki. W jednej z nich było zakupione wczesniej piwko!:) W biwakowych kocherach przewodniczka przygotowala pyszne jedzonko: ziemniaki z innymi warzywami na ostro, ryz, cos w rodzaju sosu bolonskiego z duza iloscia mieska i cos tam jeszcze. Najwazniejsze, ze wszystko było bardzo dobre i w ilosciach pozwalajacych napelnic okropnie wyglodniale zoladki:) A na deser piwo, dogasajace ognisko, ogromna przestrzen dookoła, rozne i ciekawe dzwieki z buszu i w srodku my w buszmenskich spiworo-materacach (to taki ponoc australijski wynalazek). Nocka pod golym niebem z milionem gwiazd nad glowami i milionem mrowek pod tylkami była kapitalna! Tylko krotka...
Pobudka o 5... Masakra! Szybkie sniadanie: tosty, dzem, maslo orzechowe, kawa. Znowu ladnych pare kilometrow i dojechalismy do Kata Tjuta. To komleks niesamowitych skal kilkadziesiat kilometrow od Ayers Rock. I jadac tam moglismy pierwszy raz okazje spojrzec na to wlasnie cudo! Nad totalnie plaski horyzont wystawala sama ona! Magiczna i swieta gora! Ayers Rock! Uluru! Byliśmy w szoku... Niesamowite... Ale do niej wrocimy pozniej:)
W Kata Tjuta znowu parogodzinny spacer przez Valley of the Winds Walk. Dzieki temu, ze byliśmy tam już przed 9 to nie było tak strasznie goraco. Jednak spore zapasy wody, dlugie rekawy, okulary, czapki itd. I znowu cudownie! Kata Tjuta były przepiekne. Brunatno-czerwone skaly odcinajace sie na tle blekitnego nieba... Caly czas chodzilismy z aparatem przy oku i glowami zadartymi do gory:) Bajecznie! Przewodniczka Sara dalej dzielnie spelniala swe powinnosci i tam także opowiadala ciekawe historie. Pokazywala m.in jak uzyskiwanano z kamieni naturalne pigmenty i jak Aborygeni zdobili swoje ciala i przedmioty rytualne roznymi kolorami:)
Potem znowu do autobusu i dotarlismy do bazy noclegowej niedaleko kompleksu hotelowego w Yulara poza Uluru N.P. Tam mielismy chwilke przerwy. Moglismy sie wykapac pod prysznicem, albo w basenie z zimna woda (albo w jednym i drugim:-)), napic wciaz zimnego piwa (bo na ziemi Aborygenow pic alkoholu nie wolno, nawet piwa i nawet w autobusie...), Sara przygotowala pyszny lunch. Tym razem nie były to tylko kanapki (czego sie wszyscy obawiali!) ale placki w rodzaju pity, sporo roznych warzyw, sosow, tunczyk i jakas wedlina. Jeśli ktos miał za malo to do dyspozycji był jeszcze chleb i smarowidelka. Dobre było!:)
Po krotkim blogostanie podjechalismy pod Uluru. Ja pierdykam! Robi autentycznie niesamowite wrazenie... Sara opowiedziala nam sporo o swietej gorze, o ludziach - sami siebie nazywaja Anangu, o ich kulturze, wierzeniach i rytualach - zawartych w systemie filozoficznym Tjukurpa. Zwiedzilismy miejscowe muzeum, gdzie moglismy uzupelnic nasza wiedze o Uluru i obejrzec przez szybe eksponanty w galerii (bo była zamknieta:-)). Ale i tak miejsce bardzo ciekawe. Po tym wstepie przyszla pora na najwazniejsze. Pierwszy spacer pod Skale! Kurcze! Nie potrafie tego opisac... Znowu myslalem, ze sie porycze. Nie moglismy w to uwierzyc. Stalismy 2cm od Uluru... A nawet jej dotykalismy:) Tego dnia tylko krotki spacer do jednego ze swietych miejsc w Skale - Mala Puta. Jutro czekala na nas reszta!:)
W drodze powrotnej odwiedzilismy Talinguru Nyakunytjaku - jeden z najslynniejszych punktow widokowych z rozlegla panorama na Uluru i Kata Tjuta i zatrzymalismy sie jeszcze na specjalnym parkingu, żeby obejrzec Ayers Rock w promieniach zachodzacego slonca. Cala masa autokarow i samochodow. Stoliczki nakryte bialymi obrusami i z kieliszkami szampana (to jednak tylko dla "specjalnych" turystow z gruba kasa...) Ale slonce zrobilo numer i schowalo sie za chmurami. Tak wiec musielismy obejsc sie tylko smakiem i poczekac do jutra. Na noclegu tylko obiad, kto miał sily to sie jeszcze wykapal, dopilismy piwa i spanko. Tylko jeszcze krotsze niż wczesniej, bo czekala nas pobudka, aby pojechac na wschod slonca!
O 4.30 wszyscy byli już na nogach. Ledwo zywi, z przymknietymi oczami, niemal po omacku zwijalismy oboz i do autobusu. Podziwialismy Sare jak ona to wszystko tak dobrze wytrzymuje?! Jednak jeszcze przed wschodem slonca było wiadomo, ze znowu może być kiepsko. Na niebie sporo chmur. Nie była to skorupa, ale pelno malych chmurek, ktore skutecznie mogą nam przyslonic ponoc spektakularne widoki. Zapadla decyzja, ze w takim przypadku jedziemy na punkt gdzie oglada sie zachod, a nie wschod slonca. Dobra. Oprocz naszego autobusu jeszcze kilka innych wycieczek. Sara przygotowywala sniadanie, a my czekalismy na wschod wpatrujac sie w Uluru. I zaczelo sie! Ja piernicze! Cale szczescie, ze byliśmy z tej strony. Skala wprawdzie caly czas pozostawala czarna, ale to co sie dzialo ponad nia i dookoła niej przeroslo nasze oczekiwania. Wschodzace slonce z wielobarwnymi promieniami i tlem we wszystkich odcieniach teczy. W to wszystko wplatane chmury o bajecznych ksztaltach odbijajace te kolory. I w srodku caly czas ona! Czarna, tajemnicza, monumentalna, cudna... Chyba ze dwie godziny sterczelismy na parkingu i niemal w absolutnej ciszy wpatrywalismy sie w ten zjawiskowy teatr natury. Slychac było tylko pstrykanie aparatow, ciche szepty i mlaskanie, bo Sara podala sniadanie:) jeszcze teraz mamy te obrazy przed oczami...
Zwinelismy oboz i pojechalismy pod Skale. Sara dala nam czas, żeby obejsc Uluru dookoła i nasycic oczy przepieknymi widokami, a umysly majestatem i tajemniczoscia tego miejsca... Było bosko. Oczywiście potwornie goraco, ale to nie mialo znaczenia. Byliśmy pod Uluru! Spacer pozwolil nam obejrzec wszystkie swiete miejsca Mala Pula, Warayuki, Tjukatjapi, Taputji, Kuniya Piti i Pulari(oczywiscie przepieknych, ale w których niestety nie można robic zdjec i staralismy sie to uszanowac), obejrzelismy rysunki pierwotnych mieszkancow sprzed 4.000 lat kolo Mutitjulu Waterhole... Do tej pory nie zdawalismy sobie sprawy, ze Uluru jest tak bogate, ze nie jest jednorodne, ze ma sporo jaskin, malych wawozow i tyle swietych miejsc. Ze jest tak cudne...
Generalnie na Skale można wchodzic. Jest wytyczony szlak i zabezpieczony lancuchami. Ale: po pierwsze - to dla Aborygenow swiete miejsce i jest sporo sugestii, aby tego nie robic; po drugie - taka wspinaczka może być bardzo niebezpieczna: skala jest bardzo sliska, stroma, przy silnym wietrze i upalach powyzej 50 stopni w sloncu bywa często zabojcza; po trzecie - na gorze jest ponoc jedna wielka, smierdzaca toaleta... Wobrazcie sobie rowniotka skale, na ktorej zalatwia swoje potrzeby kilka tysiecy osob rocznie... To nas troche zdziwilo, ze faktycznie - przy Uluru było tylko jedna toaleta przy muzeum i wszyscy biegaja po krzakach. My nie mielismy zamiaru wchodzic na Ayers Rock (potrosze ze wszystkich trzech powodow), a poza tym w okresie letnim szlak jest zamykany.
Z wywieszonymi jezykami dotarlismy do autobusu. I to już prawie koniec. Jeszcze tylko lunch w bazie noclegowej (to samo co dzien wczesniej - tak samo dobre) i w drodze do Alice Springs krotki postoj przy brzegu slonego jeziora. Tez piekne miejsce! Nie szlo tam jednak wytrzymac, bo nie było nawet skrawka cienia. Zaczalem mierzyc temperature i zegarek wskazywal 52,4 stopni (no fotce jest już troche mniej). I ciagle wkazania piely sie w gore, ale nie dalismy rady poczekac do konca pomiaru... Potem - już tylko 100km przed AS - przerwa na Camel Farm. Jednak my na przejazdzke wielbladami nie dalismy sie już skusic:) Przed 17 dotarlismu do miasteczka. Sara obwiozla wszystkich pod ich kwatery. Nas na samym koncu zawiozla pod drzwi domu Johna. Byliśmy niesamowicie zmeczeni po 3 intensywnych dniach, pelnych niesamowitych wrazen i niezapomnianych doznan i 2 bardzo krotkich nocach. Jednak maksymalnie szczesliwi, ze byliśmy w Uluru!!
U Johna niestety tylko jedna nocka. Zrobilismy szybkie pranie, zjedlismy obiad przygotowany przez kolejnego goscia z Couch Surfing przyjetego przez Johna i przed 22 padlismy niemal niezywi. Jutro mielismy zamiar jechac stopem dalej na poludnie przez centralna Austarlie. Pomysl dosyc szalony, ale nie mielismy wyjscia. Sprawdzilismy wszystkie opcje transportu i nic nie miescilo sie w naszym limicie finansowym...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (105)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (11)
DODAJ KOMENTARZ
Mario
Mario - 2010-01-04 04:55
Po twoim opisie czekam teraz tylko na fotki...

Trzymam kciuki... i czekam na kolejne wpisy, jakbyscie potrzebowali kontakt w Sydney to dajcie znac na marioj@infinito.it
 
BPE
BPE - 2010-01-04 10:12
świątecznych życzeń nie złożyłam, ale teraz jeszcze nie za późno na zyczonka noworoczne - wszystkiego NAJ i oby i ten rok przyniósł Wam mnóstwo wspaniałych wrażeń i dobrze kończących się przygód !!!
 
ARTI
ARTI - 2010-01-04 15:10
No, no - niebawem stuknie Wam 20.000km na liczniku! Powodzenia!!!
 
Monia z Rafciem
Monia z Rafciem - 2010-01-05 01:54
Jestescie normalnie okrutni...taki opis a zdjec brak... to swego rodzaju tortury... czekam z niecierpliwoscia...
trzymamy za Was kciuki
 
Sylwia Wytykowska
Sylwia Wytykowska - 2010-01-05 11:40
Noworoczne życzenia - jakie cudne miejsce na święta i nowy rok!!!!!!!! śledzę, śledzę - jesteście niesamowici!!!!
 
JUDI
JUDI - 2010-01-05 14:41
Faktycznie podpuściliście i co żadnego zdjęcia ??? znęcacie się nad nami ;)
Czekamy z niecierpliwością na fotki
Pozdrawiamy i trzymamy jak zawsze kciuki :):)
 
Sylwia B.
Sylwia B. - 2010-01-06 10:20
Fantastyczne zdjecia!!! Jestem zauroczona!
 
JUDI
JUDI - 2010-01-06 16:02
Dziękujemy za piękności :) Od razu lepiej ;)
 
Monia
Monia - 2010-01-06 18:59
Tych zdjec nie trzeba komentowac.... tylko kontemplowac... ech...bajka... dzieki Tomciu za dotrzymanie obietnicy.
pozdrawiamy
 
Mario
Mario - 2010-01-07 22:47
Fotki zaje... fajne... Australia tez kiedys jest w Naszych planach... nam nadzieje ze i tam trafimy... Pozdrawiamy z ziemnego juz o tej porze roku Rzymu
 
Jacek i Hanka
Jacek i Hanka - 2010-01-18 12:33
Warto było czekać na te zdjęcia :-)
Uluru,to porywający taniec wszechobecnej czerwieni,błękitu i ku zaskoczeniu...zieleni.
Natomiast niebo przy wschodzie słońca,to już zabawy natury z photoshopem ;-)
Pozdrowienia z mroźnego Poznania.
 
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022