Wracając z północy, zatrzymujemy sie jeszcze na dwóch plażach: Los Teresitas (o tym w następnym odcinku) i na Playa De Los Abriguitos koło wioski Abades. Na wzgórzach za wioską istniała niegdyś wioska trędowatych.
Mamy tu nadzieję zobaczyć żółwie... Podobno pora ranna, jak i wieczorna to najlepsze momenty na ich spotkanie, bo wtedy ruszają na żer. W trawach porastających dno szukaja pożywienia, od czasu do czasu wyniurzając się dla złapania powietrza.
Parkujemy przy samym morzu. Woda jest znów wzburzona :-( A to miejsce podobno słynie ze spokojnej wody...
Nie zrażając się, ubieram maskę i płetwy i płynę w kierunku kilku nurków. Pewnie wiedzą, gdzie płynąć, żeby spotkać zółwie!
Woda jest bardzo wzburzona...mało, że nie widzę żadnych żółwi, to nawet nie widać żadnych ryb... W pewnym momencie nagle koło mnie odkrywa sie kawałek skały...Ups, nie podoba mi sie to. Jestem już dość daleko od brzegu, nurków nie widać. Wracam. To nie ma sensu.
Kiedy dopływam na brzeg, podekscytowany Tomek krzyczy: widziałaś? Był zaraz koło Ciebie! Ogromny!
- Że co? Nie... Myślałam, że to skała...
Przez następne kilkanaście minut obserwujemy morze przez lornetkę. Tomek nadal widzi wynurzające się z wody sylwetki żółwi. Zaczynam też je widzieć... Ale cos mi tu nie gra... Ten żółw, na którego patrzę, za każdym razem wygląda dokładnie tak samo, pod tym samym kątem wynurzający się z morza... To musi być...ta skała! Tomek po dłuższym namyśle i kolejnej obserwacji daje za wygraną...
- Zrobiłem kilkanaście fotek żółwiowi ze skały!!