Moglibyśmy wjechać pod szczyt Teide kolejką, ale Tomkowi nie zależy i twierdzi, że lepsze widoki będą z punktów widokowych, niż z góry. Ja bym oczywiście wjechała, ale tym razem nie mam siły przebicia. Fakt, że widoczność nienajlepsza (choc jedna z najlepszych w trakcie naszego pobytu), na sam szczyt nie wejdziemy (2 miesiące przed terminem nie było juz możliwośći załatwienia permitu), poza tym wulkanów w życiu widzieliśmy juz sporo i nie wiem, czy dużo może nas tu zaskoczyć.
Widoczki z drogi i z kilku punktów są naprawdę imponujące i można się pozachwycać. W szczególności Mirador de la Ruleta, skąd można wejść na 2 małe górki (co oczywiście czynię) i podziwiać pola lawy, ciekawe skałki, no i sam szczyt Teide prezentuje sie tu wspaniale. Az nie wygląda, że ma wysokość aż 3,715 m n.p.m (to najwyższy szzczyt Wysp Kanaryjskich i zarazem całej Hiszpanii).
Po drodze mijamy też dolną stację kolejki na Teide i sznur samochodów na dróżce doń prowadzącej. Ciekawe, co sie tu dzieje w sezonie...
W punkcie Mirador de Alto de Guamaso robimy sobie przystanek na mały spacer wokół małego wulkanu. Spacer zajmuje mi mniej niż pół godziny, nie ma tu żywej duszy (oprócz jaszczurek), a ze ścieżki mogę podziwiać ciekawą roślinność, oczywiście Teide, okoliczne górki, morze uroczych sosen, a w dole La Orotavę i Puerto de La Cruz. Widoczki sa nieco zamglone, robi się bardzo gorąco. Tomek, po krótkim rekonesansie, postanawia na mnie poczekać na parkingu.
Zjeżdżając w stronę La Orotavy przystajemy na punkcie widokowym, skąd też dobrze widać panoramę wspomnianych miasteczek.