Następnego ranka mamy podwózkę z koleżanką do Edynburga, która też zmierza na to samo lotnisko, odebrać brata. Po drodze jakieś niespodziewane korki, ale na szczęście stawiamy się na czas na lotnisku. Jest wyjątkowo nerwowo, bo w tamtym czasie wszędzie trąbią o wolnych odprawach i konieczności zapasu czasowego przed lotem.
No i niby wszystko ładnie poszło z odprawą, ale…. nasz samolot do Oslo wyleciał z prawie dwugodzinnym opóźnieniem… Podobno za mało pracowników w obsłudze. A my musimy się przesiąść na następny lot do Harstad-Narwik. Czas na przesiadkę skurczył się nam drastycznie i skończyło się na szalonym biegu po lotnisku, błaganiu wszystkich o przepuszczanie w kolejkach i… złapaniu następnego samolotu dosłownie w ostatniej chwili. Uff.