Geoblog.pl    gryka    Podróże    Indonezja 2018    Dwa kompleksy świątynne
Zwiń mapę
2018
22
wrz

Dwa kompleksy świątynne

 
Indonezja
Indonezja, Borobudur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16268 km
 
Nic to. Czas fantastycznej podróży do Indonezji nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Już za moment mieliśmy wsiąść do samolotu i odlecieć na Zachód. Ale zanim miało to nastąpić, to czekała nas jeszcze wisienka na torcie. Nie wiem, czy tak specjalnie zrobiliśmy, że zwiedzanie bodajże największej atrakcji turystycznej Indonezji zostawiliśmy sobie na koniec, czy to wyszło raczej z przypadku. Fakt faktem, że przed nami był właśnie dzień na odwiedzenie Borobudur. To jedna z największych świątyń buddyjskich na świecie. Za wiki: „Piramidalna konstrukcja świątyni odzwierciedla buddyjską wizję świata. Ma budowę tarasową, na pięciu czworobocznych tarasach dolnych znajdują się reliefy przedstawiające sceny z życia Buddy i dżataki (opowieści o poprzednich wcieleniach Buddy). Na trzech górnych tarasach kolistych mieszczą się 72 dagoby (stupy/candi), zaś w każdej z nich (poza jedną) znajduje się figura Buddy. Całość wieńczy większa od innych dagoba. Bok najniższego tarasu ma 111 metrów długości, całość zaś wysokość 35 m. Budowla nie posiada pomieszczeń wewnętrznych, przeznaczona jest do rytualnej pielgrzymki, na trasie której rozmieszczone są płaskorzeźby przedstawiające sceny z życia Buddy o łącznej długości około 6 km. Jest to ponad 2000 reliefów, wykonanych z szarego trachitu. Jeden z pomników Buddy w pozie medytacyjnej jest uważany za przynoszący szczęście. Lokalni przewodnicy mówią, że jeśli kobieta dotknie pięty Buddy a mężczyzna jego palca, będzie im towarzyszyć szczęście.”
Długo zastanawialiśmy się, którą opcję zobaczenia Borobuduru wybrać. To kolejna atrakcja Indonezji z serii „należy zobaczyć o wschodzie słońca”. Każdy zapewne kojarzy spektakularne zdjęcia z wyłaniającymi się z porannej mgły „dzwonami”... OK, niech będzie jeszcze raz pobudka o jakiejś nieziemskiej porze. Raczej już na Jawę nie wrócimy. Pozostaje pytanie czy wybrać opcję droższą „na wschód słońca”, czyli przed oficjalnym otwarciem bramek czy może być tam w gronie pierwszych przy otwarciu o godz.6 rano. Stracimy może moment wyłaniania się świątyni z mgły, ale zaoszczędzimy trochę grosza. Późniejsze zwiedzanie w tłumie turystów i palącym słońcu stanowczo nam się nie uśmiecha. A...i jest jeszcze opcja oglądania wschodu ze wzgórza Setumbu, oddalonego kilka kilometrów od Borobudur. Że niby taniej, a też ładnie. Dojechać motorkiem na własną rękę czy może wziąć udział w zorganizowanej wycieczce? A może połączyć to jeszcze z hinduistycznym kompleksem świątyń Prambanan?...To z kolei kompleks świątynny, po drugiej stronie miasta, ponoć podobny, tylko mniejszy, do świątyń Angkor Watt. I opinie są takie, że jeśli już ktoś był w Kambodży i widział Angkor, to tymi świątynkami Prambanan będzie zawiedziony.
Nie mogliśmy się doczekać, żeby to cudo zobaczyć na własne oczy. Za pośrednictwem naszej hostelowej gospodyni załatwiliśmy sobie ostatecznie wycieczkę zorganizowaną (motorek po zasmrodzonych, zatłoczonych ulicach nie bardzo nam się uśmiechał) tylko do Borobudur. Wybraliśmy opcję transportu, wejścia na teren świątyni przed wschodem słońca i małe śniadanie na koniec w hotelu (obowiązkowe). Prambanan trochę nam nie dawał spokoju, ale decyzja zapadła. Pobudka jakoś kompletnie w środku nocy. Tuż przed hostelem znaleźliśmy człowieka, który okazał się naszym kierowcą. Wsiedliśmy do busika i zaczęła się zabawa. Byliśmy chyba pierwszymi w aucie i przynajmniej dobrą godzinę jeździliśmy jeszcze po wszelkich możliwych i niemożliwych zakątkach Yogyakarty zbierając pozostałych uczestników wycieczki. Norma.
Na miejsce dotarliśmy godzinę przed wschodem. Wystarczająco dużo czasu, żeby wykupić bilety i zarejestrować się w recepcji hotelowej hotelu Manohara. Ciemno. Pomimo wczesnej pory, już jest ciepło. Dużo ludzi. Wszyscy z latarkami. Setki osób wgramoliło się na ostatnie tarasy świątyni i czekało. No bo to ponoć najciekawszy element zwiedzania Borobudur! Oczekiwanie na pierwsze promienie wschodzącego zza okolicznych gór słońca i oświetlającego tymiż pierwszymi promieniami najwyższe fragmenty świątyni. Do tego wszystkiego magiczna mgła otulająca okoliczne lasy miała dodawać tego niesamowitego uroku, który podziwiać można na niemalże wszystkich pocztówkach z Indonezji. Rozsiedliśmy się więc i my. Aparaty, latarki, statywy, kamery, lornetki… Jak jakieś targi sprzętu foto-video. Godzina wschodu zbliżała się dość szybko, ale wciąż było mglisto. Wszyscy wpatrzeni w jeden kierunek. Coraz jaśniej, ale wciąż nic. Po kolejnych minutach dalej nic. Po następnych wciąż nic. Mgła, chmury, może trochę jaśniej. I tyle…. Wytrzymaliśmy tam może jeszcze godzinę i wciąż nic się nie zmieniało. Mgła nie ustępowała za bardzo, a ciężkie i granatowe chmury skutecznie blokowały widok na okalające nas góry, no i blokowały słońce przede wszystkim. W końcu się pojawiło, gdzieś tam już wyżej, zamglone tak samo jak wszystko wokół. Dupa więc blada i kompletna. Wszystko dookoła szare i bez wyrazu. Ludzie też. Zawiedzeni i troszkę zdegustowani. Ze mną w czołówce tego zdegustowania. Oczywiście, to że wschód się nie udał, to było spore rozczarowanie. Ale to nie był dla mnie problem. To jest sama Natura, samo Życie, które rządzi się swoimi prawami, a my możemy być tylko wdzięczni za to, że czasami udaje nam się w ich cudownych spektaklach uczestniczyć. Teraz się nie udało, trudno. Tak czasami jest i już. Znamy to z doświadczenia. Ale sama świątynia. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Co prawda oglądałem sporo fotek i kilka filmików z tego miejsca, ale mimo to, miałem inne wyobrażenie o Borobudur. Myślałem, że jest może większe, że na większym terenie, że więcej tych mniejszych stupek. Sam nie wiem. Efekt był taki, że największa atrakcja Indonezji, zostawiona na sam koniec naszej podróży, okazała się dla mnie zupełnie mało atrakcyjna. Danusia była ok. Pozwiedzała tarasy, nacieszyła oczy płaskorzeźbami, zajrzała niemal w każdy zakamarek. No cóż. Nie powaliło mnie to. Ale to tylko moje zupełnie subiektywne odczucie. Skoro miliony osób odwiedzają to miejsce każdego roku, to pewnie coś w tej świątyni jest. Tylko mi nie udało się tego czegoś znaleźć.
Pojawiliśmy się po wszystkim koło 9 rano na parkingu przy busikach. Zdecydowaliśmy, że skoro tutaj jakiś taki niedosyt mieliśmy, to pojedziemy jednak do Prambanan. Oczywiście trzeba było dopłacić za transport, przesiąść się do innego auta, ale się udało. Kolejnych kilkadziesiąt minut w trzęsącym się jeździtku i już z mocno dającą się we znaki temperaturą. Nie spodziewaliśmy się jakichś ochów i achów, ale chcieliśmy ten kompleks zobaczyć. 
Spory teren. Dużo ludzi, straganiki, sklepiki, parkingi. Zrobiło się już baaardzo gorąco i trzeba było pomyśleć nad dodatkową butelką wody. Po załatwieniu formalności z biletami (bo grupy zagraniczne płacą inaczej i mają wydzielone kasy) mogliśmy wreszcie wejść do kompleksu. Pierwszy zespół świątynny Candi Prambanan był rzeczywiście odrobinkę podobny do Angkor Watt. Ale i tak wrażenie bardzo pozytywne. Kapitalna architektura, bogate zdobienia, urokliwe zakamarki… Dzięki mapce, przy której zatrzymaliśmy się już na terenie, wiedzieliśmy, że do kolejnych dwóch świątyń można podjechać turystyczną a la kolejką albo zafundować sobie kilkanaście minut spaceru. Wybraliśmy tę drugą opcję. Candi Lambung zrobiła na nas chyba najmniejsze wrażenie, żeby nie powiedzieć, że wcale tego wrażenia nie zrobiła… Ot, taka kolejna świątynia, jakich widzieliśmy w samej Indonezji dziesiątki. No, ale była po drodze do Candi Sewu, więc nic nie straciliśmy. No a Sewu Temple fantastyczna! Zdecydowanie warta spaceru na sam koniec kompleksu! Główna budowla też takiego angkorowatego charakteru. Piękna i tajemnicza. Ale chyba największe na nas wrażenie zrobiło to wszystko, co było dookoła. Dziesiątki, o ile nie setki mniejszych stupek okalających główną świątynię. Niestety, zdecydowana większość z nich uległa zniszczeniu podczas fatalnego w skutkach trzęsienia ziemi z 2006 roku. Ale miejsce kapitalne! 
Bardzo dobrze, że zdecydowaliśmy się na podjechanie jeszcze do tego miejsca, bo po samym Borobudurze mieliśmy spory niedosyt. Teraz – byliśmy spełnieni i zadowoleni! Wiedzieliśmy, że w Yogyakarcie warto było się zatrzymać!


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (29)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022