Geoblog.pl    gryka    Podróże    Indonezja 2018    Gdzie kicz miesza się ze sztuką
Zwiń mapę
2018
21
wrz

Gdzie kicz miesza się ze sztuką

 
Indonezja
Indonezja, Jogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16242 km
 
Mieliśmy nadzieję, że autobus pojedzie do Makasaru trochę dlużej niż te 10 godzin, bo samolot na Jawę odlatywał dopiero wczesnym popołudniem. Nie chcieliśmy kwitnąć na lotnisku pół dnia. Ale kwitnęliśmy. Nocny autobus jechał dużo sprawniej niż dzienny. Wyjeżdżalismy z Tana Toraja koło 22.30, a już tuż po 4 nad ranem byliśmy przy lotnisku. I to nie w centrum miasta, tylko przy lotnisku. Cholera... Półprzytomni jakoś wygramolilśmy się z naszych wygrzanych i wygodnych siedzeń, pozbieraliśmy bagaże i wylądowalismy na lotnisku. Kiepsko. Przed nami 10 godzin czekania. Przeżylismy jednak jakoś. Choc być może zrobilismy bląd. Danusi chodziło po głowie, żeby wykupić pokoik w przylotniskowym hotelu i za kilkanaście funtów i pospać jeszcze trochę w przyjemnym zapewne łóżku. No, ale z tego nie skorzystaliśmy. Totalnie wymięci, zmęczeni i znużeni doczekaliśmy jakoś samolotu. Po 3 godzinach wylądowaliśmy na Jawie w Jogyakarta. Miasto spore, lotnisko kawałek poza centrum. Dowiedzieliśmy się wcześniej jak tam działają taksówki i ile powinien kosztować kurs do Losmanos Hostel. Nie było więc z tym problemów i pół godziny później zameldowaliśmy się na naszym ostatnim noclegu w Indonezji. Hostel Losmanos prowadzony jest przez Polkę, która od kilku lat mieszka, no i pracuje w Indonezji (polecamy blog emiwdrodze.pl, gdzie znajdziecie mnóstwo przydatnych informacji). Miejsce bardzo przyjemne i śmiało godne rekomendacji. Niby w mieście, ale tych kilkadziesiąt metrów wąskich alejek oddzielających hostel od tętniących życiem szerokich ulic, robi swoje. Nie czuć miasta, a czuć w powietrzu błogi spokój i wszechogarniającą leniwość. Czyli to, co rasowy hostel mieć powinien przede wszystkim! Kilka dormitoriów, chyba ze dwa lub trzy pokoiki dwuosobowe, mały bar i recepcja, urokliwe toalety, a pośrodku przyjemny basenik. Kapitana lokalizacja, dookoła sporo knajpek, sklepików i wszystkiego, czego człowiek w podróży potrzebuje. Bardzo nam się to wszystko spodobało, tym bardziej, że mieliśmy tam zostać 3 ostatnie noce naszego urlopu. Nie mieliśmy siły, a tym bardziej ochoty na jakiekolwiek intensywne działania tego dnia. Po zwiedzeniu najbliższej okolicy i zjedzeniu obiadu, spotkaliśmy się z właścicielką – Emilią. Wyciągnęliśmy od niej sporo ciekawych informacji i ustaliśmy plan na dzień następny. Bo plan na Jogyakartę był dość prosty: ze zwiedzania kompleks świątynny Prambanan i majestatyczna stupa Borobudur. A poza tym jakieś małe zakupy ostatniego dnia i finito. Za pośrednictwem jej recepcji załatwiliśmy sobie „wycieczkę” na wschód Słońca do Borobudur i do Prambanan. Chodził nam po głowie motorek, ale jakoś nie miałem ochoty na pokonywanie sporych jednak odległości w tym szalonym dość, było nie było, ruchu ulicznym. Szybko nam się udzielała atmosfera miejsca i jakoś chyba kompletnymi resztkami silnej woli udało nam się z hostelu wyjść na krótki spacer. Powędrowaliśmy na Plac Alun Alun Kidul, który nocą przeistaczał się zupełnie. Za dnia, ten plac – park, to dość spory teren, otoczony uliczkami ze sklepami i knajpkami, a sam on porośnięty jest mizernej urody trawnikiem i dość wyliniałymi drzewami. Ale wieczorem! To już zupełnie inna bajka! Tysiące ludzi, piknikowa atmosfera, dzieci, rodziny, zabawy, kocyki, jedzenie, muzyka, baloniki, stragany, świecidełka i co tylko dusza zapragnie, a wyobraźnia da radę wymyślić! To wszystko tam było!. No, ale przede ONE! Samochodziki! A właściwie to nie samochodziki, tylko jeździtka napędzane jak rowery. Taka cepelia głęboka, ale bardzo się to wszystkim chyba podoba! Cały plac dookoła oblepiony kolorowymi samochodzikami. Setki ich. To takie niby rowerki, obudowane przeróżnymi kształtami, czasami przypominające jakieś marki samochodów, czasami postaci z bajek, czasami nie wiadomo co, a do tego miliony światełek i światełeczek. Kicz totalny, ale zabawa świetna! Pokręcilismy sie po zatłoczonym placu kilkanaście minut, nie daliśmy się namówić na przejażdżkę jeździtkiem i spacerowym krokiem, zmęczeni ale uśmiechnięci, podreptaliśmy do Losmanos. Spaliśmy jak zabici! 2 dni później zwiedziliśmy w Jogyakarcie jeszcze zatłoczony Pałac Wodny Taman Sari. To dawny kompleks wypoczynkowy sułtana. Można zajrzeć, ale bez szału. Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania Kratonu, czyli głównego Pałacu Sułtana, po kilku mało pochlebnych relacjach. Ponoć sułtan Jogyakarty wciąż tam mieszka, ale miejsce jest zaniedbane i tak naprawdę nie ma co oglądać. Cóż, tych informacji nie zweryfikujemy. Daliśmy się jednak „nagonić” do galerii, gdzie tworzy się prawdziwe, oryginalne batiki. I nie żałujemy, bo było to interesujące miejsce, gdzie facet objaśniał jak tworzy się te specyficzne malowidła na materiale. To technika polegająca na kolejnym nakładaniu wosku i zamaczaniu tkaniny w barwniku, który farbuje tylko miejsca nie potraktowane woskiem. Generalnie dużo z tym zabawy (proces trwa nawet kilka dni), ale efekt końcowy kapitalny! Skusiliśmy się na jeden taki obraz :-) Poza tym samo miasto nas nie powaliło. Trochę fajnych wąskich uliczek w okolicach Pałacu Sułtana, gdzie Danusia spotkała starszego pana, który za wszelką cenę próbował namówić swojego ptaka do śpiewu (bezskutecznie), sporo murali na domach i przyjemne knajpki. Poza tym po prostu duże i hałaśliwe miasto. Pewnie jakby pobyć tu dłużej, to poznało by się więcej jego uroków...W końcu to kulturalna stolica Indonezji.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (21)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27.5% świata (55 państw)
Zasoby: 586 wpisów586 651 komentarzy651 10301 zdjęć10301 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
30.08.2024 - 23.09.2024
 
 
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022