Wszystko szło gładko. W Blues Guest House pyszne śniadanko a chwilkę później podjechało po nas auto, które miało nas zabrać na łódkę. Wszystko ładnie zaaranżował nasz Gospodarz. Kosztowało nas to jakieś znośne pieniądze (około $50 za 2 osoby), w cenie transport, około 6 godzin na łodzi/w wodzie i lunch na dzikiej plaży. W Pemuteran zatrzymaliśmy się tylko na chwilkę przy biurze agencji, zabraliśmy resztę uczestników wycieczki i pojechaliśmy na plażę. Szybkie pakowanie na małą łódkę i po kilkudziesięciu minutach byliśmy już u północnych wybrzeży wysepki Menjangan. Mieliśmy dwóch przewodników, którzy z nami pływali. Jeden zajmował się parką nurków z butlami itd, a drugi naszą szóstką, która preferowała oglądanie rybek raczej tuż spod powierzchni wody. A rybek całe stada i ogromna różnorodność! Woda była tutaj głębsza niż przy Komodo. Była więc też inna perspektywa oglądania, a woda miała wyraźniejszy, błękitny kolor. W pierwszym miejscu nurkowym efekt tej podwodnej przestrzeni potęgowała jeszcze bardziej ogromna przepaść ze stromą, niemalże pionową ścianą. Czasami aż ciarki nam biegały po plecach, kiedy ciekawie zaglądaliśmy w te morskie czeluście. Uspakajaliśmy się, kiedy z tych głębin wydobywały się bąble powietrza mknąc szybko do góry. Wiedzieliśmy, że pod nami są nurkowie z jednym z przewodników.
Danusia miała jakiś ból pęcherza i ostatnie kilkanaście minut nie mogła się już doczekać końca tej zabawy. Fakt, że jedno wejście do wody to ponad pół godziny praktycznie bez możliwości wskoczenia na łódkę. Trudno w to uwierzyć, ale nawet trochę zmarzliśmy!
Po wydobyciu wszystkich z wody podpłynęliśmy na uroczą dziką plażyczkę. Zjedliśmy zimny niestety lunch, chwilkę sjesty na białym piasku i poszukiwanie ciekawych muszelek.
Drugie miejsce było płytsze i bardziej kolorowe. Nie tylko akwariowe rybki, ale piękna rafa koralowa robiły swoje. Danusia na szczęście doszła do siebie. Pozwolono nam znowu na dość długie moczenie się w wodzie, więc zupełnie spokojnie, wręcz sielsko i leniwie, mogliśmy przybierać płetwami i cieszyć oczy tymi bajecznymi widokami. Między innymi udało się zobaczyć wielką barakudę. Wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie nurkowanie w Indonezji. Szkoda. Jeśli chodzi o snorkelling, to te miejsca należą do najciekawszych na świecie. I absolutnie się z tym zgadzamy! Relacje sprzed kliku lat opisywały oprócz fantastycznych rybek, też tony kołyszących się na falach śmieci. Na szczęście ten problem rozwiązano, organizując jakoś w zeszłym roku chyba wielką akcję oczyszczania tego fragmentu rafy. Efekt jest taki, że nawet jednej foliówki w wodzie nie zauważyliśmy! Numerem 1 w Indonezji pod kątem snorkellingu pozostanie jednak nadal Park Narodowy Komodo :)
W drodze powrotnej przepływamy blisko świątyń na wyspie Menjangan. Po hindusku kolorowe, ładnie się prezentują.
Dzięki informacjom od naszego Gospodarza wiedzieliśmy, że nie musimy kombinować z transportem na Jawę. Mogliśmy więc tego dnia już tylko cieszyć się wakacjami, dobrym jedzeniem, zimnym piwem i ciszą naszego hostelu.