Rano budze sie niewyspana z bolaca glowa. A czeka nas kawal drogi. Najpierw autobus do Erfudu, potem grand taxi do Rissani. Mielismy polecony nocleg w Merzoudze w Ksar Bicha, ale na miejscu gostek z Panorama Hotel zdolal nas namowic na swoje lokum(nie polecamy tego pana). Duzo czasu minelo zanim zdolalismy mu przetlumaczyc, ze NIE JESTESMY ZAINTERESOWANI CAMEL RIDEM. W koncu uzgodnilismy transport w obie strony i nocleg z wyzywieniem. Z Merzouga jest taki problem, ze tam nie jezdza normalne autobusy, wiec trzeba cos wynajac. A ksary-noclegi porozrzucane sa wzdluz calej lachy piachu na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrow, wiec lepiej wczesniej wiedziec dokad sie konkretnie jedzie. Dlatego kazdy bialy, ktory tu dociera, jest narazony na atak setek naganiaczy biur organizujacych wycieczki i camel przejazdzki.
Wynajety kierowca dowozi nas na miejsce. Dostajemy pokoj bez lazienki, wiec szybko wyklocamy sie o ustalany wczesniej pokoj z lazienka. Poza tym jest ok, to znaczy nikogo oprocz nas i pani kucharki-pilnowaczki interesu tam nie ma. Po malym odpoczynku ruszamy na spacer po wydmach.
Lacha slicznego pomaranczowego mialkiego piachu jest dluga na 28km i szeroka na 7km. Dookola ciagnie sie szara kamienista hamada, a w tle majacza gory. Wydmy z daleka jawia sie jak objawienie, lsniac w sloncu.
Lazimy po wydmach na bosaka co jest niewatpliwa przyjemnoscia i niewatpliwa glupota, bo cholera wie, co tam moze w tym piachu lazic. Ale miejscowi tez laza na bosaka, wiec idziemy w ich slady. Mamy wielkie szczescie, ze jestesmy tu zima. W sezonie miejsce to zamienia sie podobno w jedna wielka turystyczna atrakcje, gdzie na niewielkiej przestrzeni wycieczka za wycieczka wychodzi w camel przygody. My juz jedna camel przygode przezylismy w Indiach. Bylo fajnie, ale raz wystarczy.
Wspinamy sie wiec na wydmy i podziwiamy widoki. Najwyzsza wydma ma ponoc 150m. W zachodzacym sloncu kolor piachu jest wrecz nierzeczywisty. Jest pieknie.
Szamanko szykuja nam bardzo przyzwoite i obfite.