Geoblog.pl    gryka    Podróże    Podróż Dookoła Świata część I    W strone kambodzanskiej granicy
Zwiń mapę
2006
19
lut

W strone kambodzanskiej granicy

 
Tajlandia
Tajlandia, Aranyaprathet
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 24158 km
 
Pobudka bylo bardzo wczesnie. Przyjechalismy do BKK planowo i juz przed godz.6 rano bylismy na dworcu. Z mapy wyczytalismy jakim autobusem mozemy wydostac sie na obrzeza miasta, troche informacji zdobylismy od obslugi dworca, zjedlismy szybkie sniadanie i w droge. Wyjazd z centrum Bangkoku zajal nam ponad godzine. Na dodatek nie zdazylismy w odpowiednim momencie wysiasc z autobusu i musielismy ladny kawalek wracac do naszego celu. A cel byl jeden: szosa wylotowa w kierunku granicy z Kambodza!:) Tak, tak! Angkor Wat zblizal sie wielkimi krokami! (a raczej my do niego:)). Zdazylo sie juz zrobic starsznie goraco. Cale szczescie ustawilismy sie pod jakims wiaduktem i mielismy troche cienia. Malo to pomagalo w tym upale, ale zawsze... Ruch na drodze byl spory. Cala masa fajnych autek, ale jakos nikt nie chcial nas zabrac... Stalismy chyba godzine zanim zatrzymal sie "nasz" samochod. Mila kobieta, caly czas cos opowiadajaca, spokojny facet za kierownica. Pamietacie "tatusia" z Agry...? No wlasnie...
Dobra! Jedziemy! Okazalo sie, ze jechali do swojego wiejskiego domu, kilkadziesiat kilometrow od granicy. Kobieta namowila nas, zeby sie u nich zatrzymac. Maja niby wielki dom, sa bardzo goscinni, nakarmia nas, przenocuja, a nastepnego dnia zawioza na granice. Brzmialo niezle! Czemu nie? Kalkulowalismy z Danusia, ze tego dnia robilo sie juz dosyc pozno i moze faktycznie lepiej gdzies sie zatrzymac, niz szukac noclegu zaraz za granica bo do Angkor i tak bysmy nie dojechali. Kobieta byla bardzo zadowolona, ze sie zgodzilismy jechac z nimi. Jej maz zatrzymal sie nawet przy przydroznym straganie i kupil pysznie wygladajace ryby na kolacje. Zapowiadalo sie swietnie! A kobieta caly czas nam cos opowiadala... Zaczynalo nas to troche meczyc, ale jakos dawalismy rade. Przyjechalismy na miejsce wczesnym popoludniem. Miejsce bylo urocze. Duzy dom, zabudowania gospodarcze, farma z pracujacymi rolnikami, kwiaty i drzewa dookola. Super! Kobieta zaproponowala nam prysznic i chwile odpoczynku, zanim przygotuja dla nas miejsca.
Potem sie zaczelo... Tatus z Agry, ale w wydaniu w spodnicy!!! Dokladnie nam wszystko zaplanowala i nie bylo mowy, zeby ktorys z punktow jej programu odrzucic... Teraz mamy sobie przeprac rzeczy, teraz mamy jesc, teraz mamy umyc raczki... Jej maz usmazyl i przygotowal kupione wczesniej ryby, ale my jedlismy warzywka razem z nasza gospodynia... Potem miala byc w domu impreza, ktora porzygotowal rowniez jej maz, ale dla nas wymyslila, ze pojedziemy na jakis festiwal w miasteczku kilkadziesiat kilometrow dalej... Bo ona jest lokalna aktywistka, wszyscu ja tu znaja i szanuja i zostala zaproszona na ten festiwa i chce nam to wszystko pokazac... Koszmar! Nie wiedzielismy jak sie mozemy wykrecic, i nam sie ta sztuka nie udala. Pojechalismy wiec z tatusiem w spodnicy na owy festiwal. Totalna klapa. Wielki market pod golym niebem, pelno ludzi, stoiska z jedzeniem i wszelkimi mozliwymi pierdolami, co jakis czas polowa scena z beznadziejnymi wystepami... Bylismy wsciekli. Nie dosyc, ze rybki przeszly nam kolo nosa, to jeszcze szwedalismy sie bez sensu po jakims markecie, a w domu rozkrecala sie wlasnie imprezka z pysznym jedzonkiem i piwkiem... Wrocilismy poznym wieczorem. Wtedy tatusiowa zorientowala sie chyba, ze jakos nie bardzo przypadla nam do gustu. Zauwazyl to tez chyba jej maz, bo zrobilo sie tak jakos dziwnie miedzy nimi. Wygladalo to tak, jakby facet od poczatku chcial byc dla nas milym gospodarzem (co by nam sie zdecydowanie bardziej podobalo), a ona za wszelka cene chcciala postawic na swoim, a przy okazjo pokrzyzowac plany swojemu mezowi. Nie wiedzielismy dokladnie o co chodzi, ale zrobilo sie naprawde dziwnie. Szybko wiec zwinelismy manatki i poszlismy spac.
Rano myslelismy, ze sie spakujemy i pojedziemy na granice. Ale to tez nie bylo takie proste! Wymyslila, ze mamy z nia jechac do jakies fruterianskiej wspolnoty, zyjacej w totalnej zgodzie i harmonii z natura, i ze to bedzie dla nas niesamowite doswiadczenie spotkac takich wlasnie ludzi. I ze mamy sie spieszyc, bo ona na nas czeka, a spakowac sie bedziemy mogli pozniej... Znowu dalismy sie namowic, choc tym razem juz nie krylismy naszego niezadowolenia. Wspolnota owszem, nawet ciekawa. Kilka prostych domkow zaszytych w lesie. Kilkanascie osob zylo tylko z uprawy warzyw i owocow, jedli nasinka i to co wyhodowali. Mieli tez swojego duchowego guru, chyba mnicha budyyjskiego. Szczytem bylo, kiedy tatusiowa chciala nam go przedstawic i prosila, zebysmy przed tym guru uklekneli, bo tak wypada. Juz nie wytrzymalem i powiedzialem, ze jestesmy katolikami a nie buddystami i ze przed zwyklym czlowiekiem klekac nie bedziemy, bo nie mozemy i nie chcemy. Wtedy chyba do niej dotarlo, ze to co robi, jest totalnym nieporozumieniem. Szybko nas stamtad zabrala i wrocilismy na farme. Juz bez slowa poszlismy sie spakowac i czekalismy na dworze, co bedzie dalej. Atmosfera zrobila sie nieciekawa, tym bardziej, ze znowu miala jakies sciecia ze swoim mezem...Trudno. Bym mial taka zone, to tez bylyby sciecia...:) Po zapakowaniu ich i naszych manatek do auta padlo pytanie, czy maja nas zawiezc na dworzec autobusowy... No to wszystko bylo jasne...O granicy moglismy zapomniec. Powiedzielismy, ze w takim razie prosimy, zeby nas wyrzucili gdzies na glownej szosie do Kambodzy i tyle...
Uff. Ciezko bylo, ale i tego "tatusia" przezylismy:) Ustawilismy sie z krtka pt. CAMODIA i czekalismy. Po paru minutach podjechala furgonetka z para starszych ludzi. Jechali prosto na granice i z przyjemnoscia nas zabrali:) Bardzo mili ludzie. Dzieki nim udalo nam sie szybko dotrzec do przejscia i zaoszczedzic kilka dolarow na transporcie z przygranicznego miesteczka do samej granicy.
Opuszczalismy wlasnie Tajlandie...

o Tajlandii

Jeszcze tylko kilka koncowych refleksji i spostrzezen odnosnie Tajlandii. Kraj bez watpienia piekny i interesujacy; przyjazny dla turystow.
• w miastach czysto i nowoczesnie (szczegolnie w BKK)
• na ulicach nie ma smietnikow
• wszedzie klimatyzacja (sklepy, domy, biura, urzedy, dworce, autobusy, pociagi)
• bardzo mili i pomocni ludzie
• bardzo dobre drogi i samochody
• nie ma problemu z podrozowaniem stopem
• wszedzie obrazy i zdjecia krola; wszedzie jego oltarzyki z kwiatami i kadzidelkami
• wszedzie flagi narodowe
• dwa razy dziennie grany jest na ulicach (przez glosniki) hymn panstwowy; wszyscy staja na bacznosc, zatrzymuja sie samochody
• wszedzie sa czyste, wrecz lsniace podlogi i odrapane sciany
• prawie wszedzie trzeba zdejmowac buty (w domach i swiatyniach - bez wyjatku), a czesto w sklepach, hotelach, biurach, kafejkach a nawet publicznych toaletach...)
• na ulicach jest sporo niewidomych zarabiajacych graniem muzyki na organkach
• wszedzie pelno punktow z masazami
• bardzo dobre jedzenie, podobne do chinskiego, ale wiecej ryb i owocow morza, do jedzenia paleczki:)
• bardzo duzo pysznych i roznych owocow (ponad 200 gatunkow!)
• szczegolnie na prowincji charakterystyczne drewniane lub bambusowe domy na palach
• wszedzie wszyscy spia ( w sklepach, przy domach, w knajpach...)
• duzo bezpanskich psow (moga byc ponoc niebezpieczne, ale my mamy inne wrazenie)
• w sklepach mozna bez problemow kupic europejskie towary i jedzenie, ale czesto bardzo drogie
• w sieci sklepow 7-Eleven, ktore sa wszedzie, mozna kupic hot-dogi!!! (20THB)
• nawet w najtanszych knajpach mozna zjesc potrawy z roznej kuchni
• narodowe danie to PHAT THAI (jest to roznie pisane...) bardzo dobre i bardzo tanie; smialo mozna bylo sie najesc porcja za 20THB; phat thai to smazony makaron z miesem, warzywami, orzeszkami i jajkiem; czesto jeszcze salatka:)
• wkrada sie zachodni styl swietowania wszystkiego co sie da (np. Boze Narodzenie - tylko dla komercji...)
• wszedzie sa buddyjskie oltarzyki z obrazkami, kwiatami, kadzidelkami i lampkami (parki, trawniki, ulice, domy, sklepy, knajpki...)
• swiatynie podobne do chinskich, ale bardziej bogate, zadbane, czyste, swiecace zlotem
• mnisi w czystych, jaskrawo-pomaranczowych fatalaszkach
• na ulicach miast i miasteczek jest pelno motorkow
• motorki, to dobry srodek transportu; mozne je wszedzie wypozyczyc za niewielkie pieniadze (np. na 24 godziny - 100THB)
• motorki to tez 1-2 -osobowe taksowki
• pelno tez trojkolowych tuk-tuk'ow
• nie jest tak dobrze z jezykiem angielskim (szczegolnie na prowincji)
• Tajowie nie uzywaja okularow przeciwslonecznych!; zaslaniaja sie gazetami, torbami, rekoma, czapkami, chustami...
• czesto Tajowie sie grubo i cieplo ubieraja (dzinsy, swetry, bluzy, nawet czapki...)
• ubiory na styl zachodni
• uczniowie do szkol chodza w mundurkach
• sluzba zdrowia na bardzo wysokim poziomie, ale kosmicznie droga
• pomimo, ze na ulicach jest czysto, to wieczorem biega po nich pelno karaluchow
• Tajowie kapia sie kilka razy dziennie i uzywaja talku, zeby sie nie pocic
• ostra reklama antytytoniowa, Tajowie malo pala
• zakaz jedzenia duriana we wszelkich miejscach publicznych (to bardzo dobry i bardzo slodki owoc, ale niesamowicie smierdzacy...:))
• wszedzie pelno plastiku (kupujac np. 4 jogurty, wode i dwa rodzaje owocu - wszystko dostaniesz w osobnych woreczkach, do tego 4 plastikowe lyzeczki do jogurtow, slomke do wody i to wszystko w jednej lub dwoch reklamowkach...
• lady-boy! przerobione z facetow na dziewczyny wynalazki; czasmi nawet calkiem calkiem, ale nie raz ta przerobka nie wychodzi najlepiej... Lady-boy'e mozna spotkac dosc czesto: na ulicach, w knajpach, restauracjach, klubach...
Oki. Tyle wrazen tak na goraco. Pewnie jak by mocniej poszperac w pamieci, to jeszcze cos ciekawego by sie znalazlo...:)
Generalnie Tajlandia super! Maly kraj, a nie moglismy z niego wyjechac. Niby nic szczegolnego, moze poza swiatyniami Bangkoku, ktory byly rewelacyjne i dlugimi szyjami w Mae Hong Son, ale sam klimat Tajlandii jest bardzo porzyjazny. Mili ludzie, bardzo pomocni, czesto sielankowa atmosfera, dobre zaplecze turystyczne... To wszystko trzymalo nas w Tajlandii dosc dlugo:) Ale warto bylo!:)
Slowko o naszych planach i aktualnej pozycji:)
Jestesmy w Kambodzy:) Widzielismy juz jeden z naszych glownych watkow wycieczki dookola swiata: Angkor Wat! Cudo! Teraz jestesmy w Phnom Penh i za kilka dni powita nas Kaula Lumpur w Malezji! Nabralismy sporego przyspieszenia... W Malezji chcemy pokrecic sie jakies 4-6 tygodni, a potem do Singapuru. Tam sie rozstrzygnie, co bedzie z nami dalej... Albo praca w Australii, albo powrot do Europy... Chodzi nam po glowie jeszcze kilka innych rozwiazan, ale niech to narazie zostanie nasza slodka tejemnica...:))

Pozdrawiamy serdecznie!!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27.5% świata (55 państw)
Zasoby: 586 wpisów586 651 komentarzy651 10301 zdjęć10301 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
30.08.2024 - 23.09.2024
 
 
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022