Tym razem znowoz ustawilismy sie na stopa. Droga fajna, niedaleko do Chiang Mai (nasz kolejny cel - glownie miasto polnocnej Tajlandii), warto bylo sporbowac. No i warto bylo! Nie zdazylismy jeszcze ustawic plecakow tak, zeby sie nie przewracaly, a juz mielismy autko, ktore nas za calkowita darnmoche zabralo do Chiang Mai!
W miescie pojawilismy sie wczesnym popoludniem. Ustawilismy nasza gore z bagazy przy jednej z glownych ulic w poblizu centralnego punktu miasta, Danka poszla na zwiady i po pol godzinie mielismy fajny (bo niedrogi) nocleg. Samo centrum, ale na bocznej uliczce. Chiang Mai to pewnie jedno z nielicznych miejsc w Tajlandii, gdzie Tajowie sa w mniejszosci. Na ulicach pelno bialych, w kazdej knajpie, klubie , restauracji, sklepie... Wszedzie! Ale moze dzieki temu byl swietny klimat. Troszke przypominalo nam Thamel z Khatmandu, choc to nie bylo to:) W Chiang Mai zostalismy kilka dni. Internety, zakupy (musialem sobie m.in. znowu kupic sandaly, bo chinskie mi sie rozpadly...), jedzonka, uczty owocowe (choc nie takie jak w Tracie), troszke rozrywki i lenistwa. Udalo nam sie tez spotkac z Amerykaninem - James'em, ktorego poznalismy na wyspie Olchon na Bajkale, a ostatni raz spotkalismy sie w Pekinie...:) Strasznie milo bylo go zobaczyc, wypic piwko, popatrzec na lady-boy'e... No wlasnie! tak do konca to nie wiemy o co chodzi, ale w Tajlandii jest sporo tzw. lady-boy. Przerobione na kobiety meskie ciala - cos okropnego, choc nie zawsze:) Wlasnie bedac na spotkaniu z James'em mielismy okazje obejrzec przedstawienie z udzialem tych "osob" i musze przyznac, ze niektore przerobki byly calkiem, calkiem:). Jednak mozna tez spotkac takich facetow w spodniczkach gdzies w knajpkach czy na ulicy, gdzie nie prezentuja sie juz tak milo... Np. wyobrazcie sobie cos takiego: dziewczyna, niezla twarz, powabnie ubrana, zgrabne nogi, dlugie wlosy, piekne oczy... i niedogolone plecy i gruby, meski glos...Brrrr! Az mi na samo wspomnienie ciarki przeszy po plecach....
W Chiang Mai obejrzelismy kilka watow, ktore jednak nie powalily nas swoim urokiem; z bardziej interesujacych rzeczy, to udalo nam sie dotrzec (co nie bylo latwe, bo troche pobladzilismy naszym motorkiem - no wlasnie! tu wszedzie sie jezdzi motorkami, mozna takie latwo i tanio wynajac i juz!) do muzeum plemion gorskich. W tych okolicach zyje sporo roznych mniejszosci plemiennych, czesto uchodzcow z Birmy, Laosu i Chin.Swietna sprawa bylo zobaczenie fotografi z codziennego zycia i sprzetow powszechnego uzytku tych ludzi. To wlasnie oni oraz przepiekne okolice sklonily nas do przyjazdu w ten rejon Tajlandii:). W Chiang Mai zebralismy jeszcze troche informacji o okolicach, kupilismy dodatkowa mape i ruszylismy dalej!