Do Khajuraho wyjechalismy z Satny pierwszym rannym autobusem. Na miejsce dotarlismy przed poludniem. Troche sie balismy, ze zla passa nas jeszcze nie opuscila, ze dalej beda klopoty z noclegami itd... Ale okazalo sie, ze wrecz przeciwnie! Piekne miejsce, male, spokojne miasteczko. Pelno tanich i przyjemnych hotelikow, mile knajpki i sklepiki. Wreszcie! Poczulismy sie duzo lepiej! Po zakwaterowaniu w jednym z hoteli, zjedzeniu pysznej jajecznicy (prawie taka jak w domu: 3 jajka, cebulka, czosnek, duzo pieprzu), dobrej kawie i chwili odpoczynku ruszylismy na zwiedzanie zachodniej grupy swiatyn obejmujacej ok.10 budowli. Generalnie to ciekawa historia. W Khajuraho sa 2 najwazniejsze kompleksy swiatyn, w sumie jest ich chyba ponad 20. Wszystkie sa piekne, wszystkie maja pelno elementow erotycznych (i to calkiem zbereznych czasami!), ale nikt nie wie po co tu powstaly... To miasteczko jest zdala od wszystkiego, nigdy nie bylo siedziba wladz, albo jakiegos magnata. Jeden z Radzow zaczal je budowac pod koniec I tysiaclecia i budowano przez kilka wiekow, tez nikt nie wie jak, bo ludzi tu bylo malo, surowca na budowe tez...Zostaly postawione i tyle:) Ale dobrze, ze sa! Ok. Poszlismy spacerkiem do tej zachodniej grupy. Przepiekne budyneczki:) Od duzych i bardzo bogato zdobionych, az do czegos w stylu malych kapliczek. To wszystko na zadbanym i milym dla oka terenie. trwaka, czysto, zero smieci i zebrakow, kwiatki itd. Jak nie w Indiach! No i najwazniejsze...Niemal kazda swiatynia ozdobiona rzezbami przedstawiajacymi czasami naprawde fantazyjne pozycje! Niektore byly tak zakrecone, ze wymagaly dluzszej analizy, czy to aby mozliwe...:)) Miejsce przepiekne i niesamowicie ciekawe. Absolutnie warte odwiedzenia i dobrze, ze z Khajuraho nie zrezygnowalismy!:) Po 2 godzinkach wrocilismy do hotelu, cos zjedlismy, zrobilismy zakupy na kolacyjke. potem przyjechal po nas poznany wczesniej riksiarz i zafundowal nam wycieczke po wschodniej czesci swiatyn i starej wiosce Khajuraho. Spacer fantastyczny. Swiatynie moze mniej zadbane, ale rownie piekne i erotyczne. Rozsiane po dosc duzym terenie, czasami gdzies pomiedzy starymi zabudowaniami wioski. A samo stare Khajuraho tez cudowne. Bieda az piszczy, ale uliczki i domy mialy swoj niepowtarzalny klimat. Ta popoludniowa wycieczka byla kapitalna. caly dzien byl super, zdecydowanie najlepszy od wyjazdu z Jaisalmeru, i troche nam to podreperowalo humory:)
Nastepnego dnia musielismy wrocic do Satny na pociag do Kalkuty. Niestety w biurze rezerwacji biletow jeszcze w Khajuraho okazalo sie, ze wciaz jestesmy na WL; przesunelismy sie wprawdzie o kilka miejsc, ale to jeszcze za malo... Ale nic to jedziemy do Satny. Wyladowalismy tam ok.14, a o 16.50 mielismy miec ow pociag. Biuro rezerwacji znowu potwierdzilo, ze jestesmy na WL... Przestawalo to nam sie podobac. To byl jedyny bezposredni pociag, mozna bylo kombinowac polaczenie przez Varanasi, ale o wiele dluzsze czasowo i drozsze, a nam sie konczyla wiza... W Kalkucie mielismy do zalatweinia wizy tajlandzkie, tanie bilety lotnicze itd, a wiedzielismy, ze to nie bedzie takie proste... Sytuacja zaczela sie robic dosc dramatyczna. Nie wiedzielismy, co robic. Poznalismy jakiegos goscia, ktory byl pracownikiem kolei, probowalismy cos zalatwic przez niego, ale sie nie dalo. Potem nam powiedzieli, ze mamy poczekac na przyjazd pociagu i zalatwiec sprawe bezposrednio u konduktora, a jesli nadal nie bedzie dla nas miejsc, to mozemy bilety zwrocic takze po czasie odjazdu pociagu. Ok, bylo to jakies rozwiazanie. Wprawdzie do przodu bysmy nie pojechali, ale przynajmniej bysmy nie stracili dosc sporej sumki... (jak na te warunki, bo bilet do Kalkuty- 1000km na kuszetkach - kosztowal dla 1 osoby 400 rupi, wiec mniej niz z Poznania do Zakopanego w II klasie...). Wiec nic to. Czekalismy. Oczywiscie pociag przyjechal z godzinnym opuznieniem. Mial stac na peronie tylko 10 min wiec goraczkowo zaczelismy biegac wzdluz pociagu (a sa one baaaardzo dlugie) i szukac konduktora. Rzecz jasna - nigdzie go nie bylo. Czas nam sie konczyl, pociag za moment mial odjezdzac, a my bez potwierdzonych biletow w kieszeni. Wiedzielismy, ze mozemy tym pociagiem jechac, ale perspektywa 20 godzin przy smierdzacym kiblu w zatloczonym pociagu wcale nam sie nie podobala... Czas uciekal... Zdenerwowani, spoceni, z plecakami biegalismy w ta i nazad, a misiaka nigdzie nie bylo... No i stalo sie. Pociag zaczal ruszac. Szybka decyzja - niekoniecznie najmadrzejsza...- i wskoczylismy do pierwszego lepszego wagonu. Bylismy w srodku.