Powoli zblizalismy sie do kolejnego celu - Bandhavgarh National Park z tygrysami:) W Katni wyladowalismy przed 4 rano, poczekalismy 2 godziny na lokalny pociag do miejscowosci Umaria i stamtad juz autobusem do Tali. To mala wioska przy wejsciu do PN. Tam chcielismy poszukac sympatycznego noclegu i spedzic czas na lonie (przyrody:)) i uroczyscie powitac Nowy Rok. W Tali bylismy szybko - przed 10 rano. Senna atmosfera, spokoj, malo ludzi, malenka miejscowosc... Zapowiadalo sie niezle! Ok. Zaczelismy szukac nocleu. No i tu problemy... Nic za normalne pieniadze, wszystko zajete...Oczywiscie za 1000-2000 rupii cos milego i spokojnego sie znalazlo... ale to nie na nasza kieszen (w Rajastanie placilismy np. za pokoj 2-osobowy z lazienka i restauracja na miejscu ok100-150 rupii...) Wiec mielismy problem, Jakis facet nam polecil tani hotelik za 200INR. Poszlismy... Pokoj ciemny, obskurny, z wyjsciem przy samej kuchni nieciekawej knajpy... Koszmar! Ale chyba nie mielismy wyjscia. Bylismy zalamani, ze wlasnie w czyms takim przyjdzie nam spedzic Sylwestra... Znowu popadlismy w doline psychiczna, a ja mialem ochote sie upic... Zostawilismy bagaze i poszlismy sie zorientowac w terenie. Dogadalismy wstepnie safari na nastepny dzien, zwiedzilismy okolice. I cale szczescie! Bo trafilismy do jakiegos goscia z zarzadu parku, z klopotami, ale jakos przedstawilismy mu nasze problemy noclegowe, a on nas zapakowal do swojego rzadowego samochodu z kierowca i pojechalismy do wioski. Udalo sie znalezc calkiem mile miejsce. Samodzielny domek w czyms na styl ogrodu, z dala od drogi, duzy pokoj, lazienka, jasno, czysto, ciepla woda... Mozna bylo wyjsc na zewnatrz, na sloneczko, zrobic pranie, upichcic cos dobrego na kuchence...:)) Bardzo nam sie to miejsce spodobalo. Szybko wrocilismy na nasze poprzednie miejsce, spakowalismy sie chyba w 10 min! i biegiem ucieklismy! cale szczescie, ze nie placilismy wczesniej za ten fatalny nocleg! Teraz moglismy wreszcie troche odpoczac! Bylo milo i sympatycznie, a tego nam bylo trzeba!
Tego samego dnia dogadalismy jeszcze safari, ustalilismy szczegoly, cene itd. Bo do tego parku nie mozna wchodzic indywidualnie, mozna wjezdzac tylko licencjonowanym dzipem i z rzadowym przewodnikiem.
Wczesnym wieczorem szybko do lozeczka, bo nastepnego dnia trzeba bylo wstac przed 5 rano...:)
No i safari. Niezla impreza sylwestrowa, tylko troche szkoda, ze tak wczesnie rano! Brrr! Koszmar! Strasznie zimno (no bo to w koncu zima...), ciemno, spac sie che... Z naszym kierowca i parka francozow spotkalismy sie przy jednej z knajpek. Potem juz do parku! Po drodze zabralismy przewodnika, odstalismy swoje, zeby kupic bilety i wjechac na teren, ale juz kolo 7.00 bylismy w srodku. No i zaczelismy polowanie na tygrysy:) Teren kapitalny. Bardzo duzy i urozmaicony. Gory, lasy, zbiorniki wodne, rozne zwierzaczki...:) Nasz kierowca razem z przewodnikiem wypatrywali sladow tygrysow na drodze, co chwile sie gdzies zatrzymywalismy, nasluchiwalismy, obserwowalismy... Tego ranka na teren parku wjechalo 70 dzipow i co jakis czas kogos mijalismy, z kims sie spotykalismy. Nikt tego dnia nie widzial tygrysow... No fajnie, tyle kasy na nic... Ale nie tracilismy nadziei. Jezdzilismy i szukalismy dalej. Znowy jakis postoj przy miejscy, gdzie ponoc czesto tygryski przebywaja... Stalismy tam chyba z pol godziny. Wszyscy z aparatami i lornetkami w pogotowiu, ale ciagle nic nie bylo. Kiedy kierowca z przewodnikiem zdecydowali sie, zeby jechac dalej cos mi mignelo w krzakach. Tygrys!!! Prawdziwy!:) Szybko cofnelismy auto i czekalismy... Teraz juz wszysscy go widzieli. Wielki i piekny. Powoli spacerowal wsrod zarosli. Wcale nie nie przejmowal nasz obecnoscia. Fantastyczne wrazenie! Nawet sie troche balismy, bo kocur byl naprawde wielki...:) Mielismy go kilka ladnych minut w polu widzenia, potem sobie brzydal poszedl. Ale czekalismy dalej. I znowu warto bylo, bo pojawil sie kolejny tygrys, jeszcze wiekszy! Okazalo sie, ze to rodzenstwo - brat i siostra. Tym razem podszedl do nas bardzo blisko, przeszedl kolo samochodu i na druga strone drogi... Wcale sie nami nie przejmowal...:) Uczucie niesamowite...Mozna bylo spojrzec mu prosto w oczy! Robilismy oczywiscie cala mase fotek, a Danka nie odklejala lornetki od oczu... Super! Widzielismy tygrysy! Nie moglismy uwierzyc... potem poczekalismy jeszcze troche, ale juz sie wiecej nie pojawily i jechalismy dalej. Zatrzymywalismy sie w kilku miejscach, przewodnik tropil slady, ale juz bez rezulatatow. Potem, juz przy wyjezdzie z parku gdzie spotykaly sie wszystkie dzipy, okazalo sie, ze bylismy jedynymi, ktorzy widzieli tego dnia tygrysy!!! Pojechtalo nas to bardzo mile:) Warto bylo tutaj taki kawal jechac, wstawac wczesnie rano i placic za te impreze...:)))
Do naszego domku wrocilismy kolo poludnia i trzeba bylo pomyslec o sylwestrowej imprezie. Tylko jak to myslec, jak Danka caly czas nie czula sie najlepiej, a samemu sie upic, to tez tak troche glupio...:) Kupilismy jednak warzywka na salatke tradycyjna, flaszeczke whisky, pepsi i piwko...:) Wieczorem przygotowalismy kolacje (mielismy niezlego farta, bo akurat skonczyl nam sie gaz w kuchence...), wypilem, co bylo do wypicia, o polnocy zlozylismy sobie zyczenia, wspomnielismy nasze Rodziny i znajomych i juz po pierwszym kwadransie nowego roku bylismy w lozeczkach! Nie byl to moze bardzo udany sylwester, ale za to byl mily i spokojny:)