fotki: http://picasaweb.google.com/danusiatomek/Indie20052006
Ale nic to! Zwarci i gotowi ruszylismy nastepnego dnia na dworzec. Zreszta ledwo zdazylismy... Nie latwo bylo znalezc odpowiedni autobus, ale jakos sie udalo. Dalej juz tylko uciazliwa podroz. Na samym koncu mielismy jeszcze dwie przesiadki i ok.16 bylismy w miejscowosci granicznej. I tutaj dalismy sie zrobic w niesamowitego ciula... Nie dosyc, wymienilismy rupie nepalskie po nienajlepszym kursie, to jeszcze strasznie przeplacilismy za bilety kolejowe. Zaczepil nas pewien gosc. Z jego informacji wynikalo ( a nie mielismy pojecia o polaczeniach z granicy wglab Indii), ze z miejscowosci granicznej trzeba pojechac jakies 2 do 2,5 godzin autobusem do wiekszego miasta, a tam mozna zlapac pociag w dowolnym kierunku, Na wiesc o tym, ze chcemy jechac do Varanasi postanowil nam pomoc. Wyjasnil, ze jest jeszcze tego samego dnia nocny pociag do Varanasi i przy odrobinie szczescia uda nam sie go zlapac. Mial odjezdzac ok.23 wieczorem, na granicy bylismy po godz. 16, jeszcze odprawa, zlapanie autobusu, droga do miasta Gorakhpur... Powinno byc dobrze! Ale pojawil sie pewny szkopul. Z informacji tego goscia wynikalo, ze kasy dla cudzoziemcow w Gorakhpur beda juz o tej porze zamkniete i nie uda nam sie kupic biletow na biezacy dzien. Ok. To mialo sens. Kupilismy wiec bilety w biurze turystycznym. Cena wydawala sie wysoko, ale zaplacilismy, bo nie chcielismy tracic czasu na noc w Gorakhpur tylko jechac do Varanasi. Gosciu przez telefon zarezerwowal bilety, skasowal pieniadze i zamiast biletow dal list do swego znajomego z jakiegos innego biura turystycznego w Gorakhpur. Bardzo nam sie to nie podobalo. Ale stalo sie, nie mielismy za bardzo wyjscia, ani pomyslu na cos innego. Zalatwilismy wszystko, granice przekroczylismy bez najmniejszego broblemu, zero kontroli, tylko paszporty i juz... Nawet nie wiedzac kiedy znalezlismy sie w Indiach:) Granica – to uliczka w miescie. Po obu stronach domy i sklepiki, Bez przerwy cos jezdzi i przechodzi granice w obie strony bez najmniejszej kontroli, nie ma policji, wojska, szlabanow... Musielismy sie pytac, gdzie trzeba isc, zeby nam wbili pieczatki w paszporty...
Nie mielismy zbyt duzo czasu zeby sie zbytnio rozgladac. Chcielismy jak najszybciej odjechac autobusem do Gorakhpur, bo przed pociagiem chcielismy cos zjesc, kupic na droge jakie owoce, slodycze, wode. Poza tym musielismy odszukac jeszcze goscia, ktory rzekomo mial miec dla nas bilety... Przy autobusie bylismy ok.18. Mial wlaczony silnik mrugal migaczem. Dobra nasza! Powinnismy ze spokojem sie wyrobic! Kiedy jednak ten autobus stal z wlaczonym silnikiem i mrugajacym migaczem kolejna godzine, potem kolejna, a my nieciepliwie czekalismy i odliczalismy czas - przestalo byc wesolo...