Rano, pelni optymizmu, wyszlismy poza miasteczko i ustawilismy sie na stopa...No i ? No i nic! :) Znowu nic...Ale zalatwilismy taki maly ni to motorek, ni to traktorek z przyczepka, ktory za pare groszy wywiozl nas kilka kilometrow dalej, do nastepnej malej miejscowosci, gdzie bylo rozwidlenie glownych drog na Tybecie. To nam moglo pomoc w lapaniu okazji. Zajechalismy tam bez problemow (choc na wybojach bylo bardzo wesolo!:)) i stalismy dalej...Chyba dopiero po 3 godzinach zabral nas jakis jeep do turystycznego miasteczka Tingri. No i wlasnie! W pewnym momencie zza gorek przed nami wylonil sie niepozorny szczyt, ktory ksztaltem przypominal Mt.Everest. I to byl Mt.Everest!!!!! Oczywiscie prawie zmusilismy kierowce do zatrzymania i zrobilismy kilka fotek:) A potem... Kolejny przystanek w kolejnym hoteliku, a kolejnego ranka znowu na stopa:) Ale do Nepalu bylo juz coraz blizej! Tym razem ze stopem bylo troche inaczej. Bardzo szybko podjechal bezposredni autobus do Kathmandu! Niesamowite szczescie! Ale trwalo krotko, bo byly tylko dwa miejsca. Musielismy sie rozstac z naszymi znajomymi. Dla nich to byla doskonala okazja, bo tego dnia, kiedy wsiadali do autobusu, musieli opuscic Chiny - konczyla im sie wiza... Szybkie i intensywne pozegnanie i na drodze zostalismy sami...:( Troszke nam sie smutno zrobilo, bo przez ladnych kilka ostatnich dni podrozowalismy wspolnie z Warszawiakami i nawet fajnie bylo... Ale nic to! Stalismy dalej:) Udalo nam sie jeszcze w pobliskim hotelu wymienic po zlodziejskim kursie kilka dolarow i bylismy gotowi na dlugie czekanie:) Jednak nie bylo tak zle. Po 2 godzinach zgarnal nas bardzo mily gosc, gadajacy nawet ludzkim jezykiem, ktory za calkowita darmoche zawiozl nas do Dingri. To mala miejscowosc slynna z tego, ze od niej odbiega droga do Everest Base Camp. Bylismy tam ok.godz.13, wiec dobra pora na jedzonko w tubylczej restauracyjce. Potem przenieslismy sie poza wioske, skad mielismy cudowny widok na Mt.Everest i kompleks jeszcze 3 albo 4 osmiotysiecznikow. Miejsce cudowne! Tyle, ze ta droga przez 3 godziny przejechaly 4 samochody...Ale ten czwarty nas zabral! I to jechal do samej granicy, wiec pojawila sie nadzieja, ze jeszcze dzisiaj opuscimy Tybet!
I wtedy sie zaczelo...! Wjezdzalismy w sam srodek Himalajow. Obled! Cos nieprawdopodobnie pieknego! Przecudowne, osniezone doliny, a dookola najwyzsze gory swiata! Opanowalo nas uczucie, ktorego nie da sie opisac... Wiec nie bede sie nawet staral...
Uff. Nawet teraz musialem sobie zrobic przerwe...:)
No dobra. Himalaje mamy juz za soba. Kiedy je mijalismy zaczelo zachodzic slonce i nabieraly fantastycznych kolorow, a wydluzajace sie cienie nadawaly im niesamowitych, nowych ksztaltow...Moze po 2 godzinach ciaglego zjezdzania zboczami bardzo stromego, glebokiego i pieknego wawozu dojechalismy do ostatniego miasteczka w Chinach. Przed nami, daleko w dole doliny bylo Kodari! Pierwsze miasteczko w Nepalu! Bylismy z Danka starsznie zadowoleni, ze opuszczamy Tybet! Wysiedlismy z auta i dalej juz piechota puscilismy sie w dol; waska i stroma serpentyna ulicy, tysiace ciezarowek, ogromny mix wszystkiego; zeszlismy nizej w mniej zaltoczone miejsce i wzielismy taksowke do samej granicy. Wiedzielismy juz, ze tego dnia nie uda nam sie wjechac do Nepalu, bo Chinczycy zamykaja przejscie graniczne o 17.00, a my tam bylismy juz po dobranocce:) Utargowalismy cene w hoteliku zaraz przy chinskich barierkach granicznych i czekalismy do rana. Nastepnego dnia bylismy juz w Nepalu!!!!:)
Warto dodac, ze z momentem wjechania w doline z nepalska granica, zrobilo sie niesamowicie cieplo! Dla nas to byl prawdziwy szok, bo kilka ostatnich dni spedzalismy na wysokosciach 3500 do ponad 5000m gdzie nie bylo najcieplej, a tu nagle mozna smialo chodzic w koszulce z krotkich rekawkiem!! Zrobilo sie naprawde milo...:)
Ale o tym napisze po powrocie z trekkingu.
Za 2 dni ruszamy do Langtang'u na polnoc od Kathmandu i tam chcemy troszke pobyc sam na sam z gorami, przyroda i nepalskimi wioskami. Planujemy trekking na14-17 dni, ale jak dlugo bedziemy na trasie zalezy tak naprawde od naszej kondycji, pogody i kilku innych rzeczy:) Wiec nie matrwcie sie o nas:) Odezwiemy sie po naszym powrocie do Kathmandu!