fotki: http://picasaweb.google.com/danusiatomek/Tybet2005
Od ostatnich wiesci troszke czasu juz minelo, no i oczywiscie dzialo sie, dzialo!! Tydzien temu wylecielismy z Chengdu do Lhasy. Zdecydowalismy sie na te opcje przede wszystkim ze wzgledu na czas, a po podliczeniu kosztow transportu po ziemi, takze ze wzgledu na pieniadze. Pozwolenie na pobyt w Tybecie i bilet lotniczy zalatwil nam gosc, na ktorego namiary znalezlismy wypisane na scianie hostelu MIX w Chengdu:) W MIX'ie poznalismy tez pare Polakow - Justyne i Lukasza z Warszawy, ktorzy zdecydowali sie na to samo rozwiazanie. Od tego czasu podrozujemy razem. Dzien przed wyjazdem odebralismy bilety, a nastepnego dnia rano juz lecielismy! To bylo cos niesamowitego! Cale szczescie bylo kilka miejsc wolnych w samolocie, wiec pare minut po wystartowaniu przesiedlismy sie na miejsca z dobra widocznoscia przez okienka. No i warto bylo!! Trudno mi o tym pisac, bo chyba nie ma takich slow... Musicie sobie to po prostu wyobrazic...!!! Piekna pogoda, blekitne niebo, slonce...A pod nami gory Tybetu!!! Brunatne, osniezone, lagodne, strzeliste...Wszystko cudowne! Krete i glebokie doliny, wartkie rzeki, zagubione miasteczka i wioski...! Caly lot przesiedzielismy przyklejeni do okiennych szybek i robilismy fotki! Absolutne cudo!
Po 2 godzinach wyladowalismy na Tybecie...:) Kolejne marzenia sie spelniaja! Swiadomosc tego, ze sie jest na "dachu swiata" byla wrecz magiczna. Z lotniska jeszcze tylko 1,5 godziny autobusem i przyjechalismy do Lhasy! Po drodze na dworzec autobusowy mijalismy Potale. Zrobila na nas powalajace wrazenie! Do tej pory tylko ogladalismy ten palac na zdjeciach i filmach o Tybecie, a teraz kolo Potali najzwyczajniej przejezdzalismy... Tracilismy dech w piersiach z zachwytu!:) Nie moglismy uwierzyc, ze jestesmy w Lhasie! A jednak, to nie sen:))
Razem z nasza para Polakow poszukalismy sredniej klasy hoteliku. Ale goracy prysznic i pranie za darmo, wiec nie bylo zle:)) Jeszcze tego samego dnia zwiedzilismy najblizsza okolice. Stara, tybetanska czesc Lhasy z najswietsza buddyjska swiatynia. Wrazenie niesamowite. Jeszcze raz zauroczyla nas magia miejsca. Waskie uliczki, roznorodny tlum przedziwnie poubieranych Tybetanczykow, mnisi, modlacy sie pielgrzymi, mlynki modlitewne w rekach, flagi, proporce...
Nastepnego dnia ruszylismy w rejon Potali. Znowu powalajacy widok. Ogromny kompleks zabudowan w stylu tybetanskim, mejestatycznie wznoszacy sie nad miastem, skapany w swietle slonca, a w tle cudowne gory...Obrazek jak z bajki!! Niestety nie udalo nam sie wejsc, bo za bilet chcieli zlodziejska kwote, a nie udalo sie tez znalezc bocznego wejscia...:) Ale i tak czulo sie bliskosc Potali... W miedzyczasie urodzil sie plan wyjazdu nad jedno z najwyzej polozonych na swiecie jezior Nam-Tso Lake i po zwiedzaniu okolic palacu pojechalismy na dworzec autobusowy zorientowac sie w mozliwosciach dojazdu. Wczesniej mielismy info, ze jedynym sposobem dostania sie nad jezioro jest zorganizowana wycieczka wynajetym samochodem. Nawet sprawdzalismy takie opcje, ale wydaly nam sie dosac drogie. I dobrze, ze sie na nic takiego nie zdecydowalismy, bo znalezlismy tani autobus i dowiedzielismy sie o mozliwosci dojazdu do Nam-Tso komunikacja publiczna. Tak wiec nastepnego dnia z samego rana pelna mobilizacja. Czesc bagazu zostawilismy w hotelowej przechowalni, i z jednym duzym i jednym malym plecakiem ruszylismy z dworca nad jezioro. Oczywiscie z naszymi Polakami:) No i tu sie zaczela nasza przygoda z prawdziwym Tybetem...:))