Przed poludniem ruszylismy dalej. ustawilismy sie na drodze w kierunku Zhongdian. To serce legendarnej krainy Sangri-La, opisanej kiedys, gdzies, przez kogos:) fantastycznie bajkowej krainy, ktora potem starano sie odszukac w realnym swiecie i natrafiono wlasnie na ten rejon. Nawet nakrecono o tym film (Lost Horizon). No i kraina autentycznie bajkowa...!!! Do Zhongdian dotarlismy szybko i bez problemow. Na miejscu okazalo sie, ze nasze mapki po raz kojelny mozemy sobie wsadzic w du... bo nic sie nie zgadza, ale znalezlismy nocleg w kiepskim hotelu i postanowilismy troche odpoczac.Potrzebne tez bylo przystopowanie ze wzgledu na coraz wieksze wysokosci. Zhongdian - 3200 m n.p.m. Samo miasteczko nie szczegolne. Kapitalne byly dwie rzeczy: sliczne, male stare miasto, z cudownymi, kilkoma zaledwie uliczkami, ktorych magie potegowal fakt, ze byly prawie puste! (wczesniej nie bylo mozliwe np. wykonanie fotki bez ludzi...); a druga, to duzy, tybetanski klasztor z otaczajacymi zabudowaniami. Wrazenie swietne, bo po raz pierwszy widzielismy cos tybetanskiego:) Ludzie, architektura, klimat... to wszystko bylo dla nas nowe, piekne, mistyczne...
Ale ruszac trzeba dalej! Kolejnym naszym przystankiem mial byc Litang, ale - jak sie okazalo - nie mozna tam dojechac bezposrednio. Kupujemy wiec strasznie drogie bilety autobusowe do Xiangcheng. Nie wiedzielismy o co chodzi...Z mapy wynikalo, ze to odcinek drogi, ktory wczesniej nas kosztowal 1/5 ceny, a autobus jechal 2 godziny; tutaj cena niesamowita i autobus mial jechac 8-9 godzin...Ale jak ruszylismy, to zrozumielismy! Sangri-La! Owa bajkowa kraina byla za oknami naszego "autobusu"! Przez cala droge ani przez chwile nie zalowalismy wydanych pieniedzy, ani tego, ze tak dlugo jedzie, ani tego, ze drogi byly koszmarne...Cuda!Cuda! Glebokie wawozy, krete rzeki, cudne gory, kolorowe barwami jesieni zbocza, przelecze odkrywajace coraz to nowe krajobrazy, powiewajace, tybetanskie choragiewki... Bajka! Znowu cala masa fotek, w wiekszosci robionych z autobusu, wiec moze nie najlepszych jakosciowo, alo za to z jakimi widokami!:) Do Xiangcheng dotarlismy przed zmrokiem, znowu zmeczeni, ale znowu strasznie zadowoleni!
Miasteczko przecietne. postanowilismy sie zatrzymac tylko na noc. Udalo sie kupic bilety na rano do Litangu, wiec szybko spac i przed switem pobudka.