Coraz lepiej nam idzie szukanie taniego internetu!...:)))
W naszej podrozy zaczely sie male schody. Po wyjezdzie z Xian dotarlismy do Chengdu. Okazalo sie, ze to miasto ma tylko 11 milionow mieszkancow...(a bylo takie srednie na mapie...) Ale udalo sie znalezc super fajny, choc wcale nie najtanszy nocleg i to pomiedzy centrum i dworcem - wiec lokalizacja fantastyczna(Mix&Backpackers Hostel). Atmosfera hostelu, gdzie sa kapitalne warunki, duzo ciekawych ludzi, dobre jedzenie, zimne piwo itd..., troszke nas rozleniwila:) Zamiast jednego dnia siedzimy tu juz 4 dni, a dopiero jutro zamierzamy sie ruszyc dalej. Jedziemy do Leshan zobaczyc najwiekszy na swiecie posag Buddy (po tym, jak kilka lat temu zostaly wysadzone posagi w Afganistanie...)
Z Leshanu chcielismy ruszyc dalej na poludnie, ale sie okazalo, ze nie ma juz biletow na stosunkowo tanie pociagi... Rozpoczynamy wiec tulaczke stopem i wszelkimi innymi okazjami, bazujac na naszym namiociku i konczacym sie gazie... To nam troszke psuje plany, bo ten sposob przemieszczania sie na wielkie odleglosci jest dosc czasochlonny. W Sikkimie, w polnocno-wchodnich Indiach, gdzie chcemy pojsc na maly trekking podnozami Hamajalow, powinnismy byc najpozniej w polowie listopada (potem pogoda moze nam te wycieczke uniemozliwic). To niby jeszcze 1,5 miesiaca, ale po drodze mamy jeszcze spora czesc Chin, Tybet, Nepal i kawalek Indii... Sa duze szanse, ze sie nie wyrobimy. Tak sobie obiecujemy, ze po tym odpoczynku w Chengdu bedziemy musieli mocno przyspieszyc, ale czy to nam sie uda? - tego nie wiemy! :))
Jak do tej pory wszystko jest OK. Jestesmy wprawdzie juz troche zmeczeni, ale wszelkie nowe miejsca, obrazy, ludzie, sytuacje - wynagradzaja to z duza nawiazka! Np w Chengdu widzielismy, zdawaloby sie, kolejna swiatynie buddyjska, ale jej klimat byl, jak do tej pory, najbardziej mistyczny, a miejscami nawet sielankowy. Warto bylo przekroczyc jej mury i wprost z ulicy wielkiego miasta znalezc sie nagle w innym swiecie... Aaaa! Bym zapomnial! Wczoraj bylismy w jednym z kilkunastu chinskich rezerwatow, gdzie staraja sie utrzymac populacje pewnego ginacego gatunku zwierzat. To pandy! pandy wielkie i pandy czerwone - dla scislosci:) Cos fantastycznego! Na dosc duzym terenie w pieknym, bambusowym lesie, w warunkach bardzo zblizonych do naturalnych, zyje dosc sporo tych zwierzakow. Mozna je sobie dokladnie obejrzec, male wziac na rece i zrobic sobie fotke (za dodatkowo oplata - z czego nie skorzystalismy...), popatrzec jak sie bawia, albo jedza! Kapitalne! Zrobilismy chyba 60 fotek...:)
Dobra! Bo juz powli czas sie pakowac. Jak sie stad za chwile nie zwiniemy, to znowu rano nie wyjedziemy...:))