Jeszcze tego samego dnia wieczorem dotarlismy do Xi'an. Pociag mial male spoznienie i musielismy sie sporo nameczyc, zeby zorientowac sie w terenie, kupic jakies jedzenie, mape miasta i znalezc nocleg za rozsadna cene. Ale wszystko sie udalo! :)) Pierwszego dnia (wczoraj) zobaczylismy najwazniejsze miejsca w miescie: Pagode Wielkiej Dzikiej Gesi, Wieze Dzwonow, Wieze Bebnow, mury miejskie, jedzonko... Dzisiaj (po drugiej nocy) pojechalismy zobaczyc muzeum terakotowej armii. Robi wrazenie! Trzy spore budynki, wybudowane na miejscu wykopalisk i ladnie wyeksponowana "odkrywka". Super! A w niej terakotowa armia! Figury sa kapitalne! Sporo jest swietnie zachowana, duza czesc w rozsybce, ale caly czas trwaja prace wykopaliskowe i "remontowe". Bez watpienia miejsce magiczne, gdzie czuc powiew ponad 2000 letniej historii. Udalo nam sie sprawnie tam dojechac i wrocic, a na dodatek znalezc internet! Teraz mamy chwile wytchnienia. Kupilismy juz bilety do Chengdu i ruszamy jutro ok.17. Cale kilkanascie godzin bez zwiedzania!! Maly przystanek jest nam potzrebny...
Dzisiaj jeszcze odwiedzimy jakis sklepik i moze jedzonko. Jutro trzeba sie spakowac, przed poludniem opuscic hotel, moze internet i jak sie uda, to chcemy pojechac z aparatem do serwisu, bo spieprzylem szybke od malego wizjera i moze uda sie wymienic; cale szczescie nie przeszkadza to w jakosci zdjec, ale strasznie wkurza w trakcie ich robienia.
--------------------------------------------------------------------------------
Chiny II cd...
Juz jestem...:) Wczoraj sie nie wyrobilem, a dzisiaj znalezlismy jeszcze chwilke przed pociagiem zeby dokonczyc maila. Z aparatem nic nie zalatwilem...:((
Przede wszystkim ogromne podziekowania za Wasze maile, zyczenia, trzymanie kciukow itd:) To bardzo mile i bardzo nas buduje!:)
Wracam do wrazen z Chin.
Jedzenie. Cala kupa knajpek. Roznych. Drogich i tanich. My jemy raczej w tych tanszych:)) Duzy wybor miesa, warzyw na zimno i cieplo, owocow. Bardzo kolorowo i urozmaicenie. Ceny (juz pisalem) od 8Y do 15Y za porcje obiadowa dla 1 osoby (ta drozsza wersja np z piwem:)) Spokojnie mozna sie najesc. Na ulicach jest pelno wszystkiego. Niezidentyfikowane miesa, warzywa, owoce, placki, kluski, slodycze, babeczki... Wiekszosci tych smakolykow jeszcze nie poznalismy. Ale musze sie pochwalic, ze jadlem prawdopodobnie mieso z psa... Bylo bardzo dobre, podane w malych, przysmazanych kawaleczkach w ostrym sosie z zielona papryka.
Stalismy sie tez fanami herbaty. Wprawdzie wlasnie w knajpkach jest ona nizbyt smaczna i niesamowicie cienka, ale jak sie zrobi swoja, to jest super! Kupilismy sobie bidony a la termosiki, takie specjalne pojemniczki do zaparzania i "terenowego" picia herbaty i 2 rodzaje herbatki: jasminowa i zielona. Codziennie tego sporo wipijamy, bo goraca woda jest dostepna wszedzie (w pociagach, na dworcach, w hotelach, sklepikach itd), poza tym picie herbaty jest duzo zdrowsze i tansze niz kupnych napojow, a do tego nam bardzo smakuje.
Dobra! Teraz troche mniej slodyczy...
Oprocz kolorowych, czystych, zadbanych, nowoczesnych Chin jest tez czesc mniej przyjemna. szczegolnie w Pekinie bylo pelno zebrakow, kalek, bezdomnych. Byli wszedzie... Przede wszystkim, jak sie wracalo poznym wieczorem widac bylo duzo biedy, brudu, smieci, smrodu... Cale uliczki doslownie zawalone resztkami warzyw, owocow i innego jedzenia, wszystko gnilo, pelno kartonow, gazet. Byly rejony slamsow, gdzie brudne dzieci biegaly na boso. Bieda az piszczala... Rozwalajace sie "domy", gdzie pelno bylo wszystkiego; uliczne niby knajpki, warsztaty, sklepiki...ale to wszystko tak okropne, ze odechciewalo sie na to patrzec. Wszedzie brud i smrod, szzcegolnie przy nedznych knajpach i sklepikach... Brrrr! Trafilismy na mala dzielnice cala otoczona wysokim plotem z kolorowymi reklamami, gdzie tylko od czasy do czasy byly malutkie drzwi, a za nimi inny swiat... Tam nawet w ciagu dnia nie wchodzilismy...
I nigdzie nie widac biegajacych kotow czy psow, ani fruwajacych golebi...
Chinczycy to tez straszni balaganiarze. Pluja prawie wszedzie, w autobusach, pociagach, knajpach, ulicy...Wszedzie smieca, rzucaja pod nogi papierki, resztki jedzenia, wszelkie opakowania, pala papierosy, zostawiaja po sobie straszny syf... ale do toalety idzie z wlasnym pachnacym reczniczkiem, tylko po to, zeby za moment wydlubanego z nosa smarka wytrzec o firanke w pociagu...
Dzieci (w wieku od 0!! do 5 lat) chodza (albo sa noszone) w golymi tylkami, a jak maja spodenki, albo cos w tym rodzaju, to ze specjalna dzura na tylku. uzyjcie swojej wyobrazni, co sie dzieje, jak dziecku cos sie zachce, a np jedzie wlasnie w zatloczonym miejskim autobusie u swojej mamy na rekach...
Handlarze, taksowkarze, sklepikarze... koszmar! Totalna natarczywosc i nachalnosc; doslownie ciagna cie na sile w swoja strone; biegaja za toba, krzycza, wpychaja swoje towary, albo uslugi...Po tych kilku dniach mamy autentycznie dosyc. Ale nie to jest najgorsze. Nieuczciwosc i oszustwa w bialy dzien!! Cale szczescie nie dajemy sie (zbyt czesto) w nie wrobic. Chinczyk cos kupuje przed toba, ty chcesz to samo, a sprzedawca mowi, ze to cos kosztuje 2 razy wiecej... Albo wszystkim sie wazy towar tylko nie turystom...Okropnie to wkurza, zeby nie powiedziec gorzej...
Oki. Tak na goraco, to chyba wszystko. Na pewno pojawia sie nowe wrazenia, jak dojedziemy na poludnie. Tam ma byc tez zupelnioe inny swiat. Ale do tego jeszcze troche. Jeszcze jakies 1500-2000km i bedziemy w przepieknych okolicach.
Jutro bedziemy w kolejnym duzym miescie:) gdzie musimy kupic gaz do kuchenki, moze poszukac serwis Nikona, ale przede wszystkim musimy sie zorientowac, jhak wyglada aktualnie sytucja z wjazdami na Tybet. A potem dalej na poludnie!:))
czas ucieka...