Na II etap wojazy po Mongolii wyruszylismy z Ulan Bator(UB) 2 tygodnie temu. Nie bylo latwo sie wydostac z miasta.W Mong nie funkcjonuje (poza kilkoma liniami kolejowymi i autobusowymi) transport publiczny. Po tym ogromnym obszarze trzeba sie poruszac samochodami (i nie tylko!!) prywatnymi za wynegocjowana cene.Sztuka targowania i negocjacji okazuje sie bardzo cenna, bo bezposrednio przeklada sie na zaoszczedzone Tugriki w kieszeni!
Za cel naszej eskapady wybralismy 3 miejsca.Cel 1: Jezioro w Hovsgool, 700km od UB,najwieksze slodkowodne jezioro Mong; jechalismy tam minibusem, a potem uazem, tylko 16 godzin, bez awarii, z krotkim noclegiem w samochodzie, potem przesiadka i prosto do celu! Miejsce urocze, bardzo dobry camping w gerach (ichniejsze namioty); nasze pierwsze doswiadczenia zwiazane z jazda konna! Zrobilismy sobie 4 godzinna wycieczke po okolicach jeziora i malych gorkach; super jazda!! bylo cudownie!! Piekne miejsce, gory, woda, las...:))) Na nastepny dzien musielismy odpoczac, bo niesamowicie bolaly nas tylki! :)) mielismy troszke utrudniona komunikacje z naszym instruktorem (najnormalniejszy Mongol...), dlatego nie bylo najmniejszych szans, zeby sie czegokolwiek dowiedziec na temat sztuki "prowadzenia" konia; wiedzielismy tylko jak skrecac, ruszac, przyspieszac i hamowac...:)) ale warto bylo! poza tym cudowne krajobrazy, spotykani ciekawi ludzie, dzicz dookola! czyli to, co nas kreci chyba najbardziej!