Miszkanko Max'a bylo sympatyczne. Dopiero sie tam wprowadzal wiec wszedzie panowal kartonowy balagan, ale nam to zupelnie nie przeszkadzalo. Chwala mu za to, ze do nowego mieszkania kupil nowa pralke! Przydala sie!:) Max zostawil nas zaraz po tym, jak tam przywedrowalismy z dworca. Musial leciec do pracy:) Umowilismy sie, ze my postaramy sie troche ogarnac, potem pojsc do miasta, a jak wrocimy, to sobie pogadamy itd... Ok. Zgodnie z planem troche odpoczelismy, Danka zapakowala pralke Max'a na maksa i ruszylismy w rejsc. Irkuck okazal sie bardzo uroczym miasteczkiem. W informacji przewodnikowych wiedzielismy o kilku ciekawych miejscach, ktore warto odwiedzic. No to poszlismy:) Zobaczylismy dwie ladne, ale nie powalajace cerkiewki, bylismy nad rzeka, pokrecilismy sie po uliczkach. I te uliczki to bylo to! Piekne, stare, drewniane domy. Niesamowity klimat, czesto byly w fatalnym stanie, ledwo trzymaly sie kupy, ale to dodawalo im jeszcze uroku. Architektura typowa dla tego regionu. Bogato zdobione gzymsy dachow; kolorowe okiennice, albo obramowania okien; azurowe motywy na frontach. Najciekawsze zakamarki byly w bocznych ulicach. Bardzo mily spacer! Jeszcze tego samego dnia zaopatrzylismy sie w kuchenke gazowa i zrobilismy zakupy na centralnym rynku. Z zaopatrzeniem wrocilismy do domu. Max zostawil nam wiadomosc, ze wlasnie wyjechal ze znajomymi nad Bajkal w rejon zwany Malym Morzem, i ze nas tam zaprasza... No dobra. Tylko gdzie i jak sie poszukamy? Nie bardzo wiedzielismy co zrobic. Wyslalismy mu SMS, ale pozostal bez odpowiedzi. Nic to. Danusia uruchomila ponownie pralke, przygotowalismy sobie jedzonko i myslelismy co dalej... Postanowilismy, ze nastepnego dnia ruszymy nad Bajkal. Tylko, ze my chcielismy na wyspe Olchon, a nie nad Male Morze. Wiec Max'a pewnie nie spotkamy...
Noc minela spokojnie. To byla pierwsza noc od kilku dni spedzona nie-w-pociagu:) Rano nie bardzo wiedzielismy, co powinnismy zrobic z kluczami. Nie wiedzielismy w jakiej komitywie zyje z sasiadami, czy ma tutaj znajomych, albo co... Stwierdzilismy, ze klucze bierzemy ze soba:) Rano ewakuacja. Okolo 8.00 pojawilismy sie na dworcu autobusowym skad mialy odjezdzac busy na Olchon. Ledwo udalo nam sie znalezc miejsca, bo marszrutek bylo wprawdzie sporo, ale turystow tez cala masa. Zapoakowalismy sie do dwoch aut. My razem, a Jiri do innego busa. Nie bylo problemow, bo caly czas oba samochody jechaly razem. Troche nas zmartwila cena biletu za przejazd. 300 rubli! Ale nie mielismy zbytniego wyboru. Droga nie byla zbyt ciekawa. Pierwszy odcinek jechalismy normalna szosa, a potem zaczely sie bezdroza. Po 3-4 godzinach dotarlismy nad jezioro! Wrazenie powalajace. Wreszcie moglismy na wlasne oczy zobaczyc Bajkal. Bajkal, o ktorym od dawna marzylismy i ktory caly czas wydawal sie byc bardzo daleki, nieosiagalny... Bylismy tam!! Zeby dostac sie na wyspe Olchon, trzeba bylo swoje odczekac w dlugiej kolejce na prom. Ale udalo sie nasze busy zapakowac za pierwszym razem i juz po 2 godzinach zblizalismy sie do miejscowosci Huzir. To jedyna wieksza osada na wyspie. Niewielka wioska buriacka. Sliczne, rzezbione domy, senna atmosfera, pomimo wielu turystow nie bylo czuc komercji w powietrzu. Podobalo nam sie! Ja zostalem z plecakami, a Danusia i Jiri poszli na zwiady. Musielismy poszukac ciekawego i spokojnego miejsca na namiot. I znalezlismy. Nad samym brzegiem, dokladnie na przeciwko slynnej Skaly Szamana:) Staralismy sie tez skontaktowac z Maxem, ale caly czas bezskutecznie...