Ano tak... Wreszcie zaczynamy! Od dawna marzylismy, zeby przejechac Azje wlasnie tym pociagiem! I to marzenie zaczelo sie spelniac:)) Zameldowalismy sie na wlasciwym dworcu z odpowiednim wyprzedzeniem. Z ledwo zdobytymi biletami w reku odszukalismy peron, pociag, wagon. Prowadnik (to taki konduktor - przewaznie sporych rozmiarow kobieta... - ktory jest w kazdym wagonie) zaprowadzil nas na miejsca. Pociag super. Pierwszy odcinek - ten do Nowosibirska - jechalismy pociagiem firemnym o wdziecznej nazwie Sajany, wiec o mocno podwyzszonym standardzie:) Na korytarzach dywaniki, czysto w ubikacjach, nawet papier toaletowy i reczniczki:) Dostalismy czysta i pachnaca posciel, za ktora wprawdzie musielismy zaplacic, ale za to jaki komfort! :) Prowadnica kilka razy na dobe sprzatala wagon. W takim pociagu mozna bylo jechac! Wszyscy mielismy miejsca na gornych lozkach. No i dobrze, bo szczerze mowiac zdecydowanie bardziej lubimy wlasnie te niz dolne. Jest pewien klopot, zeby sie na nie wdrapac i wygodnie usadowic, ale jak ma sie juz wprawe, to nie ma problemu!:) I przede wszystkim mozna caly czas lezec i nikt cie z niego nie wyrzuci:)
Zrobilismy herbatke, chwilke pogawedzilismy i pociag ruszyl! Rozpoczal sie pierwszy etap! Dwa dni i trzy noce do Novosibirska:)
Z pierwszej nocy niewiele pamietamy, bo spalismy jak susly! A atmosfera do spania byla kapitalna!:) Kulturalni i spokojni wspoltowarzysze podrozy; swiatlo gaslo ok.22.00, zapadala cisza i wszyscy grzecznie spali. Pobudka tez sympatyczna; ok.8.00 zaczynala rozchodzic sie z glosnikow delikatna muzyka, ludzie z dolnych kuszetek zwijali swoje lozeczka, zeby mozna bylo zejsc, usiasc, zjesc sniadanie... Pelna kultura!:)
No wlasnie! Jedzenie:) W pociagu i na peronach stacji, gdzie pociag sie na dluzej zatrzymywal, mozna bylo kupic wszystko, czego dusza (i cialo) zapragnela. Caly czas dostepne byly napoje, uzywki, slodycze, przekaski, jedzenie na cieplo. Nie bylo najmniejszego problemu, zeby przezyc:) Ciekawostka bylo to, ze pojawialy sie na naszej trasie "perony tematyczne"; np. w Kirovie wszedzie sprzedawano pluszaki! Duze, male, kolorowe:) ...pewnie byla tam fabryka zabawek:) Znowoz gdzie indziej dominowaly owoce lesne (chyba w Omsku) sprzedawane przez babuszki, albo wedzone ryby:)
A w wagonach samowary! Cudny wynalazek:) W kazdym wagonie wrzaca woda! W kazdej chwili mozna bylo zrobic sobie kawe, herbate, albo calkiem dobra zupke.
Pierwszego dnia krajobrazy za oknem byly dosc monotonne, ale bardzo przyjemne (drugiego tez...). Lasy, ukwiecone laki, rozlewiska rzek. Male, zazwyczaj bardzo biedne wioski i osady, zagubione w tajdze. Drugiej nocy przekroczylismy granice pomiedzy Europa i Azja. Minelismy Ural:) Oczywiscie przespalismy ten moment, ale to i tak bylo niesamowite uczucie obudzic sie na innym kontynecie! Po raz pierwszy opuscilismy Europe!
A jak nam mijal czas? Swietnie! Duzo spania, jedzenie, zakupy na peronach, gra w karty, kosci i wisielca, rozmowy z ludzmi:) Nie wiemy jak to jest, ale juz ktorys raz podrozowalismy plackatrnymi kuszetkami i jeszcze ani razu nam sie nie nudzilo:) Mozna by tak jechac i jechac... No i jechalismy!:)
Trzecia noc byla krotka. Zblizalismy sie do Novosibirska. Obudzili nas ok.5 rano czasu lokalnego. Z tym czasem to tez niezle zamieszanie. W calej Rosji obowiazuje kilka stref czasowych. Np. roznica pomiedzy Irkuckiem a Moskwa to 5 godzin... Tak wiec czas w pociagu jest wzgledny... Trzeba caly czas kontrolowac, ktora godzina jest w miejscu, w jakim sie aktualnie przebywa i do tego wiedziec jaki jest czas w Moskwie. Wbrew pozorom, to bardzo wazne, bo wlasnie wg czasu moskiewskiego kursuja wszystkie pociagi w Rosji... Niezly bigos, ale mozna nad nim zapanowac:)
W Novosibirsku musielismy czekac na nastepny pociag ponad 16 godzin! No i co tu ze soba zrobic? Wprawdzie dworzec wielki i w miare nowoczesny (jak byl budowany, to byl najwiekszy w calym ZSRR!!), no ale przeciez tyle czasu na dworcu siedziec nie chielismy... Ruszylismy wiec do miasta. I to byl blad... Koszmar! Rozlatujace sie autobusy, betonowe blokowiska, przygnebiajaca atmosfera... Ale udalo nam sie zobaczyc potezny pomnik Lenina, zrobic zakupy na rynoku, przejechac sie wszystkimi liniami metra (dwoma...). Wrocilismy na dworzec i zmienilismy Jiri'ego. Czas nam sie dluzyl niemilosiernie...
Do tego stopnia, ze o maly wlos bysmy nie zdazyli na pociag, na ktory czekalismy prawie caly dzien...:) No bo wszystko na tym dworcu bylo OK, poza informacja. Nikt wczesniej nie wiedzial, kiedy nasz pociag bedzie podstawiony lub przyjedzie z innej stacji, na ktorym bedzie peronie itd. Mielismy czekac na informacje wyswietlana na duzej tablicy. No i czekalismy. Tyle, ze info o naszym pociagu wciaz sie nie pojawialo... Zaczelismy coraz bardziej sie denerwowac. Czas uciekal, do planowego odjazdu zostalo zaledwie kilka minut, a my dalej tkwilismy na fotelach w poczekalni... Ostatni raz zdecydowalismy sie podejsc do pani z informacji. Okazalo sie, ze pociag dawno stoi na ktoryms tam peronie i ze zaraz odjezdza... Poslalismy wiec odpowiednia wiazanke, w ekspresowym tempie spakowalismy rozgrzebane bagaze i panicznym biegiem na peron. Mielismy pecha, bo nasz pociag stal na jednym z najdalszych peronow. Musielismy przebiec przez cala stacje, wdrapac sie na most, a potem leciec prawie na koniec pociagu (a sa one troszke dluzsze niz nasze...)Zdazylismy w doslownie ostatniej chwili. Totalnie mokrzy i zmeczeni wbieglismy do naszego wagonu. A pociag nie byl juz firemny, tylko zwykly... Duszno, goraco, spoceni ludzie i w to wszystko jeszcze my... Koszmar. Udalo nam sie jednak doprowadzic do porzadku. Zaczelismy powoli obsychac, przebralismy mokre koszulki, ktore chwile pozniej byly znowu mokre; mozna bylo pomyslec o jakims piciu i do lozeczek. Ale juz we wlasne spiwory. W tym pociagu bylismy noc, dzien i noc. Nie bylo juz tak komfortowo, jak w poprzednim, ale i tak sympatycznie. Roznica polegala glownie w standardzie. Brak poscieli, dywanikow, klimatyzacji; brudno w ubikacjach, o papierze czy recznikach mozna bylo pomarzyc. Jednak ludzie dalej bardzo kulturalni. Zero problemu z bezpieczenstwem czy spaniem. Podroz minela nam bardzo szybko. Drugiej nocy obudzono nas bardzo wczesnie. Okolo 7.00 rano czasu lokalnego (2.00 w nocy czasu moskiewskiego) pociag zatrzymal sie na stacji koncowej. Bylismy w Irkucku!! W powietrzu wyczuwalismy daleka Syberie! Niesamowite wrazenie.
Wczesniej kontaktowalismy sie z kolejnym czlowiekiem z HC. Tez mial na imie Max. Mial czekac na nas na dworcu ok.8.00. Poszukalismy sie bez problemow. Mily facet, mlody i zapalony informatyk, ktory tylko na chwilke urwal sie z pracy i zaraz musial do niej wracac. Zapakowal nas do marszrutki. Razem pojechalismy do jego mieszkanka niedaleko centralnego marketu. Pokazal co i jak, zostawil nam klucze i tyle go widzielismy...:)