Z bolem serca podjelismy decyzje, żeby jechac na polnoc. Wszystkie rozsadne argumenty przemawialy za tym, żeby do Patagonii nie jechac... Strasznie glupio i smutno, ale co zrobic...?
W Los Antiguos kupilismy bilety za 111 AP (1$=3,5AP) na nocny autobus do Comodoro. Wieczorem zjedlismy jeszcze obiad w hoteliku i smetnym krokiem poszlismy na dworzec. Odczekalismy swoje, na siedzeniach semi-cama szybko zasnelismy i po 9 rano byliśmy na miejscu. Miasto brzydkie, znowu zero informacji, klopoty z noclegiem. Po sporych trudnosciach udalo nam sie cos znalezc za 40$... Znowu zaczelismy kombinowac. Zastanawialismy sie, czy nie jechac dalej na polnoc autostopem. Ale znowu wszystko było na nie: duze miasto - wiec klopot z wydostaniem sie na jakas odpowiednia droge, niepewna pogoda i zrobilo sie już po godzinie 13... Cholera! Znowu siegnelismy do kieszeni i kupilismy bilety do Puerto Madryn za 80AP... Wszystko pod gorke...
W tym turystycznym miasteczku wyladowalismy zaawansowanym wieczorem. Ale na dworcu autobusowym znalezlismy sporo roznych informacji po angielsku, zaopatrzylismy sie w mapke centrum. Znalezlismy kapitalny nocleg w 6 osobowym dormitorium po 48AP od glowy. Niezbyt tanio, ale bardzo dobre warunki, nowy obiekt, kuchnia, internet, obsluga mowiaca po angielsku, pelna informacja. Takiego miejsca szukalismy!:) Jakos tak przyjemniej nam sie zrobilo...:)
W hostelu w Puerto Madryn spedzilismy 3 dni. Oprocz nas tylko dwoch turystow: jeden z Izraela, drugi z Wloch. Sympatyczni:) Jakos tak sie dobrze zgadalismy, ze wspolnie udalo nam sie wypozyczyc auto (200AP z limitem 400km) i wczoraj byliśmy na Polwyspie Valdez. Miejsce generalnie kapitalne, wpisane z liste Unesco, tyle, ze nie o tej porze roku... Valdez slynne jest z powodu licznych zwierzakow zamieszkujacych brzegi i plywajacych dookoła. Można tam spotkac lwy i slonie morskie, foki, magellanskie pingwiny, delfiny, orki, wieloryby i wiele innych stworow. Jednak maj jest zdecydowanie najgorszym miesiacem w calym roku i nam z tych morskich okazow udalo sie zobaczyc tylko delfiny (ale za to cudowne!!) i lwy morskie. Jednak woda to nie wszystko. W glebi ladu pojawialy sie szare lisy, strusie(!), zwierzaki o nazwie "mara" (takie niby zajace) i przede wszystkim cala masa "guanaco" - tutejszej odmiany lam! Nawet udalo nam sie pomoc pewnej zablakanej owieczce, ktora nieopacznie polazla nie tam gdzie trzeba i utknela pomiedzy raszkami odgradzajacymi pastwiska:) Było cudnie!:) Tylko najbardziej nam szkoda tych wielorybow... Wiedzielismy, ze sie pojawily już w zatoce, tylko trzeba mieć jeszcze troszke szczescia, żeby na nie trafic. Może nastepnym razem...? No bo wlasnie.
Pisalismy, ze nie ulatwiacie nam zycia... Poprzedni wpis na geoblogu wrzucilismy bedac już w Puerto Madryn. I zaczeliscie nas bombardowac, żeby wracac na poludnie Patagonii. Caly czas mamy ogromne watpliwosci. Po pierwsze wszystkie minusy, ktore wymienilismy wczesniej (a nasz budzet jest już baaardzo chudziutki...) po drugie już zdazylismy ruszyc na polnoc...Jednak w Puerto Madryn zaczelismy zastanawiac sie na nowo, bo pojawily sie nowe okolicznosci: Wasze maile i naciski:) i poznany Wloch, ktory do Ushuaia chcial również jechac... Nie dosyc, ze zna hiszpanski (a to jest nieoceniona pomoc!) to we 3 osoby zawsze latwiej. Może niekoniecznie autostopem, ale...samochodem!!:) Liczylismy, kombinowalismy, znowu liczylismy i wyszlo nam, ze autobusem bysmy musieli za cala petle (El Calafate z Perito Moreno, Torres del Paine i Puerto Natales, okolice Punta Arenas, Ushuaia i powrot do Puerto Madryn) zaplacic około 1000AP na osobe, a wynajecie auta na 12 dni zpaliwem na 6000km kosztowac będzie około 1.200AP na lebka...
A wiec jedziemy! Teraz siedzimy jeszcze w hostelu. Wymeldowalismy sie z pokoju, bagaze mamy w przechowalni, korzystamy z internetu. Jeszcze musimy tylko zrobic zakupy i wieczorem wsiadamy do samochodu. Bardzo sie boimy o finanse, ale trudno. Jakos to będzie! Trzymajcie kciuki za pogode!!