Geoblog.pl    gryka    Podróże    Podróż Dookoła Świata część II    Wyspa Wielkanocna
Zwiń mapę
2010
17
kwi

Wyspa Wielkanocna

 
Chile
Chile, Easter Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 40365 km
 
Nie mam pojecia, co napisac...
Przez prawie 4 dni, ktore spedzilismy na Wyspie Wielkanocnej (WW) zylismy w ustawicznym szoku emocjonalno-estetycznym i to, co było i dzialo sie dookoła nas wydawalo sie absolutnie nierealne...
Odprawa na lotnisku i sam przelot był zupelnie bezproblemowy. Jednak caly czas sciskalo nas cos w zoladkach. Zblizalismy sie do jednego z najwiekszych naszych marzen! I jak na WW wyladowalismy to po prostu zwariowalismy!:) Znalezlismy sie po raz kolejny w raju, ale tym razem to był raj chyba najbardziej nisamowity! Sama swiadomosc tego, ze jestesmy wlasnie tam, ze do najblizszego ladu jest ponad 3.600km, ze dookola tylko ocean, a na wyspie takie cuda troszke nas paralizowala:)
Zakwaterowalismy sie na polu namiotowym bez skrawka cienia. Balismy sie, czy nie będzie za goraco, ale cale szczescie na WW znalezlismy sie w polowie kwietnia, wiec mimo tropikalnego klimatu szlo spokojnie wytrzymac, tym bardziej, ze w nocy robilo sie przyjemnie chlodno. Pole namiotowe Mihinoa to była dla nas jedyna opcja noclegowa. WW znana jest z tego, ze jest drogo i nie było mowy o jakies kwaterze czy hosteliku. A tak, za stosunkowo niewielkie pieniadze (za 3 noce zaplacilismy ok.60$ na 2 osoby), mielismy dostep do kuchni, kibelka prysznica itd. No dobra. Ale byliśmy na WW! Wiec już pierwszego wieczoru - pomimo totalnego zmasakrowania - podreptalismy piechatka do polozonej na skraju miasteczka Hanga Roa (jednak po drugiej stronie niż nasz kemping...) grupy slynnych posagow Ahu Tahai. Wiedzielismy, ze powinnismy tam być o zachodzie slonca, bo widoczki ponoc niesamowite. No i były! Cale stado gapiow rozlozonych na polance jak w amfiteatrze, a przed nami aktorzy widowiska: kilka "moai" - kamiennych straznikow WW dumnie spogladajacych w nasza strone... Spektakl nieziemski. Dobrze, ze zyjemy w erze aparatow cyfrowych, bo pewnie bysmy nie dali rady tak szybko wymieniac filmow... Tak wiec już pierwszego wieczoru poczulismy, ze jestesmy w wymarzonym od dawna miejscu:)) Cudo! A to dopiero pierwszy dzien! No wlasnie. Na WW chcielismy zostac 3 noce i potem wracac do Stgo. Mielismy już kupione bilety i teraz musielismy tylko zaplanowac (i to dobrze - bo to chyba jedyna okazja...) nasz pobyt na wyspie. Sprawdzilismy pogode i wymyslilismy, ze nastepnego dnia pojdziemy na spacer w okolice wulkanu Rano Kau, a dopiero kolejnego wynajmiemy skuterek i objedziemy WW w poszukiwaniu pozostalych "moai". Tak tez zrobilismy. Od rana pogoda nie była najlepsza, ale ostatecznie sie wypogodzilo. Wyspa nie zawsze jest idealnie oznakowana, wiec troszke na azymut ruszylismy nadbrzeznymi sciezkami w kierunku Rano Kau. I dobrze, ze tak wyszlo. Wyspa przepiekna! Do tej pory mielismy wyobrazenie WW, ze to skrawek ladu zagubiony gdzies na Pacyfiku, gdzie jest tylko skala wulkaniczna i majestatyczne posagi. A tu psikus!:) Wyspa pelna kolorow, mnostwo zieleni i kwitnacych drzew, swobodnie biegajace konie (na wyspie jest ich 6000 I niegdzie nie uciekna…), przepiekna linia brzegowa i krystalicznie czysta woda dookoła... Brak slow! I oczywiście co chwile pamiatki minionych epok. Moai, malowidla polinezyjskich ludow na scianach jaskin, kamienne kopczyki... Ale to wszystko nic... Po prawie 2 godzinach spaceru pnaca sie dosyc stromo sciezka dotarlismy na gran krateru Rano Kau. Wiedzielismy z opisow, ze to ma być urocze miejsce, ale to, co zobaczylismy na wlasne oczy... Brak slow. Cudnie symetryczny, gleboki krater. Roznokolorowe zbocza, w dole mozaika oczek wodnych, w gorze blekitne niebo. Najnormalniej nas totalnie zatkalo. Stalismy z otwartymi gebami i patrzylismy... Dopiero po kilku minutach zaczelismy robic fotki:) A potem już z gorki. Spacer po okolicy, dotarlismy do miejsca zwanego Orongo, ale jak sie dowiedzielismy, ze wstep kosztuje 10$ to sie wycofalismy. Danusia pognala jeszcze na drugi kraniec krateru i pelni wrazen wrocilismy do obozu... Co za dzien! A jutro czekaly na nas "moai"!
Od rana pelna mobilizacja. Kapelusze, zapas wody, nakremowani, przygotowane kanapki, mapa, no i aparat:) Ruszylismy skuterkiem zdobyc WW! Wrocilismy do Orongo, żeby kupic jednak bilet wstepu do Parku Narodowego Rapa Nui i obejrzec piktogramy i kawalek przepieknego wybrzeza (przy okazji zerknelismy jeszcze raz do krateru!:-)). Trzeba to było zrobic dzien wczesniej, bo bilet kupuje sie tylko raz, jest wazny na wszystkie miejsca na wyspie i nieograniczona ilosc wejsc... Potem kierunek na "moai"! Wpierw Ahu Tepeu, potem wyjatkowa grupa Ahu Akivi. Wyjatkowa - ba na WW wszystkie "moai" staja plecami do morza, a te odwrotnie:) Niesamowie, kiedy można podejsc do posagow i je dotknac (chociaz tego akurat robic sie nie powinno...), a do tej pory WW ogladalo sie tylko w telewizji i na fotografiach podrozniczych... Bajka! Potem dojechalismy do raju. Anakena to przepiekna zatoka, plaza z bialym piaskiem i palmami, trawka jak na polu golfowym w miejscach piknikowych, a tego wszystkiego pilnuja "Moai" z grupy Ahu Nau Nau... Rzecz jasna - musielismy z takiej okazji skorzystac i wykapalismy sie w Pacyfiku:)) W drodze na poludniowo-wschodnie wybrzeze mijalismy kolejne kamienne postaci, zatrzymalismy sie w Papa Vaka, żeby obejrzec jeszcze inne piktogramy, a potem już do dlugo oczekiwanych Ahu Tongariki. To chyba najslynniejsza grupa "Moai". Pietnascie posagow, każdy inny, jeden obok drugiego, ogromne, dostojne, tajemnicze... Ten obrazek znalismy doskonale, ale być tam - to zupelnie co innego... Krecilismy sie w ta i z powrotem, robilismy fotki z kazdej strony, ale - jak na zlosc - nad nami zawisla spora chmura rzucajaca cien na posagi...Cale niebo czyste, tylko tam chmura... Troche krecilismy nosem, ze moglo być znacznie lepsze swiatlo, ale tak bywa. Przed nami zostal ostatni punkt programu. Wulkan Rano Raraku i kilkaset "moai" na jego zboczach. Miejsce niesamowite. Cala masa posagow. Niektóre stojace, inne ukryte czesciowo w ziemi, jeszcze inne lezaly twarzami w dol... Ale chyba najwieksze wrazenie zrobil kamieniolom, w którym te posagi wykonywano. Dotarlismy w jedno z miejsc, gdzie pracy nie dokonczono i "moai" wygladal jakby spoczywal w wielkim grobowcu. Tajemniczosc wisiala w powietrzu... Poprostu cudnie!
I tyle. Pedem musielismy wracac do miasteczka, bo konczylo sie paliwo i czas wynajmu skuterka. Po drodze chlonelismy jeszcze to wszystko, co było dookoła nas... Eh... Szkoda, ze moglismy tam być tylko 4 dni, ale jakie to były dni!!!
Z bolem serca musielismy sie spakowac, przespac ostatnia noc na Wyspie Wielkanocnej i nastepnego dnia odwiedzilismy tylko klimatyczny kosciolek katolicki z polinezyjskimi elementami i wracalismy do Santiago de Chile...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (103)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Mario
Mario - 2010-04-22 02:58
Fotki jak zwykle ZAJE...FAJNE... Gratulacje z tytulu zdobycia kolejnego Kontynentu... troche smiesznie bo w Lutym za Wami bylismy w Azji a 7 maja tecimy do Ameryki... Buziaki z Rzymu Ania & Mario
 
gryka
gryka - 2010-04-22 03:06
no...! to moze sie gdzies spotkamy? prosimy o szczegoly! no i poczekajcie na reszte fotek, bo caly czas dorzucam... nie moglismy sie powstrzymac i ich troche bedzie...:))
 
grzegrykagorz
grzegrykagorz - 2010-04-23 23:29
Gratulacje-jestescie niesamowicie wytrwali.Ciesze sie ze spelniaja sie Wasze marzenia i ze pozwalacie nam podrozowac razem z Wami.Zycze wielu nastepnych pozytywnych wrazen.Pozdrawiam.
 
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022