Ano tak... Czas mijal spokojnie. W SV zadomowilismy sie na dobre. Na tyle dobrze, ze nasz Misiek - Shanon postanowil odejsc. Ale to nie przez nas, ale raczej dzieki nam. Od dawna myslal o zmianie pracy. No i faktycznie. W SV pracowal praktycznie od rana do wieczora przez 7 dni w tygodniu i zarabial grosze. Był totalnie zmeczony i pelny zrezygnowania. Zycie takie troche jak papier toaletowy: dlugie, szare i do du... Chyba pomoglismy mu podjac decyzje i w polowie lutego podziekowal Kylie i Brettowi za prace. Widac było, ze ta zmiana jest Shanonowi potrzebna. Misiek sie ozywil, zaczal sie usmiechac, nawet był z nami ze 2 razy nad oceanem! Zabral swojego zolwia imieniem Stupid (Glupi) i bezimienna zabe i zostalismy sami... W ostatnich dwoch tygodniach pracy nam znacznie przybylo. Musielismy sie dodatkowo zajac smieciami, sprawdzaniem pomp do wody, czyscic wieczorem stanowisko do grillowania, uciszac zbyt glosnych gosci. Ale mielismy za to troche wiecej zarobic, wiec i tak dobra nasza!:)
Tak czy siak staralismy sie korzystac z zycia. Od czasu do czasu pojawialo sie w lodowce cos extra do wypicia (bezalkoholowego, oczywiście;-)), chodzilismy na spacerki, polowalismy na kolejne ptaki:)) Podczas plawienia sie w krystalicznie czystych wodach oceanu wypatrywalismy kolorowych rybek, jednak z dosc mizernym skutkiem - trafialismy glownie na malo atrakcyjne:) Podczas przyplywu można było trafic ich wiecej i bardziej interesujacych; Danusia otarla sie nawet o wielkiego stwora (plaszczka albo squid). Innym razem pojawily sie cale lawice seledynowych rybek, a co ciekawsze, nawet 'latajacych', w kolorze srebrzystym, ktore wyskakiwaly calymi grupami ponad powierzchnie wody! Ostatnie dwa tygodnie naszej pracy w SV były jednak zwariowane. Nagle Kylie i Brett przypomnieli sobie o komisji, ktora miala odwiedzic CaravanPark. Zaczelo sie wiec generalne sprzatanie. Zmiatanie lisci, szyszek i sosnowych igielek, porzadkowanie terenu, podlewanie trawy... Ale i tak było wcale nie najgorzej. Tym bardziej, ze na tydzien przed naszym opuszczeniem tego sielankowego zycia, w SV pojawili sie nasi zmiennicy. Mloda parka. Ona Niemka. Osiem lat temu wyjechala ze swojego kraju i caly czas kreci sie po swiecie. Pracowala kilka lat w Irlandii, potem Austria, Holandia, Nowa Zelandia i teraz Australia. On Anglik. Tez od kilku lat poza domem. Biedacy przyjechali do SV nieswiadomi chyba tego, co ich czeka:) Ale dadza rade! My dalismy, to oni tez:) Pokazalismy im co i jak, przekazalismy klucze do calego interesu, generalnie zaczeli robic wszystko za nas. My tylko od czasu do czasu wlaczalismy sie do akcji.
Teraz jest sobota. Jutro mamy wolne, a w poniedzialek rano ruszamy dalej. Opuszczamy slodkie Second Valley. Czas spedzony tutaj pozwolil nam na zarobienie paru groszy. Dzieki temu "kieszonkowemu" powinnismy pozostac dluzej jeden miesiac w podrozy. A biorac pod uwage fakt, ze przed nami jeszcze prawie dwa tygodnie (tym razem) intensywnego podrozowania po koszmarnie drogiej Australii, te pieniadze bardzo nam sie przydadza. Czeka nas cale poludniowo-wschodnie wybrzeze ze slynna Great Ocean Road, Melbourne i Sydney. Będzie pieknie!! W Austarlii będziemy do 13.03. Na ten dzien mamy kupione już bilety do Nowej Zelandii. Zaczniemy przygode z jednym z najpiekniejszych krajow na swiecie. Do tej pory spotkalismy "kilka" osob w naszych podrozach i wszyscy zgodnie oswiadczaja, ze NZ to autentyczny raj na ziemi... Zobaczymy!:))