Ano tak! Znowu Tajlandia!:) Choc nie bylo to wcale takie proste...
Decyzje o pominieciu Indii podjelismy już w przed wyjsciem na trekking. W KTM kupilismy bilety do Bangkoku (BKK) na 09.11.2009 godz.9.00. Po przyjezdzie do KTM z Pokhary, gdzie sie bardzo milo lenilismy po zejsciu z gor, odebralismy nasze rzeczy, przenocowalismy sie jedna noc w hotelu, w którym byliśmy 5 lat wczesniej i na lotnisko. Było troche zamieszania, sporo formalizmow, chyba z dziesiec kontroli bagazowych (a i tak do jednej calej tylnej kieszeni malego plecaka nikt nie zajrzal ani razu...) i udalo sie zajac miejsca w samolocie. Nawet sie cieszylismy, ze z Nepalu wyjezdzamy. Jednak ten kraj przez tych ostatnich kilka lat znacznie sie zmienil. A już na pewno samo KTM. Duzo wiecej balaganu i smieci, miasto strasznie zatloczone z niesamowitym ruchem samochodowym i motorkowym, w powietrzu smog(a może my to teraz inaczej odbieralismy...). No i ceny. Nepal to już nie taki raj. Wszystko podskoczylo przynajmniej dwa razy w gore, trzeba było caly czas kalkulowac i przeliczac. Poza tym kiepsko trafilismy z noclegami w KTM. W jednym hoteliku były karaluszki i jeszcze jacys gryzacy po nogach goscie, w drugim dosyc niemila obsluga i drogo (ten sam hotel co 5 lat temu, tylko inni wlasciciele). Troche nam to wszystko zrekompensowal krotki pobyt w Pokharze, ale i tak ogolne wrazenie z Nepalu zostaly mocno od ostatniego czasu zweryfikowane. Wiec zalu, ze wyjezdzamy nie mielismy.
W BKK wyladowalismy pol godziny przed czasem. Dobra nasza, bo musielismy jeszcze zalatwic wizy na lotnisku i chcielismy jak najszybciej dojechac w rejon noclegowy, w którym tez byliśmy wczesniej. Pelni entuzjazmu ruszylismy setkami metrow ruchomych chodnikow na lotnisku do biura, gdzie zalatwia sie wizy. Informacje o mozliwosci dostania darmowej wizy na lotnisku mielismy już z Nepalu, skad dzwonilem do ambasady tajskiej w KTM. Z usmiechami na twarzach podalismy panu wypelnione wnioski wizowe, paszporty, fotografie i formularze dla biura emigracyjnego. Pan to ladnie obejrzal i oddal nam, zebysmy uzupelnili o adres w Tajlandii. Szybko wyjelismy przewodnik i wpisalismy adres pierwszego lepszego hotelu w BKK. Wzial wszystko z powrotem...i zapytal o bilety wyjazdowe z Tajladii. Jakie bilety?? Nie wiedzielismy o co chodzi, rozejrzelismy sie dookoła i wszedzie wielkimi literami była informacja, ze wizy na lotnisku dla obywateli niektórych panstw (w tym Polski) dostepne sa TYLKO I WYLACZNIE ZA OKAZANIEM BILETU WYJAZDOWEGO Z TAJLANDII W PRZECIAGU 15 DNI... No to dupa... My oczywiście takich biletow nie mielismy. Zaczelismy facetowi tlumaczyc, ze po Tajlandii chcemy jechac do Laosu, gdzie wize dostaniemy na granicy, a potem do Wietnamu, a potem to nawet sami nie wiemy gdzie, jak i kiedy... Gosciu nas wysluchal z zupelnym spokojem, pokazal na informacje cytowana wyzej i odmowil wydania wizy... Ladny klops. Siedzielismy na lotnisku w strefie niczyjej, już poza Nepalem a jeszcze nie w Tajlandii. Nie mielismy pojecia co robic. Sytuacja zaczela robic sie dramatyczna. Jedynym wyjsciem było kupienie jakiegos najtanszego biletu z Tajlandii gdzies tam. No tak. Tylko, żeby kupic, trzeba było dostac sie do kas biletowych, a tam nas nikt bez wizy nie wpusci. Nawet bagazu nie moglismy odebrac, bo to dopieru po przejsciu granicy i odprawy paszportowej... Znowu kilkaset metrow do informacji pytac co dalej. Mamy kupic bilety... Dobra! Tylko jak??? Krecilismy sie po tym poteznym lotnisku (tylko po jego kawaleczku) chyba z godzine. Szukalismy rozwiazania, może jakis kas biletowych, czekalismy na zbawienie... Nie mielismy pojecia, co robic. Zaczynalismy myslec o telefonie do polskiej ambasady, o poproszeniu kogos, żeby nam te bilety kupil. Ale ciezko było o jakiekolwiek informacje. Zaczynala dopadac nas mysl, ze na lotnisku spedzimy conajmniej nocke...
Jak sie tak snulismy po hali wpadlismy w akcie desperacji na pomysl, żeby sprobowac u innego oficera w innym biurze wizowym. Pani nas zapytala z jakiego kraju jestesmy, poprosila do srodka, wziela nasze dokumenty i zapytala o bilet wyjazdowy z Tajlandii... W tym momencie byłem już totalnie mokry pomimo dobrze dzialajacej klimatyzacji... Zaczelismy jej opowiadac cala historie, o naszej podrozy, o tym, ze nie mielismy pojecia, ze potrzebujemy taki bilet, ze potem droga ladowa jedziemy do Laosu, ze pani z ambasady w KTM nas nie poinformowala o takich wymogach itd... Oczywiście wysluchala nas do konca i pokrecila glowa. Nie może dac nam wizy! Ale chyba cos sie stalo z naszymi twarzami, bo jak na nas spojrzala, to kazala nam poczekac, wziela dokumenty i poszla do jakiegos chyba starszego ranga faceta. Siedzielismy na fotelach jak na szpilkach. Widzielismy przez szybe jak cos mu klaruje i od czasu do czasu zerkaja w nasza strone. Może po 2-3 minutach (dla nas to była wiecznosc!!) wyszli razem i poprosili nas do biurka. Tym razem to ten facet zaczal klarowac, ze obowiazuja ich przepisy, ze przestrzegaja prawa, ze warunki sa takie a nie inne... Pot lal sie ze mnie strumieniami a wizja nocowania na lotnisku była coraz bardziej realna, wrecz nieunikniona... Ale tenze oficer zaczal sie krecic na swoim krzesle i wypisywac cos tam na naszych wnioskach wizowych. Jeszcze raz nas poinformowal, ze Tajlandia to kraj respektujacy prawo i przepisy, ale wize nam da!!!!:))) Ja piernicze... Już drugi raz w trakcie tej podrozy potezna plyta betonowa spadla mi z serca. Odczekalismy kolejne 3 minutki i pan nam podal paszporty z wbita wiza tajlandzka! Szybko popedzilismy do odprawy paszportowej, stempelek wjazdowy i... Byliśmy w Tajlandii!!!!
Odebralismy plecaki i wydostalismy sie do glownej hali terminala. Po sporych klopotach informacyjnych (czego sie nie spodziewalismy) udalo nam sie dotrzec do terminalu autobusow miejskich. Prawie 4 godziny wydostawalismy sie z lotniska...Chyba nasz rekord! Linia 552 za 34TB (okolo 1$) dotarlismy do metra i dalej w rejon Lumphini Park. Byliśmy jak w domu! Znana stacja metra, te same uliczki... Bez problemu odnalezlismy hotelik, w którym spalismy wczesniej. Zaproponowana cena 300THB zostala szybko zredukowana do 250THB. Dostalismy ten sam pokoj! Poczulismy ogromna ulge! Mielismy wczesniej informacje, ze Tajlandia mocno podrozala. Ale pokoj za 250, hot-dog 23, metro 20, mrozona kawa w puszce 13, jedzenie w taniej knajpce 30-50, piwo 25-30THB! Rewelacja! Było cudnie! Jedyny (ale za to kosmiczny minus...!) to temperatura. Już podczas prob odszukania miejskich autobusow z lotniska doswiadczylismy tego pogodowego szoku. Rano byliśmy u podnoza Himalajow, a po poludniu znalezlismy sie w kraju, gdzie temperatura w cieniu dochodzila do 35 stopni (albo i wiecej) a wilgotnosc powietrza nie pozwalala na wysychanie moich koszulek. Sciana wilgotnego i goracego powietrza atakowala zawsze po wyjsciu z jakiegos klimatyzowanego pomieszczenia. W tej chwili jestesmy w BKK drugi dzien i ani razu, od momentu przyjazdu, nie byłem suchy. Pot jest wszedzie, a zimne prysznice przyjmowane kilka razy dziennie, tylko na chwilke poprawiaja sytuacje. Koszmar! Hotelik oczywiście mamy tani, wiec pokoj bez klimatyzacji, za to z dwoma wiatrakami, pod którymi najczesciej lezymy na golasa:))) Inaczej sie nie da...
Ok. Tyle o BKK. Przed nami sporo zalatwiania. Wizy, wysylki, zakupy itd. Jak już będziemy pewni co dalej, to sie odezwiemy!:)