Zostalismy wysadzeni na obwodnicy jakiegos miasta, ale niestety przed tym miastem. Zero ruchu. W budce niedalego naszego ladowania był posterunek policji. Jeden z funkcjonariuszy zawolal nas dosyc stanowczym glosem. Poslusznie zabralismy bagaze, ja juz zaczalem szykowac poszporty. Podeszlismy do niego niepewnym krokiem. Ze szczerym usmiechem na twarzy poczestowal nas czekoladowymi cukierkami, zapytal, czy wszystko OK, zyczyl szerokiej drogi... Pierwsze doswiadczenie z tureckimi policjantami bardzo sympatyczne!:) Sympatyczne niesympatyczne, ale auta nadal nie jezdzily... Wiedzielismy, ze stoimi w fatalnym miejscu, ale perspektywa przejscia przez cale miasto tez nam sie nie usmiechala. Zlitowal sie jednak jakis czlowiek w kosmicznie malym samochodzie (chyba ford Ka) i zabral nas na wlasciwa droge. Tam wyplacilismy wreszcie jakies tureckie pieniadze i ze spokojem moglismy czekac dalej. Ale sie nie doczekalismy... Czas mijal, a do Istambulu wciaz daleko. Zdecydowalismy sie na autobus. Kosztowalo to starsznie duzo, bo cale 44TL czyli około 90zl... Koszmar cenowy dopiero sie zaczynal. W Istanbule wyladowalismy kolo godz.17. Z dworca autobusowego metrem i potem tramwajem dotarlismy do Sultanahmed - strarej i najbardziej zabytkowej czesci miasta. Sam ten przejazd kosztowal kolejne 6TL (12zl). Po zebraniu informacji ile kosztuja noclegi zaczelismy sie bardzo powaznie zastanawiac nad naszym budzetem... Przewodnik podawal kilka miejsc, gdzie powinnismy cos znalezc za 5-6$. Hostel Optymist oferowal pokoj za 70TL (140zl)... Zaczelo nas dopadac przerazenie. Cale szczescie Danusia troche pobladzila i dotarla w boczne uliczki i tam totalnie najtansze miejsce udalo sie namierzyc za 15TL od glowy w szescioosobowym dormie w Sindbad Hostel. Najtansze jedzenie za 8-10TL, woda 1TL, piwo 2-3TL... Byliśmy w szoku. Takich cen nie przewidywalismy. Tez wszystkie wejscia do atrakcji turystycznych drozsze conajmniej dwa razy od cen przewodnikowych. Cale szczescie pierwsza noc w dormie spedzilismy sami. Troche moglismy ochlonac, a z dachu hostelu posluchac wieczornych modlitw muazinow z trzech roznych meczetow jednoczesnie... Pierwszego dnia tylko sie zakwaterowalismy i chcac niechcac cos zjedlismy. Drugiego dnia szoku cenowego ciag dalszy. Zaczelismy od Blekitnego Meczetu. Cala masa narodu, wejscie darmowe, wrazenia przecietne. Duze, pieknie zdobione, ale nie powalilo. Potem Palac Topkapi. Jeszcze wiecej ludzi. Kolejki do kas. I znowu! Mialo kosztowac 5$ a kosztowalo 20TL, czyli na dwie osoby 80zl... No, ale toz to jedna z glownych atrakcji Istambulu! Weszlismy. Ale albo cos jest nie tak znami, albo nie wiem co, ale tez ten Palac nie zrobil na nas szczegolnego wrazenia. Moze dlatego, ze w najciekawszym miejscu kompleksu nie bylimy. Za wstep do Haremu trzeba było zaplacic kolejne 15TL za glowe. Po wyjsciu z palacu podjechalismy tramwajem na Most Galata do Karakoy. Z wejscia na Wieze Galata zrezygnowalismy, bo po pierwsze była kiepska pogoda, a po drugie znowu trzeba by zaplacic 10TL. Ruszylismy przez most w kierunku centrum. Kapitalne widoki za odnoge Bosforu zwana Zloty Rog, na czesc europejska i azjatycka Istambulu i na setki zapalonych wedkarzy, którzy z uporem maniakow usilowali cos z mostu zlowic... Po drugiej stronie, w rejonie Eminonu i Yeni Camii niesamowity tlum roznobarwnych ludzi. Sklepikarze i uliczni sprzedawcy papierosow i roznych dziwnych wynalazkow, kramy z piciem i jedzeniem, cale stada golebi oblepiajace wszystko co sie dalo w rejonie meczetu Yeni. Zrobilismy sporo fotek!:)Po przejsciu do centrum zaczelismy intensywnie myslec o jutrzejszym dniu. Zgodnie z planem powinnismy ruszyc do Pammukale. Istambul to ogromne miasto i o stopie szybko zapomnielismy. Szanse wydostania sie z takiej aglomeracji sa bardzo mizerne, a jeśli już, to kosztowac by to moglo sporo czasu. Zdecydowalismy sie na autobus, tym bardziej, ze mielismy informacje o ich niewielkich cenach i sporym komforcie. Pierwsze napotkane biuro - cena do Dinizli 55TL. Koszmar! Nastepne biuro 55TL. Potem kolejne zaproponowalo 60TL! W koncu znalezlismy za 45TL. Ale gdzie te niskie ceny??? Zdecydowalismy sie jednak kupic te i tak kosmicznie drogie bilety, ale... Wlasnie sie skonczyly. Z bolem serca i krzykiem portfela zaplacilismy 110TL za dwa bilety na nocy autobus do Dinizli...Wrocilismy w rejon naszego hostelu, zjedlismy tym razem tylko zupke i ogromna iloscia chleba i do domu. A tam niespodzianka!:) Przed hostelem cztery rowery wypakowane do granic mozliwosci z polskimi flagami przy bagaznikach!:) Jak sie okazalo tego dnia do Sindbad Hostel zjechala jeszcze jedna ekipa rowerowa z Polski, w tym takze nasi wspollokatorzy z dorma. Pojawili sie tez Czesi a rowerach i w tym momencie mielismy pewnosc, ze trafilismy do jednego z najtanszych miejsc noclegowych w tej czesci miasta. No bo skoro Polacy i Czesi, to na 100% wytrwale szukali odpowiedniej oferty noclegowej:)Trzeci dzien w Istambule. Na sniadanie serek topiony, gotowane jajko, odrobina masla i dzem rozany. No i pakowanie. Ruszylismy na spacer po miescie. Danusia chciala sprobowac, czy nie uda sie jakosc wejsc bokiem do AyaSofya, ale niestety nie... Potem troche w bok od Sultanahmet w rejon Wielkiego Bazaru. Udalo nam sie zjezc pyszny kebab za 1,5TL(!) i wypic herbate za 0,75TL. Pokrecilismy sie po okolicy i wrocilismy do Starego Miasta. Danusia podjela jeszcze jedna probe wejscia do Ayasofya. Ale i tym razem nic z tego. Udalo sie tylko wejsc do grobowcow, a potem zostala delikatnie wyproszona:) Teraz siedzimy w lobby naszego hostelu, piszemy notatki, przepakowujemy plecaki, popijamy piwko za 3TL i czekamy na autobus, ktory odjezdza w dworca o 21.00 a zbiorke przed biurem mamy o 19.00. Mamy ogromna nadzieje, ze kolejne miejscowosci w Turcji beda troche bardziej przystepne cenowo. Istambul nas moze nie zauroczyl, ale milo było tutaj sie pojawic. Zobaczylismy Blekitny Meczet, Ayasofya, Topkapi Sarayi, Beyazit Camii, Suleymaniye Camii, Most Galata i kilka innych miejsc. Strasznie duzo ludzi i okropnie wysokie ceny... Zobaczymy, co przyniasa kolejne dni. Jutro rano powinnismy wyladowac w Pammukale!:)) W ramach oszczednosci nie wchodzilismy jeszcze do kafejek internetowych. uzywamy naszego palma i wpinamy sie w darmowe sieci, wiec na fotki musicie jeszcze odrobinke poczekac:)
I jeszcze jedno. Na palmie nie wyswietla pelnego internetu, wiec jest cos nie tak z mapka i kilometrami naszej podrozy, ale postaramy sie to wypostowac tak szybko, jak to bedzie mozliwe:)