Na godzinę 11 następnego dnia mamy zarezerwowany rejs na wyspę Alcatraz ($45.25 od osoby; https://www.cityexperiences.com/san-francisco/city-cruises/alcatraz/tour-options/alcatraz-day-tour)! To bardzo popularna atrakcja Kalifornii, podobno tylko Yosemite przebija ją, jeśli chodzi o ilość odwiedzających rocznie. Z tego właśnie powodu ogarniamy bilet z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Bilet pewnie można by kupić nawet tego samego dnia, ale niekoniecznie na tą godzinę, która nam pasuje.
Uberem podjeżdżamy na Pier 33, skąd wypływają promy. Turystów jest faktycznie sporo. Jesteśmy ponad pół godziny przed czasem, musimy więc poczekać na następny rejs. W tym czasie oglądamy makietę wyspy ze wszystkimi jej budynkami, bo oprócz więzienia, są tam też ruiny domów strażników i ich rodzin oraz innych zabudowań, z których korzystała obsługa więzienia.
Wsiadamy na pokład. Ranek jest pochmurny i zamglony, więc widoczki po drodze mało porywające. Za to samo Alcatraz... To niesamowite stanąć na wyspie, z której tak wielu próbowało uciec... Wiry, które, oprócz niskiej temperatury wody, były największym zagrożeniem podczas prób ucieczki, widoczne są gołym okiem. Najciekawsze jest jednak zwiedzanie samego więzienia na wzgórzu (audio tour). Mam świeżo w pamięci "Ucieczkę z Alcatraz" z Clintem Eastwoodem. Cele są zaskakująco malutkie, jak również dziury wykute w murach. Przysiadamy na słynnych schodach na spacerniaku i zwiedzamy po kolei wszystkie pomieszczenia, słuchając opowieści o słynnych więźniach i życiu tutaj.
Jak to zwykle w takich miejsach bywa, kończy się wycieczkę, przechodząc przez sklep z pamiątkami. Tomek zakupuje sobie więzienną menażkę. Naszą uwagę przyciąga kolejka, która nie kończy się przy kasie, ale przy stoliku, za którym siedzi starszy pan w kapeluszu... Chwilę później zauważamy plakat, z którego dowiadujemy się, że to William Baker - ostatni żyjący jeszcze więzień Alcatraz (!), który sprzedaje swoje książki. Przez chwilę waham się czy to dobry pomysł wspierać kryminalistę... ale co tam, dołączam do kolejki. Dostaję nawet autograf i Tomek robi nam z Billem fotkę.
Z książki dowiaduję sie później, że Bill siedział w Alcatraz nie za żadne zabójstwo (dzieki Bogu), ale za kradzież auta i liczne próby ucieczki z innych więzień. Miał wtedy 23 lata... Obecnie ponad 90. Wprawdzie po zwolnieniu z Alcatraz wciąż nie był przykładnym obywatelem, bo próbował fachu, którego nauczył się w więzieniu... a mianowicie fałszował czeki i odwiedził jeszcze kilka innych więzień, teraz jednak ma legalny dochód, ze sprzedaży swojej książki... i zbiera na samodzielne mieszkanie (mieszka obecnie w Domu Opieki). Na wyspie jest 3-4 razy w tygodniu. A książkę czyta się dobrze, opowiada ona z humorem losy młodego, zagubionego chłopaka z rozbitej rodziny.
W drodze powrotnej do San Francisco trochę się wypogadza i nieśmiało przebija słoneczko. Na Fisherman Wharf mamy w planach jeszcze odwiedzić słynne lwy morskie, które w olbrzymich ilościach zamieszkują Pier 39. Najpierw posilamy się fish&chips i potem zaczynamy poszukiwania. Przystań nr 39 jest spora, jest tu mnóstwo sklepików, atrakcji, łódek, ale wystarczy iść cierpliwie wzdłuż wybrzeża, aż usłyszy się pomruki lwów i tłumy obserwujących je turystów. Przegapić się nie da! A widok jest niecodzienny. Takie ilości morskich zwierząt nie gdzieś na odległej plaży, tylko w sercu miasta!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hello,
I’m William Baker, former inmate of Alcatraz. Now that I am back to the straight and narrow, I go back now and talk to visitors, answering questions about my prison years, signing autographs, taking pictures and interacting with visitors to the Island. I can’t help it if history made me a rock star. I’ve written a book entitled Alcatraz 1259, which I sign and promote on the Island three or four days a week.
While I answer a lot of questions, the one most often asked is “Isn’t it strange coming back to the prison where you served time?”
My short answer to that is “Yes but they made me an offer I couldn’t refuse.” And, with a grin I add “So I’m very happy.” And they nod and laugh and go on the next question.
My short answer is honest and true and not meant to be deceitful at all. The long answer is more complicated and requires a lot of explanation of the nature and character of an Alcatraz convict. You see, most of us came here from other prisons, transferred to Alcatraz for breaking rules, serious rules.
I came here because I was escaping from other prisons. That’s the most serious rule of all, in their eyes. More serious, even, than murder. So, we were a bunch of hard-headed convicts before we got to Alcatraz. We had already been in the hole many times, broke a lot of rules. We were used to this kind of life before we got here. So, we could handle this place.
I’m not saying Alcatraz was a good place. I’m just saying we were some bad boys. We could handle it and we did. We walked the yard laughing and playing, talking about robbing banks when we got out; we bet on ball games; played cards; played ball; and made a little home brew once in a while and got drunk.
We lived here.
It wasn’t much of a life. We were locked up in a six by nine cell most of the time. We hurt. And you can rest assured that we were properly punished. But, we dealt with it. And we survived. For wherever there is life, the human spirit will always prevail.
I didn’t leave Alcatraz with scars or nightmares. So, I didn’t bring any back with me when I returned later in life.
The question was “Isn’t it strange coming back here after having served time here,” which means “Doesn’t it bother you to come back after what you went through?” So, the long answer is also honest and true, but it’s long, and I am tempted to add “And, no, it doesn’t bother me. The wardens are all dead, I survived, so this is my turf now.”
—William G. Baker AZ-1259