Nocleg - apartament, który okazuje się potem pokojem w prywatnym domu - mamy zarezerwowany we Fresno (a konkretnie w Clovis). Wjechać i wyjechać z parku można od północy, bądź południa. Wjechaliśmy tym pierwszym wjazdem i decydujemy się wracać tą samą drogą, bo robi się późno i nie chcemy za bardzo nadkładać drogi.
Miła pani na noclegu jest dość gadatliwa i opowiada historie gości, którzy ją odwiedzają. Jest wśród nich sporo Polaków i Czechów i specjalnie dla nas, oprócz ogólnej mapy gości, gdzie można wbić sobie pinezkę, dodała jeszcze szczegółową Polski i Czech. Mamy do dyspozycji nieduży pokój i własną łazienkę. Z kuchni też możemy korzystać, ale jest wspólna z mieszkańcami domu. Bardzo chętny do interakcji z nami jest też piesek o krótkich nogach, który wciąż ma na sobie ciasną obrożę i smycz. Mamy ochotę go uwolnić, ale powstrzymujemy się... Lepiej się za bardzo nie wtrącać. Gospodyni informuje nas, że rano jej nie będzie, więc możemy się czuć swobodnie. Pokazuje nam też, jak obsłużyć tamtejszy ekspres do kawy. Wreszcie dobra kawa! Z kuchni rano korzystamy, robiąc sobie tam śniadanie. Spotykamy też starszego pana i chwilę z nim rozmawiamy. Chyba przyzwyczaił się do widoku gości...