USA, a konkretnie tamtejsze parki narodowe od zawsze były na naszej liście marzeń. Wcześniej jakoś było nam nie po drodze, nie podobała nam się kwestia ubiegania się o wizy, potem była pandemia i tak lata leciały. I wreszcie: lecimy do Stanów!
Udało się ogarnąć 3 tygodnie urlopu i opiekę dla naszych czworonogów, potem miesiące planowania i teraz tylko trzymać kciuki, żeby wszystko się udało!
Przed pandemią, kiedy już prawie zakupiliśmy bilety do Ameryki, ceny były dużo niższe i nasz plan też nieco inny. Zakładał pożyczenia auta (wtedy myśleliśmy o małym kamperze) w S.Francisco, oddanie w Salt Lake City, lot do NY i powrót stamtąd.
Od tego czasu ceny tak poszybowały w górę, że odpuściliśmy wschodnie wybrzeże, nie bardzo uśmiechało nam się płacić dodatkowe £500 tylko za oddanie auta w innym miejscu, no i płacenie jeszcze za lot wewnętrzny. Zamiast kampera padło na duże auto – Nissan Pathfinder, które miało być też awaryjnie naszym noclegiem, ale przede wszystkim postawiliśmy na wygodę i bezpieczeństwo podróżowania. W końcu to prawdziwy amerykański road trip!