No to wracamy. Mamy lot TransaviÄ… do Porto, tam czekamy parÄ™ godzin i kolejny samolot do Edynburga (Ryanair).
Bierzemy taxi na lotnisko. Poprzedniego dnia zrobiliśmy w jednej z aptek w Machico potrzebne testy na Covid (warto było zarezerwować sobie termin wcześniej, my to zrobiliśmy w drugi dzień pobytu). Wszystko sprawnie poszło.
Fajne widoki z samolotu na Maderę, a potem na Porto i Matosinhos, czyli miasteczka, które odwiedziliśmy w dzień wylotu na Maderę.
Pogoda cudowna, cieplutko, słonecznie. Przed lotniskiem w Porto jest taki niewielki park z ławeczkami, więc większość naszego czasu w oczekiwaniu na samolot, spędzamy właśnie tam. Potem jakieś ciepłe bułki i kawa na lotnisku i ustawiamy się do kolejki do odprawy. Dłuuuga strasznie, posuwa się bardzo powoli. No, ale mamy czas, więc się nie stresujemy.
Podajemy wszystkie papiery.
- Jeszcze formularz lokacyjny pasażera.
- Tu jest – Tomek podaje na pewniaka.
- To nie jest formularz lokacyjny.
Kobieta karze nam iść do okienka obok, wyjaśnij sytuację. Okazuje się, że ten papier, który podawał Tomek, był dokumentem niezbędnym, żeby wypełnić formularz lokacyjny, który robi się on-line. Pytamy o jakieś gotowe wydruki, żeby poszło szybciej. Nie ma. Trzeba na komórce. Moja niestety nie nadaje się do niczego, bo zamówiona nowa, dwa tygodnie przed wyjazdem do Portugalii, ze względu na Brexit nie zdołała przyjść, a ta nie daje się ładować i w najbardziej nieoczekiwanym momencie zdycha. Zajmuję więc kolejkę do odprawy (tak samo długą jak przedtem), a Tomek w pocie czoła wypełnia ten cholerny formularz, a właściwie dwa, za siebie i za mnie. Pytań jest milion, więc idzie to powoli. W końcu zostaję sama przy okienku, nie licząc chłopaka z gitarą, który miota się jeszcze bardziej, niż my, z tego samego powodu.
- 5 minut – mówi pani w okienku.
- Mąż już za raz kończy wypełniać…
Dawno się tyle stresu nie najedliśmy. Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że jakoś nie ogarnęliśmy wcześniej tego formularza. Tyle czytaliśmy przed wyjazdem, co trzeba, jak trzeba wypełnić… Mieliśmy kilka godzin na lotnisku, a do samolotu wbiegliśmy dosłownie na ostatnią chwilę, spoceni i wykończeni psychicznie…