Długo na miejscu nie wytrzymaliśmy. Moja wrodzona ciekawość świata nie pozwoliła mi usiedzieć bezczynnie. Jak jest ta Holandia?
Najłatwiej było nam dostać się do Hoorn – portowego miasta, położonego zaledwie 13km na południe od naszego kempingu.
Najbardziej pamiętałam stamtąd kościoły, które nie pełniły już swoich funkcji sakralnych. W jednym galeria sztuki, w innym sklep…
Cieszyliśmy się słońcem, łódkami w porcie, malowniczymi kamieniczkami i widokiem z wieży kościoła Noorderkerk.
No i oczywiście wypatrywaliśmy malowanych drewnianych chodaków :-)
A rowery? Poruszali się nimi wszyscy i mieli się dużo lepiej, niż piesi. Zauważyliśmy, że poza ścisłym centrum często zamiast chodników są ścieżki rowerowe, a pieszy nie ma się gdzie podziać! Na szosie auta, a na ścieżce rowery!
Pamiętam, że właziliśmy do różnych sklepów, bo wszystko nas fascynowało. Nawet kupiłam jakieś tanie ciuchy dla siebie i Tomka, które okazały się potem nieco wyblakłe od wiszenia na słońcu na okrągło