Po wizycie w Tokaju, już prościutko autostradą tniemy na Budapeszt. Śpimy niedaleko lotniska. Lot mamy wcześnie rano, o 6.20, więc przekazanie samochodu następuje o jakiejś zabójczej porze. Pan z wypożyczalni nieco się spóźnia, ale ok, wszystko idzie w miarę gładko. Musimy tylko zapłacić za parking przed terminalem lotniska, bo przekroczyliśmy darmowe 10 minut.
Niestety nie obeszło się bez niespodzianek…
Już przy odprawie on-line poprzedniego wieczora był jakiś problem. Tomkowi nie udało się odprawić, gdyż pojawił się tajemniczy komunikat: „Zgłoś się do check-in”. Chcieliśmy się odprawić jeszcze w Sapancie, ale niestety Internet był zbyt słaby. No, ale wszystko odbyło się w regulaminowym czasie. A tu klops.
Już podchodząc do okienka, byliśmy w lekkim stresie. No bo wszyscy podchodzą z gotowymi odprawami, a my nie… Mieliśmy jeszcze nadzieję, że może system padł, że jakieś problemy techniczne.
Pan w okienku sprawdza coś tam w kompie, po czym oświadcza ze stoickim spokojem:
- Nie mogę wydrukować Państwu kart pokładowych, bo nie ma już miejsc na ten lot.
- Że co? Ale przecież mamy kupione bilety, odprawialiśmy się w regulaminowym czasie…
- Tak, ale bilety zostały odsprzedane.
Teraz przypominam sobie opowieści koleżanki. Dla bogatych klientów warto poświęcić zwykłego ludka, zapłacić mu hotel i przesunąć na inny lot, jeśli ten bogaty płaci wielokrotnie więcej za dany lot!
- Czy chcą państwo lecieć koniecznie dziś?
- Tak, musimy lecieć dziś!
- Nic nie obiecuję, ale wypiszę karty pokładowe bez miejsc i może jeśli będą finalnie miejsca, już przy bramce otrzymają Państwo numery siedzeń.
No, super... Ustalamy, że jeśli jedno z nas będzie mogło polecieć, to będę to ja. Musimy dziś dotrzeć do domu, bo nasze opiekunki psów tego samego dnia wylatują z Glasgow do Polski!
Nerwy, nerwy, nerwy…
Mamy czekać na końcu kolejki do bramki. Idziemy prawie na koniec, na wypadek jakby ktoś był w podobnej sytuacji co my!
- A, państwo Gryka? Tak, mamy dla Państwa miejsca!
Ufff…jednak polecimy :-)