Przegryzamy tylko coś szybko w samochodzie i ruszamy w kierunku Rasnova. Tym razem idzie już dość gładko i elegancko z zapasem czasowym dojeżdżamy do dużego parkingu u stóp warowni. Stąd można albo iść pieszo (Tomek nie dałby dziś rady) albo takim wagonikiem, ciągniętym przez traktor, który dowozi też dzieciaki do parku dinozaurów. Kosztuje to jakieś grosze. Jest podobno jeszcze trzecia możliwość dostania się do zamku: nowa winda z centrum miasta, która jest droższa, ale nie podjeżdża wcale pod główne wejście. Dobrze więc, że tam nie trafiliśmy…
Zamek w Rasnovie to chyba najbardziej znany tzw. zamek chłopski, czyli budowany przez sam lud. W razie niebezpieczeństwa całe okoliczne wsie znajdowały tam schronienie. Zbudowali go Krzyżacy, później dopiero został przejęty przez okoliczne gminy chłopskie.
Fajnie przespacerować się po terenie zamczyska. Są to właściwie nieźle utrzymane ruiny. Można obejrzeć między innymi studnię, którą kopano aż 17 lat (!), żeby móc przetrwać bez wychodzenia poza mury. Wodę znaleziono na 143 metrach pod ziemią. Na terenie twierdzy znajdowało się kilkadziesiąt domów, szpital, szkoła i liczne zabudowania gospodarcze. Oprócz grubych murów i baszt, wielkie znaczenie obronne miało oczywiście położenie na stromym wzgórzu.
Chodzi się po bardzo nierównym terenie, miejscami po śliskich kamieniach. Nieco zaskakują sklepiki z pamiątkami i miejscowym rękodziełem, wciśnięte w wąskie uliczki. Z głównego punktu widokowego rozciąga się rewelacyjna panorama całej górzystej okolicy.
Oczywiście podjazd pod Bran musimy już sobie darować, ale nie jesteśmy z tego powodu specjalnie zmartwieni. Oba zamki, które udało nam się dziś zobaczyć, kompletnie różne, nie zawiodły!