Geoblog.pl    gryka    Podróże    Węgry i Rumunia 2019    Braszów - serce Siedmiogrodu
Zwiń mapę
2019
14
wrz

Braszów - serce Siedmiogrodu

 
Rumunia
Rumunia, Brasov
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2518 km
 
Braszów jest chyba najczęściej odwiedzanym miastem Transylwanii. Ciekawa Starówka z Czarnym Kościołem, fragmenty murów, baszty… no i doskonała baza wypadowa do okolicznych zamków, kościołów warownych i saskich wsi.
Nas też to miasto skusiło na tyle, że zatrzymujemy się tu na 2 noce (na tylko tyle nas stać ☹)
Mamy do dyspozycji wieczór i cały następny dzień. Kolejnego dnia z rana ruszamy już w stronę Sighisoary.
Pierwszego wieczoru w pierwszej kolejności chcemy zaspokoić nasze głodne żołądki. Nie znoszę szukać miejsca do jedzenia, więc jak się da, lubię od razu uderzać w jakieś polecane miejsce. Na głównym placu-rynku (bardzo przyjemnym zresztą, gdzie znajduje się między innymi ratusz i Czarny Kościół) jest jakaś scena, głośno gra współczesny zespół. Mnóstwo różnych straganów, w tym z jedzeniem. Waham się nieco, ale z obawy na to, że temperatura ponoć mocno tu spada o zmroku (a nie ubraliśmy się specjalnie ciepło), postanawiamy jednak poszukać polecanej przez „Bezdroża” (sprzed kilku lat!) taniej jadłodajni… Znajdujemy coś podobnego, co jednak inaczej się nazywa… Jest jak w typowym barze mlecznym z poprzedniej epoki. Wystrój też podobny, łącznie z ceratkami na stołach…To wszystko było by ok, gdyby nie mały szczegół…Jedzenie okazuje się zimne…Patrząc jakoś na znudzone i zmęczone twarze obsługi, nawet nie chce nam się prosić o podgrzanie… Wychodzimy raczej zniesmaczeni…i z silnym postanowieniem, że jutro to zjemy coś na placu! (I tak się dzieje. Ja pałaszuję węgierski placek langosz w wersji podstawowej z serem - smaczny, a Tomek wielką porcję szaszłyka, z chlebem i kiszonym ogórkiem - podobno palce lizać!)
Już wtedy rzucają mi się w oczy budki z długimi rurami, pieczonymi jakby na ogniu…Nie mam wtedy jeszcze pojęcia co to…i tym razem nie kupuję.
Dla polepszenia humoru fundujemy sobie po dobrych lodach z budki i szwendamy się nieco po sympatycznym placu i okolicach. Po zmroku część budowli oświetla się, sympatyczny klimat.
Drugiego dnia od rana podjeżdżamy autem w pobliże kolejki linowej na Wzgórze Tampa. Podobno w późniejszych godzinach trzeba odstać swoje w kolejce, żeby się na nią załapać. Kupujemy bilet w dwie strony (nie ma czasu na schodzenie…) i od razu jedziemy w górę. Wyciąg jest mega stromy. Tomek jest ciągle słaby, więc powolutku idziemy w stronę punktu widokowego (ok 10min spaceru). Punkt widokowy znajduje się generalnie za literami „Brasov”, które widać z dołu. Fajnie widać miasto w dole i okolicę. Nie ma niestety najlepszej widoczności. Pogoda ma się wyklarować dopiero później w ciągu dnia.
Po zjechaniu na dół, zwiedzamy Starówkę. Wchodzimy oczywiście do Czarnego Kościoła, który jest równie ciekawy z zewnątrz, jak i wewnątrz. Świątynia została zbudowana przez Sasów siedmiogrodzkich w stylu późnogotyckim w XIV wieku. Podobno jest największą budowlą sakralną Rumunii, wcześniej katolicką, obecnie wyznania luterańskiego. W środku dość surowy i mroczny klimat, ciemne barwy nielicznych malowideł, dywany zwisające z balkonów. W XVII w. kościół spłonął, co spowodowało, iż jego elewacja nosi czarną opaleniznę (stąd nazwa), choć po ostatnich remontach efekt ten się zmniejszył.
Później zaglądamy do cerkiewki, do której wchodzi się z głównego rynku (Cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny). Gdyby nie kopuła z krzyżem, można by pomyśleć, że to jedna z kamieniczek. Akurat trwa nabożeństwo. Nie chcemy przeszkadzać, więc wchodzimy tylko na moment. Potem synagoga i podobna sytuacja. Dziś sobota. Nie bardzo jesteśmy tu mile widziani, a szczególnie z aparatem na szyi.
Przechodzimy najwęższą uliczką Braszowa i jedną z najwęższych w Europie: Strada Sforii, która może jest i wąska (111 do 135 centymetrów szerokości i 80 metrów długości), ale widzieliśmy w życiu już węższe…choćby te ze Starego San Remo.
Obchodzimy najważniejsze baszty, z czego najbardziej chyba podoba nam się Biała.
Tym razem nie odpuszczam i zakupuję kurtoszkalacz. To właśnie owa rura, zrobiona z ciasta drożdżowego, wydrążona w środku. Coś pysznego! To przysmak węgierski, który popularny jest również w Rumunii. Koniecznie trzeba spróbować! Po pierwszym kurtoszkalaczu będę ich wypatrywać wszędzie i ku mojemu wielkiemu zawodowi, wszystkie inne budki na naszej trasie będą nieczynne, prawdopodobnie ze względu na koniec głównego sezonu turystycznego.
Uliczkę dalej od „naszego” parkingu widzimy całe rodziny wracające z cerkwi, ubrane w stroje ludowe.
Wracamy do samochodu. Dziś mamy napięty plan…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (69)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022