Dziś ruszamy już do Rumunii. Mamy małe opóźnienie ze startem, bo pracownik wypożyczalni miał nam podstawić auto na 8 rano, a ostatecznie spotkaliśmy się prawie godzinę później. Potem jeszcze formalności i wreszcie możemy startować. Dostaliśmy trochę większe auto, niż zamawialiśmy, więc nie możemy narzekać. Dość już wysłużony, odrapany, ale sprawny opel zafira.
Pogoda wymarzona, więc jedzie się przyjemnie. Żadnych korków ani przeszkód. Krajobrazy dość monotonne, płasko, zbrunatniałe już pola słoneczników, które pamiętamy z ostatniego przejazdu przez Węgry. Na granicy jedynie kontrola paszportów. Na pierwszej stacji benzynowej kupujemy winietki na Rumunię (aż na cały miesiąc, bo nie zmieścimy się w tydzień). Winietki węgierskie mamy w cenie wypożyczenia samochodu, więc nie musimy się o to martwić.
Pierwszy nocleg w Rumunii zamówiliśmy w Deva, w Villa Lotus. Sterylnie, czysto i wygodnie. No, ale żeby nie było zbyt łatwo, bagaż musimy wnieść na wysokie 2 piętro. Nie było by z tym większego problemu, gdyby nie fakt, że Tomek zaczął się właśnie bardzo kiepsko czuć. Duszności jakieś, kompletnie opadł z sił. No więc ja muszę nosić. To dopiero początek podróży i już coś się zaczyna kiełbasić… Oby szybko przeszło…
Deva niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jedyne co rzuca się w oczy, to malownicze ruiny fortecy na szczycie wulkanu. Naszym celem jest jednak co innego: Zamek w Hunedoarze, zwany Zamkiem Korwina. Tomek mobilizuje się, żeby tam pojechać jeszcze tego samego dnia. Jutro nie będzie czasu. Po drodze mijamy kombinat górniczo-hutniczy. Kominy, kupa żelastwa i rozrytej ziemi. Nic nie zapowiada tego, co ma zaraz nastąpić. Wielkie wow! Forteca absolutnie nie rozczarowuje! Wspaniała gotycka warownia pyszni się w popołudniowym słońcu. Ciekawostka jest, że replike tej budowli ogladalismy zaledwie wczoraj... jako Zamek Vajdahunyad w Budapeszcie.
Zaskakująco mało tu turystów. Zaglądam do każdej sali, podczas gdy Tomek przysiada, gdzie tylko może. Co to będzie dalej?
Na jedzenie jedziemy do Deva. Przypadkiem trafiamy na bardzo sympatyczną restaurację z tradycyjnym wystrojem i jadłem rumuńskim (Cocosul de Aur). Wcinamy po zupce (ciorba) i sałatce. Pychota.