Geoblog.pl    gryka    Podróże    Indonezja 2018    Zanim wyruszyliśmy...
Zwiń mapę
2018
03
wrz

Zanim wyruszyliśmy...

 
Wielka Brytania
Wielka Brytania, Lamlash
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Wyjazd do Indonezji planowaliśmy już od bardzo dawna. Jeszcze dawniej podjęliśmy decyzję, żeby tam jechać. A marzyliśmy o tym kraju już 15 lat temu....
Danusia zaczęła intensywnie działać i w styczniu mieliśmy bardzo szkieletowy plan podróży. Tylko tyle, żeby można było kupić wszystkie bilety lotnicze. Tak też się stało. Potem już tylko czytanie relacji, książek, sprawdzanie miejsc, poznawanie tras, noclegi, transport itd itd. Czyli normalna praca przed tego typu wyjazdem. Chociaż w sumie trochę bardziej intensywna to była praca, bo czas, jaki mieliśmy do dyspozycji na wyjazd był niesłychanie ograniczony, a ilość i różnorodność miejsc, jakie w Indonezji chcieliśmy zobaczyć - była ogromna. Ale udało się! Po tych kilku miesiącach mieliśmy efekt finalny: szczegółową tabelkę z datami i godzinami, miejscami, transportem, cenami, noclegami itd; zrobione niezbędne zakupy; załatwiona opieka dla naszego Mariana; ubezpieczenia; karta Revoluta; milion innych, mniejszych spraw; i nasza nieodzowna lista rzeczy do zabrania. Generalnie wszystko zapięte na ostatni guzik! Super! Byliśmy gotowi! I w tej błogiej nieświadomości żyliśmy aż do soboty, czyli dwa dni przed wyjazdem. Choć denerwować zaczęliśmy się wcześniej, kiedy dotarły do nas wieści o trzęsieniach Ziemi na Lombok i Gili...
Zaczęło się chyba od Mariana. Jakieś ropne zapalenie oka. Świetnie. Całe szczęście udało nam się z nim pojechać do weterynarza w normalnych godzinach pracy kliniki w sobotę i nie musieliśmy płacić dodatkowego haraczu za obsługę in emergency. Ok. Jakieś kropelki, maść, informacja dla człowieka, który miał się Marianem opiekować. Temat ogarnięty. Jeszcze w tę sobotę mieliśmy jakieś zwarcie w instalacji elektrycznej. Okazało się, że eksplodowało takie urządzonko odpowiedzialne za sygnał sieci telefonii komórkowej u nas w domu. Zostaliśmy pozbawieni zasięgu w komórkach (na dwa dni przed wyjazdem, gdzie jeszcze trzeba dwa miliony dupereli załatwić!!). Niestety ta eksplozja uszkodziła też dysk sieciowy. Tam była (może wciąż jest...) spora kolekcja muzyki i kopia wszystkich naszych zdjęć. Z tym akurat tragedii dużej nie było, ale fakt, że nie dało się na dole posłuchać ulubionych kawałków troszkę nas denerwował. W niedzielę ciąg dalszy. Marian znowuż w pierwszoplanowej roli. Nie dosyć, że z ropiejącym i zakrapianym okiem, to gdzieś na spacerze uszkodził sobie taką wypustkę, która jest na przednich tylko nogach ponad piątym palcem. Nie mam pojęcia, jak to się nazywa. Ale uszkodzenie na tyle kiepskie, że ten osioł sobie to coś praktycznie na żywca oderwał! Wisiało to to tylko na kawałku skóry.... Ręce nam opadły. Nie mieliśmy pojęcia, co z tym fantem zrobić. Ani plaster, ani bandaż, bo natychmiast to zdzierał. Byłem już bliski, żeby mu to oderwać całkiem, albo przykleić na kropelkę. Ostatecznie umyliśmy mu tylko tę ranę i zdaliśmy się na psią zdolność przetrwania i regeneracji. I jak się później okazało - bardzo słusznie. Rana wylizana i zagojona elegancko! A to coś ładnie zrośnięte na swoim miejscu. Ok. Niedziela. Kilka godzin do wyjazdu. Kończymy się pakować i wychodzą kolejne kwiatki. Poza przeterminowanymi lekarstwami i materiałami w apteczce, kilkoma felerami technicznymi innych sprzętów (np nie sprawdziliśmy wcześniej naszych sandałów... no bo po co? prawda?) to najgorsza okazała się awaria mojego noża. Coś z niego wypadło... Jakieś blaszki. Dzień przed wyjazdem! Tego już było za wiele! I żeby to był jakiś tam nóż. Co do noży to mam małe zboczenie i bez tego akurat egzemplarza staram się absolutnie nigdzie nie ruszać. Czasami jest nawet tak, że naciągam trochę ilość potrzebnego nam bagażu na krótkie wyjazdy tylko po to, żebyśmy wykupili bagaż odprawiany i żebym mógł ze sobą zabrać swój nóż.... I właśnie ON mi się rozpadł! Gdyby to było wcześniej, to nie problem. 25 lat gwarancji, więc jak coś się dzieje, to trzeba go odesłać i po tygodniu ma się nowy. Ale nie na JEDEN dzień przed wyjazdem! Dobra. Jakoś dotrwaliśmy do wieczora. Spakowani już w 100 procentach. Po dwóch ciężkich dniach udało się jakoś wszystko ogarnąć. Przed nami już tylko nocka i ruszamy pierwszym promem na ląd a potem już tylko dalej!!!
Ale ta nocka.... to nie było takie proste. Bo wydawać by się mogło, że przez te dwa dni już się sporo złego wydarzyło i limit został wyczerpany. Ale jednak nie... zła rzecz miała być dopiero przed nami...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2018-11-14 20:27
I co było dalej?...
Przygotowania i problemy wyjazdowe mogły wyczerpać !
Życzę aby już na trasie było szczęśliwie !
 
ciesielka
ciesielka - 2018-11-14 23:51
Takie nieszczęścia przed wróżą szczęście w trakcie. Trzymamy kciuki.
PS. Co to za nadzwyczajny nóż? ;)
 
TomaszG
TomaszG - 2018-11-15 15:57
Dziekujemy! :)
A co do noza, to nie jakies arcydzielo sztuki czy wyrob znanego platnerza :) To zwykly multi-tool Leatherman; ale z racji uzytecznosci lubimy go miec bardzo zawsze pod reka ;)
 
Aco
Aco - 2018-11-15 22:04
Doskonale rozumiem kwestie noża, Adam ma taką samą przypadłość .... to jak biżuteria dla kobiety ;)
 
 
zwiedzili 27.5% świata (55 państw)
Zasoby: 586 wpisów586 651 komentarzy651 10301 zdjęć10301 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
30.08.2024 - 23.09.2024
 
 
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022