Geoblog.pl    gryka    Podróże    Podróż Dookoła Świata część I    Singapur i come back(na razie...)
Zwiń mapę
2006
31
mar

Singapur i come back(na razie...)

 
Singapur
Singapur, Singapore City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 26636 km
 
Singapur!
link do fotek: http://picasaweb.google.pl/danusiatomek/Singapur2006

Dlugo na ten moment czekalismy. Im blizej tego miasta-panstwa bylismy, tym bardziej sie denerwowalismy. No a wlasnie tam sie znalezlismy... Byl piatek 31 marca. Zaczelo sie wszystko dobrze. Bez problemow dotarlismy komfortowym stopem pod wskazany przez nas adres pierwszych gospodarzy z HC. To bylo dla nas niesamowicie wazne, ze przynajmniej na pierwsze dwie noce mamy gdzie spac. Sprawdzalismy ceny noclegow w roznych zrodlach i to nas powalalo. Najtansze, obskurne hoteliki z pokojami bez okien od 40S$ (1S$=2zl). Mogl byc niezly bigos, gdyby nie HC. Choc z tym tez mielismy spory klopot.Wyslalismy chyba z 15 maili z prosba o nocleg. Dostalismy tylko 2 odpowiedzi. Jedna negatywna, no bo cos tam i jedna pozytywna, ale tylko na 2 noce. Lepsze to niz nic. Tylko co bedzie dalej??

Wiedzielismy od Shakili (nie mylic z Shakira!) - naszej Gospodyni, ze bedzie tego dnia dopiero po godz.18 w domu, ale jej sluzaca(!!) nas przyjmie... No dobra! Tylko o co chodzi? Wyladowalismy w srodku wielkiego osiedla, a spodziewalismy sie raczej domku z ogrodkiem...:) Ale ok. Odszukalismy adres, przyjela nas mila, mloda Hinduska i starszy syn Shakili. Bardzo sympatyczni ludzie. Duze mieszkanie bardzo ladnie i nowoczesnie urzadzone. Podobalo nam sie! A wieczorem byl pyszny obiad! Shakilka zapowiedziala nam, zebysmy niczego nie jedli, bo ona nam cos dobrego przygotuje. No i faktycznie pyszne bylo! Spaghetti z bardzo dobrym, choc nieznanym nam sosem, salatka warzywna i wino! Mniam! Bardzo dobrze nam sie tam mieszkalo. Czulismy sie swobodnie, prawie jak w domu. Moglismy tez od czasu do czasu skorzystac z internetu, choc na to nie mielismy za bardzo czasu...Czesto z nimi wszystkimi rozmawialismy. Mlodszy syn mial (i chyba ma nadal?) szalony, ale jak dla mnie absolutnie rewelacyjny plan pojscia na Tybet!!!! Z Singapuru na Tybet piechota!!! Co za gosciu! Poopowiadalismy troche o naszych wrazeniach z Tybetu , Chin i Nepalu; obejrzeli fotki w galerii...:) Szkoda, ze nie moglismy tam zostac dluzej. Przez te dwa dni spedzone u Shakili zdazlismy sie praktycznie tylko rozejrzec po okolicy, zorientowac w nawigacji po miescie, kupic mape, sprawdzic transort i wyprac nasze rzeczy. Poza tym musielismy sie glownie skupic na dwoch rzeczach: poszukaniu taniego noclegu na nastepne dni i skontaktowaniu sie z polska ambasada, zeby zaczac powoli ruszac sprawe wiz do Australii. A to wszystko nie bylo takie latwe. Co do ambasady, to wyslalismy maila z informacja, ze jestesmy w Sing i ze chcemy sie pojawic w poniedzialek w biurze... Czekalismy na odpowiedz.... W sobote dostalismy SMS, ze chce sie z nami spotkac kolega administatora naszej strony. Matka tego kolegi pracowala w ambasadzie, wiec kontakt bardzo potrzebny. Wiadomosc dotarla do nas ze znacznym opoznieniem. Musielismy blyskawicznie zlokalizowac miejsce, w ktorym mielismy sie spotkac i wymyslec jak tam mozna dojechac. Na spotkanie dotarlismy z polgodzinnym spoznieniem. Spodziewalismy sie, ze Karol juz nie bedzie na nas czekac. Ale... takie zaskoczenie, ze myslalem, ze dostane ataku serca. Czekal tam na nas nie Karol, ale wlasnie Pawel!!! Czlowiek z Poznania byl w Singapurze!! Niesamowita niespodzianka! Pogadalismy troche:) Przyjechal na zaproszenie Karola troche odpoczac od codziennej, poznanskiej szarosci. To dlatego nie odpowiadal na maile przez ostatnich kilka dni...:) No i nie aktualizowal strony!:) Wypilismy piwko, pokrecilismy sie troche po centrum, w ktorym bylismy pierwszy raz. Przekazal nam tez bardzo wazna informacje, ze w polskiej ambasadzie jestesmy spodziewani i smialo mozemy sie w niej pojawic w poniedzialek rano. Dobra! Cos sie zaczelo dziac wokol naszych dalszych planow....

Troche gorzej bylo z noclegiem. Zebralismy informacje o miejscach kampingowych, gdzie by mozna rozbic namiot. Znalezlismy ich kilka, wszystkie chyba w fajnych miejscach z dostepem do toalety, niedaleko knajpek z jedzieniem itd. Tak wiec w razie czego bysmy mieli gdzie sie przechowac. Tylko strasznie nas martwila pogoda. Sytuacja ta sama jak w Malezji. Bardzo duszno i goraco, a popoludniami ulewy. Mieszkanie w takich warunkach pod namiotem moglo by byc bardzo nieprzyjemne i strasznie meczace. Poza tym zostawianie naszych rzeczy na caly dzien w namiocie, tez nie bylo zbyt bezpiecznym rozwiazaniem. Danusia wpadla na pomysl, ze moze w jakies katolickiej parafii... Czemu nie? Zlokalizowalismy niedaleko naszej dotychczasowej kwatery kosciol. Poszlismy tam w niedziele na Msze sw. Budynek duzy, nowoczesny, wprawdzie miejsca na namiot za bardzo nie bylo, ale postanowilismy sprobowac. Liturgia byla prowadzona wzorowo. Pelno ludzi w kosciele, sporo ministrantow wzorowo wyszkolonych:). Bardzo dobrze prowadzone spiewy, ksiazeczki z piesniami i stalymi fragmentami Mszy, a rzutniki multimedialne wyswietlaly na scianie wszystkie modlitwy, czytania itd. Organizacja fantastyczna. Po Mszy poszukalismy proboszcza. Chinczyk w srednim wieku. No dobra. Zaczelismy mu klarowac nasza sytuacje, wzial nas do swojego biura, wypytywal o szczegoly...Powiedzial, ze mozemy dostac salke lekcyjna do swojej dyspozycji i mamy sie pojawic po godz.16 z bagazami! No to bylismy uratowani!!!! Bardzo serdecznie podziekowalismy Shakili za jej pomoc i goscine, zrobilismy sobie pamiatkowe zdjecie... Spakowalismy nasze manatki, 10 minut drogi piechotka i o ustalonym czasie zameldowalismy sie w kosciele.

Przywitala nas jakas kobieta, dala nam klucze do salki i zaprowadzila do naszego nowego mieszkanka:) Byla to duza salka lekcyjna, sporo miejsca, wentylatory, klimatyzacja, gniazdka z pradem... Czyli to wszystko, co nam do szczescia bylo zazwyczaj potrzebne! Po chwili pojawil sie ksiadz. Dal nam jeszcze klucze do lazienki, gdzie byly ubikacje, prysznic z ciepla woda... Warunki wspaniale i do tego zupelnie za darmo. To byla dla nas niesamowita pomoc i caly czas nie moglismy w to uwierzyc. Po raz kolejny poczulismy, ze mamy sporo szczescia i ze chyba nie jestesmy w tej podrozy sami...:) Zreszta sam fakt, ze trafilismy na tak wspanialego czlowieka jakim byl ksiadz... Jak sie zadomowilismy, to oprowadzil nas po okolicy, pokazal sklepy, knajpki, postawil nam kawe z grzankami, a na pytanie gdzie jest jakis tani internet, to natychmiast zaproponowal, ze bez najmniejszego problemu mozemy korzystac z jego komputerow... We wszystkim staral sie nam pomoc, pozyczyl nam nawet duzy parasol, chcial dac karty na komunikacje lokalna, o wszystko sie troszczyl... Wydawalo sie, ze sam musial kiedys duzo podrozowac, bo doskonale znal nasze potrzeby i idealnie trafial ze swoim propozycjami pomocy; jak go tylko o cos zapytalismy, albo poprosilismy, to natychmiast znajdowalo sie rozwiazanie. Niesamowity czlowiek! A my? Musielismy sie zabrac za robote.

W poniedzialek odwiedzilismy nasza ambasade. Zostalismy przyjeci przez rodzicow Karola, potem przez konsula. Wyklarowalismy im nasza sytuacje, ale z ich punktu widzenia nie byla najciekawsza. Przynajmniej jesli chodzi o mozliwosc zdobycia wizy do Australii. Dostalismy wprawdzie zapewnienie od konsula o gotowosci pomocy z jego strony, ale i tak nasze szanse nie wygladaly najlepiej. Nastepnego dnia dokonczylismy jeszcze kilka spraw formalnych, wyslalismy kilka maili do Australii, ustalilismy plan pobytu w Singapurze.

Sroda byla dla nas decydujacym momentem. Rano poszlismy zlozyc nasze wnioski wizowe do ambasady Australii. Skompletowalismy to wszystko, co moglismy i po odczekaniu swojego zlozylismy papiery w okienku. Pani przejrzala nasze dokumenty, wyjasnilismy jej nasza sytuacje; no i...? No i nic!!!!!!!!!! Byla na tyle w porzadku, ze juz na samym poczatku powiedziala, ze nie mamy najmniejszych szans na wize i lepiej dla nas, zebysmy wnioskow nie skladali. Nie dosyc, ze bysmy stracili pieniadze, to jeszcze bysmy mieli na swoim koncie nieprzyznanie wizy. Moglismy jeszcze ryzykowac skladanie wnioskow przez internet, gdzie procedura jest duzo prostsza, ale i tak mielismy niewielkie szanse, a poza tym, nawet gdybysmy wizy dostali, to i tak moglibysmy w Australii zostac tylko przez 3 miesiace; a to zdecydowanie za malo, zeby popracowac i ten kraj zobaczyc... Sytuacja zaczela sie komplikowac. Od ksiedza mielismy namiary na pewna kobiete z biura podrozy, ktora juz wczesniej zalatwila nam fikcyjne potwierdzenia lotow do i z Australii. Pomyslelismy, ze moze z jakas wykupiona wycieczka bedzie latwiej. Ale okazalo sie, ze tez nie. Procedura jest bardzo podobna a i wiza czesto na krotki tylko czas. No to du..! W tej sutuacji ruszylismy do naszego konsula. Musielismy chwile na niego poczekac, a w tym czasie zajal sie nami ambasador. Zaciekawiony nasza podroza obejrzal nawet nasza strone i galerie:) Ponoc sie podobalo:) Jednak rozmowa z konsulem nie wrozyla nic dobrego. Dzwonil do ambasady australijskiej, trudno bylo tam znalezc kogos z kim mozna by bylo konkretnie rozmawiac. Robilo sie beznadziejnie. Ustalilismy, ze sprobujemy jeszcze raz nastepnego dnia. Ale nie dalismy rady... Dlugo by o tym pisac, ale podjelismy bardzo trudna i zlozona decyzje. Postanowilismy, ze wracamy do PL (przynajmniej na chwilke...). Tak, tak!!! Podroz dobiegala wlasnie konca! Sen o okrazeniu Ziemi zostal nagle przerwany!!! Ale nic to. Tak naprawde spodziewalismy sie, ze wlasnie Singapur moze byc naszym ostatnim przystankiem , przynajmniej na tym etapie podrozy. I tak sie stalo... Nagla zmiana planow troche nas jednak zaskoczyla. Musielismy wszystko przemyslec jeszcze raz, skupic sie na zupelnie innych rzeczach niz do tej pory, myslec w zupelnie innym kierunku. Ciezko bylo sie z tym pogodzic; w jednej chwili zawalily sie nasze dalsze plany; chcielismy swiat objechac dookola, a znalezlismy sie w momencie, kiedy wszystko musielismy przeredagowac... Ale jakos sie pozbieralismy i musielismy sie skupic na biletach do Europy i na tym, zeby jak najlepiej wykorzystac czas w Singapurze. Z biletami nie bylo zle. Odwiedzilismy kilka biur podrozy i udalo sie znalezc stosunkowo tanie polaczenie. Kuplismy bilety za 470$ na glowe do Londynu. Cena nie byla chyba najgorsza. Wylot mielismy miec za kilka dni, wiec pozostalo nam troche czasu, zeby choc Singapur zwiedzic...

A bylo co! Miasto przepiekne. Chyba naladniejsze z tych wszystkich, jakie widzielismy do tej pory, w sensie nie zabytkow, ale miejsca do mieszkania. Pomimo tego, ze Singapur to strasznie duza metropolia, to zamiast smierdziec spalinami pachnialo kwiatami, skoszona trawa, owocami z ulicznych targowisk. Wszedzie duzo zieleni, parkow, terenow rekreacyjnych. Nawet w najmniej spodziewanych miejscach mozna bylo sie natknac na przyjemnie urzadzone, zacienione alejki z drzewami, kwiatami, laweczkami. W calym miescie niesamowita organizacja i porzadek. Doskonale rozwiazana komunikacja miejska, podziemne przejscia, zsynchronizowana sygnalizacja. Jak w zegareczku! Czyste ulice, nowoczesne centra handlowe i biznesowe, idealnie zadbane parki i tereny zielone na osiedlach. W Singapurze juz na pierwszy rzut oka widac bylo niesamowita dbalosc o miasto i to na kazdej chyba plaszczyznie. Szczegolnie mocno uderzyly nas daszki nad chodnikami i alejkami dla pieszych. To bylo tak zorganizowane, ze praktycznie sucha noga czy tez w cieniu mozna bylo przejsc z dowolnego miejsca na osiedlu do przystankow autobusowych i stacji najblizszej kolejki!:) No i znaki ostrzegajace o wysokich karach za smiecenie i jedzenie np. duriana w miejscach publicznych (500S$)! czy palenie, przewozenie roznych dziwnych rzeczy, zwierzat itd. Generalnie to byl dla nas szok, ze w miescie, gdzie zdecydowana wiekszosc stanowia Chinczycy (poza tym duzo Muzulmanow i Hindusow) jest tak przyjemnie i czysto:)

Majac chwilke zaczelismy buszowac po Singapurze. Bylismy w kilku swietnych miejscach. Oczywiscie centrum! Niesamowite! Super nowoczesne drapacze chmur, luksusowe sklepy i biurowce, bogactwo i technika z najwyzszej polki wszedzie dookola. Ale w tym wszystkim duzo zieleni, tuz obok malownicze domki z minionej epoki, krete i waskie uliczki z kameralnymi knajpkami, galeriami, sklepikami. Straszny mix wszystkiego, ale przy tej calej roznorodnosci byla w tym jakas harmonia. Wszystko do siebie pasowalo, nic nie przeszkadzalo...Udalo nam sie tez dotrzec do Narodowego Ogrodu Orchideowego. Cudo! Pomimo, ze nie byl to nalepszy sezon na orchidee, to i tak bylo wspaniale! Potezny park, oczywiscie sliczny i zadbany, tysiace roznorodnych kwiatow, o niesamowitych barwach i ksztaltach. Do ciekawostek mozemy chyba zaliczyc pewien pawilon, cos na ksztalt palmiarni...Tyle, ze u nas w takim czyms stwarza sie warunki tropikalne, czyli takie jakie w Singapurze sa normalnie, a wlasnie tam w tej szklarni byly sztucznie utrzymywane warunki, jakie na co dzien sa u nas...:) Milo bylo choc przez chwilke znalezc sie w naszym klimacie!

Nie ominelismy tez slynnej wyspy Sentosa. Nowoczesny park rozrywki, ale bardzo przyjemnie urzadzony. Technika i technologia jakos tak sprytnie polaczona z natura, ze to naprawde nie przeszkadzalo, ani draznilo. Jak oni to robia? - tego nie wiemy...:) A na wyspie prawie wszystko. Wieza widokowa, tory saneczkowe, amfiteatr z tanczaca fontanna, centra rozrywki, prezentacje kulturalne, wystawy historyczne, zabytkowy fort, morskie akwarium, zatoka z delfinami i wiele, wiele innych... Pokrecilismy sie tam dosc dlugo, oczywiscie nie zagladalismy do slono platnych atrakcji, ale tam, gdzie mozna bylo sie dostac gratis, tam tez zajrzelismy:) Wieczorkiem obejrzelismy pokaz typu swiatlo i dzwiek, gdzie oprocz kolorowych fontann, pojawialy sie rozna stwory wykreowane przez laser. Niezle widowisko.

Nasz fantastyczny ksiadz zalatwil nam karnety znizkowe na jedna z glownych chyba atrakcji Singapuru - Night Safari. Swietna zabawa. Spory teren wydzielony z ogrodu zoologicznego, gdzie juz po zmroku mozna spacerowac kilkoma wytyczonymi sciezkami i obserwowac zwierzaki w warunkach bardzo zblizonych do naturalnych. Kapitalnie rozlokowane punkty oswietleniowe dawaly polmrok na wybiegach dla zwierzat, sporo tablic informacyjnych i przede wszyskim rozne stwory, aktywne noca. Bylo ich naprawde sporo! Bardzo roznych, duzych i malych, a wszystkie mozna bylo sobie dokladnie obejrzec!:) Bylo tez wieczorne show, na ktorym niektore ze zwierzat prezentowaly swe wdzieki i umiejetnosci, ale to juz nie bylo tak ciekawe.

Rowniez ksiadz zawiozl nas do chinskiej swiatyni, gdzie odbywaja sie kremacje. Sama uroczystosc pogrzebowa jest bardzo krotka, kilka modlitw, zlozenie darow dla zmarlego, kremacja w gazowym piecu. Co bylo dla nas uderzajace, rodzina zmarlego ani nie byla w jakis szczegolny sposob ubrana, ani nie widac bylo oznak rozpaczy. Po spaleniu prochy skladane sa w gablotkach w tzw. kolumbarium, ktore znajduje sie nie tak jak u nas na cmentarzu, tylko w jednym z budynkow swiatynnych. Zaleznie od usytuowania urny placi sie za miejsce w kolumbarium rozne kwoty - na najwyzszym= najdrozszym pietrze ceny wahaly sie od 3.8 - 15 tys S$! .Wedrowanie wsrod setek urn i zdjec zmarlych, przypomina troche chodzenie po wielkiej bibliotece, gdzie zamiast ksiazek sa urny z prochami.

Na pewno niesamowitym doswiadczeniem bylo uczestnictwo we Mszy sw. w Niedziele Palmowa w naszym kosciele. Liturgia bardzo uroczysta, wszystko idealnie zorganizowane, ale - i to jest hit! - pierwszy raz bylismy w kosciele w niedziele palmowa z prawdziwymi palmami rekach! Z tym tez byla akcja, bo chcac sie ksiedzu odwdzieczyc za jego wszechstronna pomoc spytalismy, czy mozemy sie jakos zaangazowac w prace przygotowawcze do swiat, jakies sprzatanie kosciola, albo cos w tym stylu. No to zatrudnil nas przy lisciach palmowych... Przyjechala ciezarowka z ogromna iloscia lisci. Trzeba bylo to wszystko posegregowac, wyszorowac, podocinac...Pracy bylo sporo i wcale nie tak lekko, ale za to bylo bardzo sympatycznie.

W ostatni dzien naszego pobytu ksiadz zabral nas jeszcze w bardzo dziwne miejsce. Byla to Haw Par Villa. Nie wiem, czy sami bysmy tam dojechali, ale kiedy znalezlismy sie na miejscu, to stwierdzilismy, ze zdecydowanie warto bylo. Trudno opisac to miejsce. Park z wieloma roznymi ekspozycjami opowiadajacymi o chinskiej historii, kulturze, wierzeniach i legendach. Nie bylo to moze piekne, ale niesamowicie ciekawe. Zwlaszcza sposob prezentacji niektorych chinskich opowiesci. Bardzo realistyczne figury, wrecz naturalistyczne czesto przedstawialy brutalne sceny, jakby bez cenzury, zupelnie bezposrednio... Np. historie o sposobach karania za poszczegolne przewinienia... Dokladnie zobrazowane miazdzenie glowy kamieniami, ciecie na pol, nabijanie na noze albo wyrywanie wnetrznosci...Ale to zapraszam do obejrzenia fotek (ktore za moment beda uzupelniane...:))

Ano tak. Czas w Singapurze dobiegal konca. Dobiegala tez konca nasza podroz. Ten etap podrozy. Mamy juz powazne postanowienie, ze po zaoszczedzieniu kolejnych kilku groszy, moze po znalezieniu jakis innych zrodel dofinansowania (mamy kilka pomyslow) ruszymy dalej w swiat. I to w rejony chyba jeszcze bardziej niesamowite i fantastyczne. Mamy kilka planow i szalonych pomyslow, ale ich realizacja zalezec bedzie od wielu rzeczy... Jedno wiemy: jestesmy zdeterminowani i na 100% chcemy! A to jest juz bardzo duzo:) I tyle.

Od kilku dni jestesmy w Poznaniu. Milo bylo znalezc sie tu przed Swietami, spedzic ten wyjatkowy czas z Rodzinami i znajomymi, zjesc polskie potrawy!!!

Ale juz zaczynami pracowac nad realizacja naszych nastepnych marzen....:)

Przepraszamy, ze nie powiadamialismy wczesniej o naszym powrocie, ale tak naprawde zawsze mielismy kilkudniowy poslizg z relacjami, a poza tym chcielismy wielu osobom zrobic niespodzianke i to sie udalo!:)

Dziekujemy bardzo, bardzo serdecznie za wszystkie maile, wiadomosci,dobre slowa, pamiec... Caly czas kontakt z Wami byl dla nas bardzo wazny i bardzo potrzebny. Dziekujemy! Ale prosimy tez zebyscie trzymali kciuki za kolejny etap naszej eskapady. Nie wiemy jeszcze dokladnie, kiedy, jak i dokad, ale wiemy, ze bedzie!:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022