Geoblog.pl    gryka    Podróże    Podróż Dookoła Świata część I    Kuala Lumpur i Leni
Zwiń mapę
2006
04
mar

Kuala Lumpur i Leni

 
Malezja
Malezja, Kuala Lumpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 25527 km
 
fotki: http://picasaweb.google.com/danusiatomek/Malezja2006

Uffff....
Zyjemy, zyjemy!:) Wprawdzie nam sie sprawy troszke komplikuje, ale jakos dajemy rade!:)
Sporo czasu minelo od ostatniej relacji. No i znowu sie dzialo! Przejechalismy cala Malezje i od kilku dni jestesmy w Singapurze!!
Pamietacie te urocza pania na lotnisku w Kaula Lumpur (KL), ktora zaczela sie na nas wydzierac...?
Otoz wlasnie... To byla nasza kolejna gospodyni. Nie wiedzielismy, jak powinnismy sie zachowac. Gdyby lotnisko bylo blizej miasta, to pewnie bysmy od niej uciekli i postarali sie na wlasna reke cos zalatwic. Myslelismy tez, zeby przekiblowac nocke na miejscu (toalety, internet, knajpki...) i rano ruszyc do KL. Jednak zmeczenie wzielo gore i pomimo nietypowego przywitania zdecydowalismy sie pojechac razem z nia. I to tez nie bylo wesole. Caly czas cos mialczala pod nosem, cos jej nie pasowalo... Wydawalo nam sie, ze mogla byc lekko wstawiona i chyba byla. Nic to, musielismy to przezyc. W duchu caly czas się modlilismy, zeby w czasie jazdy nic sie nie stalo. Mylila droge, nie wiedziala gdzie i jak powinna jechac, sprawiala wrazenie totalnie zakreconej... gadala o jakis kolejnych gosciach, ktorzy sie maja pojawic po godz.22, wiec musielismy sie spieszyc; potrem sie zatrzymala w restauracji, gdzie z nikim się nie mogla dogadac, kupila 5 olbrzymich pizz, wypila jakiegos drinka... Koszmar! Czegos takiego i takiej kobiety jeszcze nie przezylismy. Jakims cudem calo i zdrowo dotarlismy do domu... Oczywiscie nikt z oczekiwanych gosci sie nie pojawil. Bylismy sami, zjedlismy troche tej pizzy. Ulokowala nas w jednym z pokoi, potem stweirdzila, ze mozemy zajac dwa pokoje (jesli tylko mamy ocghote...). Strasznie dziwnie.
Czulismy sie tam okropnie, nie potrafilismy z ta kobieta znalezs wspolnego jezyka. Ja osobiscie uwazam, ze byla schizofreniczka. Zyla w dwoch (albo wiecej) rownoleglych swiatach. czasmi nie bylo problemow czasami komunikacja, a czasmi sprawiala wrazenie, jakby się urwala z ksiezyca. czesto cos gadala (chyba do siebie?), nagle wybuchala smiechem, albo wisiala na telefonie i opowiadala komus jakies historie... czasami nie dawala nam spokoju i prowadzila bardzo dziwna konwersacje, a czasami zupelnie o nas zapominala... Oj, duzo by mozna na jej temat pisac. Kobieta bez dwoch zdan zakrecona i to dosyc powaznie.
Jedank bardzo nam pomogla. Byla jedyna osoba, która chciala nas ugoscic w KL. A jej domek? Rewelacja!! Super eksluzywna dzielnica KL. Teren chroniony i monitorowany cala dobe. Dookola rezydencje rzadowe i krolewskich dostojnikow. Bajka! Oczywiscie u niej w
domu klima, dostep do internetu, dwa komputery do dyspozycji... Fantastycznie. Tam wlasnie nadrobiliśmy troche zaleglosci z uzupelnianiem wcześniejszych relacji, wrzucaniem fotek itd:) Po dwoch dniach przenieslismy sie do samego KL. tez troche dziwna sytuacja, bo pytalismy naszej gospodyni jak najtaniej mozemy sie do miasta dostac. To bylo jakies 20km od centrum, wiedzielismy o jakies kolejce, o bezpośrednim autobusie... Ale nie wiedzielismy dokladnie skad i za ile. Usilowalismy sie czegos od niej dowiedziec, ale jakos bez rezultatu. Tak jakbysmy gadaki do sciany... My swoje, a ona swoje... Jednak przyszedl czas, kiedy
stanelismy z naszymi plecakami na grzbietach, zeby się pozegnac, a ona powiedziala, ze mamy troche poczekac... na co? Zamowila dla nas taksowke, która nas zawiezie do miasta. No, ale ile to kosztuje? jakies 70RM... (1$=3,6RM) Bylismy zalamani. Zaczelismy
jej ktorys raz tlumaczyc, ze nie mamy pieniedzy itd, na to ona dala nam 70RM... Znowu nas zaskoczyla. Ale zaskoczenie bylo jeszcze wieksze, jak pod dom podjechal czarny mercedes 300 ze skorzana tapicerka w srodku, przyciemnianymi szybami i prawdziwym szoferem
za kierownica!!:)) Ale nic to. Zapakowalismy sie do auta, podziekowalismy Leni i w droge. Byl niezly ubaw, jak podjechalismy na jedna z ulic w ChinaTown w KL.
Smieci, smrod, balagan, tlum przeroznych ludzi, typowe chinskie zamieszanie i tlok. I w taka ulice wjeżdża czarny, luksusowy mercedes... To juz zrobilo niemale wrazenie. Ale jak z tego mercedesa wysiadlo dwoje Polakow obladowanych plecakami, to dopelnilo reszty:)
Hmm... wrocilismy z luksusow na ziemie:) Typowa chinszczyzna!!:) Ale ponoc to wlasnie w ChinaTown mialy byc najtansze noclegi. No i nie byly zle. Szybko cos dla siebie znalezlismy za 25RM. Pokoj bez rewelacji, no ale w KL nie moglismy wybrzydzac, bo tam naprawde nie bylo tanio. W tym miasteczku spędziliśmy kilka uroczych dni. Przede wszystkim wieze Petronas Towers!!! Do calkiem nie dawna najwyzsze budynki na swiecie. Ale jakos
ostatnio wybudowano cos tam na Tajwanie i to wlasnie oni maja teraz najwyzsza wieze:) Z Petronasami to tez bylo dosyc dziwnie. Jak te wieze Malajowie wybudowali, to byly zdecydowanie najwyzsze. Zaraz potem ktos wybudowal cos odrobinke wyzszego. No to ci sie niezle wkurzyli i na wiezach postawili iglice...:))) Znowu byli najwyzsi... Dobra. Nasza wycieczka do wiez przebiegala bez problemu. Dojechalismy kolejka na wlasciwe miejsce. Wyszlismy z podziemnej stacji wprost do poteznego domu handlowego (jak wszystkie w KL). Z mapy wynikalo, ze Petronaski powinny byc wlasnie gdzies w tej okolicy. No przeciez takiego maleństwa nie da sie przeoczyc! A jednak... Dosc dlugo się krecilismy po tym komplekscie. Przy wyjsciu z kolejki byly znaki na wieze. potem gdzies znikaly. No dobra.
Stwierdzilismy, ze trzeba wyjsc na zewnatrz i rozejrzec sie po okolicy. No i to bylo cudowne!!!! Dawno takiego widoku nie mielismy przed soba! Byliśmy dokladnie pod wiezami w samym ich sercu!! Wrazenie niesamowite. Ogromne, majestatyczne i pomimo tego ze ze szkla i metalu, to autentycznie piekne. Juz dawnio nic nam sie tak nie podobalo jak Petronasy...!:) Tego samego dnia mielismy jeszcze jedno podejscie do wiez - po zmroku. Fantastycznie mialy ponoc wygladac, kmiedy niebo jest jeszcze szare, a wieze juz podswietlone. I faktycznie! Widok byl powalajacy! Zrobilismy cale stado fotek; do tego zaczal padac deszcz i rozszalala sie potezna burza z trzaskajacymi piorunami prosto w
wieze, co dodalo jeszcze uroku! Spektakl był niesamowity i wrazenia ogromne!:) Co jeszcze w KL? Troche sie po miasteczku pokrecilismy. Bylismy mi.in w ptasim parku (ponoc
najwiekszym na swiecie...), gdzie w warunkach zblizonych do naturalnych fruwalo mnostwo przeroznych ptakow!! Widok byl naprawde niesamowity:) Hornbill'e, papugi, ptaki wodne, drapiezniki, cala masa... Niedalego tego parku byla jeszcze jedna calkiem niezla sprawa - motylarnia! No to tez tam zawitalismy. Wprawdzie z ciezkim sercem, bo bilety nie byly
najtansze:), ale jakos dalismy sie sami sobie namowic:) I nie zalowalismy. Spory teren, naturalna roslinnosc, oczywiscie na swiezym powietrzu (nie potrzeba ogrzewanych pomieszczen!!!), maly park wodny, sklaniaki i inne takie, a wtym wszystkim sporo
pieknych motyli. Szalenstwem bylo robienie im fotek, ale cos tam napstykalismy:) Byly strasznie nadpobudliwe (moze to te roslinki...?) i nie było szans, zeby gdzies usiadly na dluzej niz 2 sekundy...

Ale motyle to byla dopiero polowa atrakcji tego parku. Ano, bo trafilismy na ekspozycje roznych autentycznych potworow. Najpierw pajaki...Od kilku gatunkow tarantul po smiertelnie jadowide ptaszniki...Brrr...Az ciarki przechodzily po plecach. Potezne cielska, owłosione nogi, zlowieszcze wzory na korpusach i ich oczy...Do tego ogromne cmy, modliszki, jakies lisciaste stwory, pajeczaki... Ale to nie wszystko. Obejrzelismy tez
sobie calkiem pokazna kolekcje kilku rodzajow...skorpionow! Co drugie to cos potrafilo
ukasic i zabic... Najgorsze w tym wszystkim bylo to, ze wiekszosc z tych "eksponatow" zylo w Cameron Highlands, czyli w miejscu, do ktorego za moment mielismy jechac... Zaczelismy autentycznie myslec o zmianie naszych planow!

Udalo nam sie tez spojrzec na KL z wysokosci mostku laczacego obie wieze Petronas. Bilety za dormo, tylko trzeba bylo sie wczesniej zapisac:) Trchoche glupio, ze nia dalo sie wjechac na sama gore, ale i tak widoczek byl baaardzo sympatyczny! A samo miasto? KL jest bardzo nowoczesne. Drapacze chmur, klimatyzowane domy handlowe, kolejki na- i podziemne itd. Ale przede wszystkim strasznie, ale to strasznie goraco!!! Upal niemilosierny. Wydawalo nam
sie, ze w BKK jest okropnie cieplo, ale KL pobilo temperatura wszystkie dotychczasowe miejsca, w jakich bylismy... Nie szlo wytrzymac. I to nas jednak chyba zmobilizowalo do ewakuacji w rejony zagrozone wszelkim gryzacym i kasajacym robactwem - Cameron Highlands. Mielismy juz dosyc ciaglego prania i suszenia mokrych, przepoconych i klejacych sie koszulek, spodenek, wszystkiego...:) Ruszylismy w Malezje!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 551 wpisów551 643 komentarze643 9796 zdjęć9796 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022
 
 
10.07.2022 - 22.07.2022