Klimatyzowany autobus, dobra droga, bilet tylko 4$. Ok. W stolicy pojawilismy
sie okolo poludnia. To byla pierwsza nasza stolica, w ktorej nie bylo komunikacji miejskiej! Nic. Tylko motorki i autoriksze pelniace role tanich taksowek. Bez problemu dojechalismy i znalezlismy tani hotelik w turystycznej dzielnicy. Miasto przyjemne, jak na kambodzanskie warunki bardzo czyste i zadbane. Ulice z kwitnacymi drzewami, ktorych zapach (pomimo jezdzacych motorkow) byl wyraznie wyczuwalny. Mila atmosfera, pomocni ludzie, dobre zaopatrzenie w sklepach. Wszedzie mozna bylo dogadac sie po angielsku, prawie nikt nie chodzil po miescie piechota(to pewnie sprawka klimatu:)) Na bocznych uliczkach bylo juz troche gorzej, brudniej. Wszedzie bylo widac wplywy francuskie: napisy, instytuty, uczelnie, placowki naukowe i badawcze, no i przede wszystkim bagietki sprzedawane doslownie wszedzie:) W Phom Penh zasadniczo zmienilismy nasze plany. Postanowilismy nie wracac do Tajlandii tylko poszukac taniego polaczenia bezposrednio do Kuala Lumpur w Malezji. Udalo sie! Za 80$ mielismy kupione bilety lotnicze. Byla to tansza opcja, niz wykupowanie kolejny raz wizy do Tajlandii i kilkunastodniowa podroz na poludnie. Wprawdzie bysmy
wiecej pewnie zobaczyli, ale przyszedl moment, w ktorym musielismy ostro zaczac liczyc pieniadze. A jest ich coraz mniej...:) Do odlotu mielismy kilka dni. Pokrecilismy sie troche po miescie. Odwiedzilismy Palac Krolewski (bardzo przecietny) i Srebrna Pagode, ktora wcale nie byla srebrna... Bylismy tez w Muzeum Wojny, a dokladnie w Tuol Sleng. To dawne wiezienie wydzialu S-21. Niechlubna pamiatka panowania rezimu Czerwonych Kmerow, ktorzy w latach 75-79 zdolali pod wodza Pol Pot'a wymordowac 2 mln ludzi... Wstrzasajace, niesamowite. Wiekszosc czasu spedzalismy w naszym hoteliku. Pokoik byl bardzo skromny i maly, ale za to otoczenie bardzo
przyjemne. Nad jeziorkiem (niestety brudnym), duzo miejsca do siedzenia w wygodnych fotelach, tarasik z niezlym widokiem, telewizor, stol bilardowy. Troszke
sie polenilismy, a coraz czesciej nam tego brakuje:) W sobote 4 marca pojawilismy sie na lotnisku. Odczekalismy swoje na samolot i juz wieczorem wyladowalismy pod Kuala Lumpur!!! Dzieki kiepskiej kontroli na lotnisku (a to chyba niezbyt dobre...) udalo nam sie przemycic gaz do kuchenki. Balismy sie, ze znowu bedzie trzeba robic zakupy, ale tym razem jeszcze nie:) Jeszcze w Phnom Penh staralismy sie zalatwic jakis nocleg w KL. Nie szlo to zbyt dobrze, bo pomimo wielu kontaktow w HC nie mielismy pozytywnych odpowiedzi. Jednak zlitowal sie nad nami pewien gosciu (a tak na
marginesie, to wlasnie u niego tydzien czasu spedzili w goscinie nasi Warszawiacy:)), ktory zorganizowal jedna z prezniej dzialajacych w HC kobiet. Zdazylismy przed wyjazdem ustalic tylko tyle, ze bedzie na nas czekac przed lotniskiem. Mieszkala w okolicy i miala sie nami zajac. Dobra. Po wyjsciu z lotniska w KL znalazla sie owa kobieta bardzo szybko. Zaczela na nas krzyczec, ze co to za porzadki, ze ona musi na nas czekac i placic za lotniskowy parking i ze itd... Totalnie zglupielismy... Bez slowa zapakowala nas do samochodu, wsciekla zatrzasnela za nami drzwi i ruszylismy. Ale to byl dopiero poczatek naszej kolejnej znajomosci.... Reszte dopiszemy niebawem, tylko musimy sie troche pozbierac:)
Buziaki dla Wszystkich i gorace podziekowania za maile
Pozdrawiamy serdecznie!!