Tylko kilka słów! Danka gdzieś tam wyczytała, że w Glasgow odbywać ma się jakiś międzynarodowy festiwal kapel grających na dudach i bębenkach. Dobra... Generalnie takie klimaty zawsze nas jakoś kręciły, więc czemu nie?! Tak się dobrze złożyło, że mieliśmy dzień wolnego, a do tego była piękna pogoda! A uwierzcie nam, że nie zdarza się to zbyt często...:) Zapakowaliśmy się i ruszyliśmy na tak zwany Ląd (co to za ląd? Tyle, że trochę większa wyspa!) Ale tak czy siak warto było! Miasto jak to miasto. Nie powaliło nas, czego się spodziewaliśmy. Ale za to w okolicach placyku George Square było pysznie! Taka trochę piknikowo-jarmaczna atmosfera, ale grajkowie byli świetni. Mieliśmy niewątpliwą przyjemność obejrzenia występów kilkunastu grup muzykantów. Dudy wielkie i małe, werble, werbelki, bębenki i ogromne bębny! Piękne ubiory, pełen przekrój wiekowy i dźwięki wpadające w ucho. No i trochę fotek oczywiście!:)
Może warto jeszcze wspomnieć glesgowiańską katedrę, która jedna z niewielu w Szkocji przetrwała czasy reformacji i razem z przylegającym do niej niesamowitym cmentarzem stanowić może jedną z zasadniczych atrakcji turystycznych miasta.