I właśnie... trzecia strona medalu zwanego Isle of Arran!:)
To co napisaliśmy do tej pory to wszystko prawda. Ciężko, wcale nie tak różowo w tej pracy, warunki co najmniej średnie. Wszystko się zgadza. Ale całe szczęście jest kilka ale!
Wracając na chwilkę do pracy. Jak się okazało, trafiliśmy na jeden z najbardziej pracowitych okresów w całym roku. To był okres urlopowy związany ze Świętami Zmartwychwstania Pańskiego. Jak się też okazało, na mojej zmianie padł rekord w restauracji Cruize wydanych kolacji – 270! Jak mi potem powiedział mój szef – zdziwił się, że to przeżyłem i że stamtąd po prostu nie uciekłem. Szczerze mówiąc też się dziwię... Teraz w tej pracy widzę trochę plusów. Przede wszystkim nie jest tak ciężko, pracuję zdecydowanie mniej godzin, mam już wprawione „ruchy” więc robota też idzie sprawniej. Ale przede wszystkim jedzonko!! Na brak wszelkich delikatesów nie mogę narzekać: wędlinki, oliwki, czekolady, budynie, mięsa, owoce, sery, lody... co tylko by sobie nie wymyślić mam to w zasięgu ręki! Nie tylko w zasięgu!:) Restauracja Cruize przygotowuje też kolację dla personelu, więc praktycznie codziennie mogę przynieść coś do domu z tego co zostaje nie zjedzone. Efekt jest taki, że obiadów często robić nie musimy, a ja mam zaspokojone wszelkie zachcianki:) No i to mi się podoba! Danusia też już dużo spokojniej. Pracy trochę mniej, za to trochę więcej wprawy, wszystko idzie znacznie sprawniej. Jednak to nic, że generalnie teraz jest dużo lepiej niż na początku - cały czas mamy świadomość, że to praca naszych marzeń raczej nie jest... Praca nie, ale miejsce zdecydowanie TAK. No i to miejsce właśnie...
Isle of Arran! Ech... Ale zanim cokolwiek więcej napiszemy musimy zrobić porządek ze zdjęciami, bo straszny bałagan nam się jakoś zrobił:)) Mam nadzieję, że Wam też się spodoba na Arranie przynajmniej tak samo jak nam!:) Biorę się do roboty z tymi fotkami... To szaleństwo jakieś jest chyba...:)