Wreszcie... Ale szlo okropnie.
Odczekalismy swoje w Concordia, po 20.30 wsiedlismy do autobusu. Za oknami caly czas lalo, ale tym już sie nie przejmowalismy. Poczekalismy jeszcze tylko na kolacje (no bo te argentynskie autobusy sa kosmicznie drogie, ale za to bardzo luksusowe: jedzonko, kawa, napoje, kibelek, filmy itd), poszukalismy odpowiednie pozycje na rozkladanych fotelach i spanko!:) Rano jeszcze padalo. Na dworcu w Puerto Iguazu (PI) zaopatrzylismy sie w mapki, zrobilismy zakupy w malym markecie i lokalnym autobusem za 1,5AP podjechlismy do oddalonego o 3km od miasteczka hostelu Marcopolo Suites. O tym miejscu dowiedzielismy sie jeszcze w BsAs. Stosunkowo nowy hostel, dorm z 4 lozkami i lazienka za 47AP (wiec jak na argentynskie warunki calkiem normalna cena), ale wliczone jest sniadanie i - co wazne - kolacja!:) No i poza tym internet, basen, bar, bilard, sporo miejsca, idealnie! I tez idealnie trafilismy, bo przez 4 noce spedzone w hostelu byliśmy sami w pokoju! Wiec tak jak dwojka, tylko, ze wieksze i znacznie tansze! Rewelacja!:)) Szybko sie zadomowilismy, sprawdzilismy pogode. Wyszlo, ze najlepsze prognozy sa na srode, wiec musielismy troche z odwiedzinami najslynniejszych i najbaradziej spektakularnych wodospadow swiata poczekac. Nie mielismy nic przeciwko temu!:) Pokrecilismy sie po miasteczku (urocze!), uzupelnilismy zapasy, male pranie. Jednak nie moglismy wysiedziec na miejscu. Byliśmy bardzo blisko (tylko most na rzece) Brazylii i Paragwaju. Wymyslelismy, ze można zobaczyc jeden z siedmiu inzynieryjnych cudow swiata- kolosalna tame Itaipu w Paragwaju. Zebralismy informacje i stwierdzilismy, ze warto tam sie wybrac. Jeszcze do niedawna była to najwieksza tama swiata, ale 3-4 lata temu chinczycy wybudowali wieksza...:) No bo jakze by inaczej!:) Zapytalismy w naszym hostelu ile chca za wycieczke do Itapu. 150AP! Przegiecie! No to znowu do internetu, relacje naszych poprzednikow i pojechalismy niezaleznie. I warto było. Cala eskapada kosztowala nas 20AP!:)) Tama jest wspolnym przedsiewzieciem Brazylii i Paragwaju. Ale dowiedzielismy sie, ze Paragwaj wpuszcza tam ludzi za calkowita darmoche, a do tego organizuje wycieczki. No to czemu nie? Lokalnym autobusem za 5AP pojechalismy do Paragwaju!:) Wpierw trzeba było wyjechac z Argentyny, wiec normalnie: granica, paszporty, pieczatki itd. Jednak do Paragwaju trzeba jechac przez Brazylie. Dobra. Tyle, ze kierowcy autobusu nawet przez mysl nie przeszlo, żeby przy granicy brazylijskiej sie zatrzymac... Przejechalismy ladnie cale brazylijskie miasto Foz do Iguacu, znowu przejechalismy brazylijska granice, potem paragwajska... Tego już było za wiele. Grzecznie cofnelismy sie na granice. Podalismy paszporty, żeby mieć chociaz wjazd do Paragwaju. Pan oswiadczyl, ze nie trzeba, ale skoro wyjechalismy z Argentyny i chcemy tam wrocic, to pieczatki wbije... Co za kraj! Ruch na granicy jak pomiedzy Indiami i Nepalem. Brakowalo tylko krow i motoriszky:) Byliśmy w Paragwaju. Miasto Ciudad del Este duze, nieciekawe. Strasznie duzo ludzi, korki na ulicach, pelno handlarzy wszelkiej masci (glownie tani sprzet elektroniczny). Troche tez sie balismy o bezpieczenstwo, bo czytalismy kilka malo pochlebnych opinii o Paragwaju, a szczególnie o Ciudad del Este. Ale niepotrzebnie. Wzmoglismy oczywiście czujnosc, reka w kieszeni na bezpieczniku gazu pieprzowego, plecaczki z przodu, oczy dookoła glowy. Jednak pelen spokoj. Pomocni ludzie, nawet gadajacy po angielsku (bo tam był koszmar: wiekszosc po hiszpansku, czesc po portugalsku, a w to wszystko wmieszany lokalny jezyk guarani...). Szybko dowiedzielismy sie skad autobus na tame, nawet nas jeden gosciu zaprowadzil w odpowiednie miejsce, dziewczyna w autobusie powiedziala, kiedy mamy wysiasc, a kierowca dokad isc dalej:) Do Visitor Center przy tamie dotarlismy wiec bez problemow mijajac po drodze ogromne kopce termitow!! Wspolnie z kilkoma turystami musielismy troche poczekac (bo przy wjezdzie do Paragwaju zgubilismy godzine czasu), zarejestrowalismy sie jako goscie, obejrzelismy film propagandowo-informacyjny o tamie, dostalismy angielskojezycznego przewodnika i wypasionym autokarem pojechalismy zwiedzac tame. I to za darmo!:) Tama rzeczywiscie ogromna, prawie 200m wysokosci i 8km dlugosci. Danusia zna szczegoly techniczne, ale z tego co pamietam, produkuje sie tam energie elektryczna pokrywajaca 75% potrzeb Paragwaju i 20% Brazylii... Skala ogromna. Wrecz niewyobrazalna... Wystarczy podac fakt, ze do jej wybudowania zuzyto tyle stali, ze można by wybudowac 380 paryskich wiez Eiffla... Niestety obiekt malo fotogeniczny, wiec i fotki będą marne i nieoddajace tej potegi. Jednak być tam i poczuc te wielkosc na sobie, to calkiem ciekawe doswiadczenie!
Potem już prawie z gorki. Pojechalismy do centrum miasta, podreptalismy na granice po pieczatke wyjazdowa z Paragwaju. Niestety zrobilo sie już dosyc pozno i bezposrednie autobusy do Argentyny nie jezdzily. Pojechalismy wiec do Brazylii. Na granicy znowu nikt od nas nic nie chcial (tak dziwnie jakos), zapakowalismy sie w autobus relacji Foz do Iguacu - Puerto Iguazu, znowu tylko granica z Argentyna i byliśmy na miejscu. Mimo wszystko poczulismy sie lepiej. Może to tylko dlatego, ze te obydwa miasta - brazylijskie i paragwajskie - były mniej ciekawe, wrecz brzydkie, zatloczone... Wazne, ze byliśmy w hostelu cali i zdrowi, ze moglismy zjesc kolacje i szykowac sie na dzien nastepny. Bo wodospady Iguazu czekaly wlasnie na nas!!!