Z braku bezpośrednich połączeń pomiędzy Szkocja a Belgradem, lecę Lufthansą z przesiadką we Frankfurcie. Lotnisko jest ogromne, więc ponad 5 godzin na przesiadkę jakoś zlatuje. W ramach tego samego terminala muszę podjechać kolejką.
Chcę dojść blisko bramek, żeby potem w panice nie lecieć. I z tego wszystkiego okazuje się, że tam gdzie idę, nie ma już żadnych knajpek. Żeby coś zjeść, muszę przejść kontrolę osobistą i wypić całą wodę, którą dopiero co nabrałam z lotniskowego źródełka. Zostawiam 100ml, pan w mundurku sie śmieje, że pewnie to wódka, a ja że pewnie tak, jeśli ze źródełka leci wódka zamiast wody. Ale nawet to 100ml nie przechodzi, bo pani służbistka mówi, że nie wiadomo co to za płyn. Mówię "Na zdrowie!" i wypijam do dna.
Zjadam jakiś kawałek pizzy i wypijam Paulanera. Idę do bramki, która zlokalizowana jest chyba najdalej jak się da i znowu kontrola! No to "Na zdrowie!"