I tak nie śpię, więc wstaję przed wschodem słońca i udaję się na pobliski Sunrise Point. Jest kilka osób, które przybyły tu w podobnym co ja celu, niektórzy jak widać, wyszli prosto spod ciepłych kołder i nałożyli na siebie zaledwie jakąś bluzę, a teraz trzęsą sie jak galareta. Jest wciąż przeszywająco zimno! Sam wschód nie jest jakoś spektakularny.
Darujemy sobie dziś nawet śniadanie, zwijamy nasz dobytek jak najszybciej się da, licząc na szybkie ogrzanie sie w samochodzie i jakąś gorącą kawę ze stacji benzynowej. Zjemy po drodze.
Zion jest chyba najpopularniejszym parkiem narodowym w tej części USA. Wiedzieliśmy, że nie można go zwiedzać własnym autem, tylko zbiorczymi autobusami, na które też trzeba czasem nieźle się naczekać. To nas skutecznie zniechęciło. Brakuje nam też czasu na dłuższy tu pobyt. Park leży jednak praktycznie na trasie do Las Vegas, więc mamy nadzieję na małą wycieczkę na punkt widokowy, który leży jeszcze w dostępnej dla samochodów prywatnych części parku. Docieramy tu koło południa, zrzucając po drodze większość ciepłej odzieży. Już na wjeździe do parku robi się tłoczno, wszystkie punkty widokowe po drodze obklejone samochodami. Mamy wciąż nadzieję, że parking naprzeciwko "naszego" szlaku będzie duży i znajdziemy jakieś wolne miejsce. A tu niespodzianka! Niemiła zresztą... Parking położony jest po lewej stronie drogi i jest zakaz skrętu! Wszystkie małe miejsca parkingowe wcześniej po drodze też były zawalone. Nie mamy wyjścia, tylko dołączyć do długiego korka przed tunelem i czekać na swoją kolej przejazdu. Z drogi podziwiamy majestat skalnych formacji, których nie jest nam dane poznać bliżej. Jeśli ktoś planuje ten park, to zdecydowanie trzeba tu być z samego rana!