Wjazd do LA zgodnie z naszymi obawami to stanie w korkach, pomimo wielopasmowych autostrad. W końcu docieramy do naszego motelu w ścisłym centrum. Po małym odpoczynku ruszamy (po namyśle jednak autem) do obserwatorium, skąd zobaczymy słynny napis HOLLYWOOD. Płacimy $10 za parking na samej górze. Panorama miasta stamtąd jest fantastyczna. Nie obejdzie się bez fotki ze skrzydłami... w końcu jesteśmy w Mieście Aniołów...
Teraz czas na Hollywood Walk of Fame, czyli Aleję Sław. To drugie miejsce, które chcieliśmy zobaczyć. Parkujemy na jednym z prywatnych parkingów, wprawdzie opłata jest na cały dzień, ale udaje nam sie trochę stargować. W sumie to mamy dobrą zabawę, poszukując znanych nam nazwisk, których jest naprawdę sporo. Rozzbraja nas gwiazda wyryta przez kogos w chodniku...też
chciał mieć swoją... W sumie to jest jeszcze sporo pustych, czekających na nowe nazwiska.
W pewnym momencie jakieś wielki zamieszanie, część chodnika zamknięta, podjeżdżają jakieś limuzyny, blaski fleszy, ochroniarze... Zatrzymujemy się, zobaczyć kto to i... nie mamy pojęcia!...
W pobliskim supermarkecie robimy małe zakupy, w tym butelkę kalifornijskiego wina. Na zdrowie!