Tak jak sobie teraz wspominam nasz wyjazd, to był chyba najbardziej pozytywny dzień. Wprawdzie zaczął się znowu potężną ulewą, ale po sprawdzeniu prognoz, wybraliśmy miejsce, gdzie pogoda miała być ładna. Kierunek: południe.
Mieliśmy w planach 2 miejsca: Schody Tureckie i Dolinę Świątyń w Agrigento.
Aura faktycznie była sprzyjająca. Wprawdzie mocno wiało, ale dzięki temu może upał nie doskwierał. Jedyny minus to wzburzone morze, przez co nie zdecydowaliśmy się na kąpiel (rejon Schodów Tureckich i tak nie bardzo się do tego nadaje, bo jest płytko, ale w okolicy widzieliśmy inne przyjemne i piaszczyste plaże, zupełnie puste).
Naoglądaliśmy się wcześniej zdjęć białych wapiennych klifów, które na żywo też robią wrażenie. Nazwa nawiązuje do tureckich piratów, którzy podobno chronili się w tym miejscu przed sztormami. Kiedyś można było swobodnie poruszać się po klifach, ale niestety przez wandalizm postanowiono tego zakazać. Obecnie można się tylko przespacerować w pobliże albo obejrzeć klif z jednego z punktów widokowych. Bardzo pozytywnie zaskoczyło nas, że w okolicy było naprawdę czysto i nigdzie nie walały się śmieci. Handlarze na plaży nie byli w żaden sposób nachalni i pewnie dlatego skusiłam si ę na jeden z kolorowych materiałów z myślą, że nada się na obrus (notabene barwy zeszły po pierwszym praniu i materiał wylądował w koszu…).
Przy zejściu/wejściu na plażę zajrzeliśmy do przypadkowej restauracji, która okazała się strzałem w dziesiątkę! Zjadłam tu genialną sałatką z ośmiornicą. Reszta też była zadowolona ze swoich pizzy.
O naszym kolejnym punkcie wycieczki można przeczytać w Wiki: „Dolina Świątyń wł. Valle dei Templi to park archeologiczno-krajobrazowy w Agrygencie w którym znajdują się pozostałości zabudowy starożytnego miasta Akragas. Dolina Świątyń została w 1997 r. wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako Strefa archeologiczna Agrygentu. Zajmuje obszar ok. 1800 hektarów. Większość zabytków pochodzi z okresu największego rozkwitu miasta (V wiek p.n.e.). Obiekty sakralne reprezentują styl dorycki (…)”.
Są dwa wejścia do Doliny Świątyń. Przy obu są spore parkingi z kramikami dla turystów (swoją drogą tutejsze wyroby są wyjątkowo tandetne). Podchodzi do nas miły, nienachalny pan i proponuje taksówkę za kilkanaście euro (nie pamiętam dokładnie kwoty) do tego drugiego wejścia, dzięki czemu zaoszczędza się powrót tą samą drogą. Oczywiście, jeśli ktoś ma cały dzień do dyspozycji i bardzo go takie zabytki interesują, pewnie warto zrobić sobie pętelkę, zahaczając o mniej znane stanowiska. Nam wystarcza jednak te główne, tym bardziej, że jednak czeka nas jeszcze daleka droga powrotna na północ wyspy. To była strzał w dziesiątkę! Możemy ze spokojem wszystko obejrzeć i jeszcze wystarcza mi czasu na zwiedzenie tutejszych ogrodów, gdzie w sezonie (szczyt w marcu) można zrywać sobie pomarańcze z drzew. O tej porze dominowały limonki i drzewka oliwne, ale spacer i tak był uroczy. Na koniec skusiłam się na zakup kremu z pomarańczy w słoiczku. Pani mówi, że to coś w rodzaju nutelli o smaku pomarańczy. Hmm… Sama nie wiem, ale zniknęło szybko…
W Dolinie Świątyń jest bardzo pozytywny klimat, same ruiny ciekawe, widoki okolicy również. Przez to, ze teren jest spory, nie ma tłumów.