Rano po pysznym śniadaniu wliczonym w cenę naszego noclegu udajemy się ponownie na lotnisko. Parkujemy bardzo „sprytnie” na miejscach należących do wypożyczalni (co poskutkuje 2 tygodnie później naliczonym nam mandatem).
Walizka przyleciała!
Połączeni z nasza zgubą możemy ruszać na podbój Nordkappu!
Drogę na północ podzieliliśmy sobie na dwa etapy, z noclegiem w Alcie. Pierwszego dnia mamy do przejechania 495 kilometrów. Ruszamy około 11. Pogoda wymarzona, cieplutko, bezchmurnie!
W jednym z marketów sieci REMA 1000 (najtańszej, obok Kiwi) robimy zakupy na najbliższe kilka dni.
Spodziewałam się ładnych widoków, ale w rzeczywistości było jeszcze cudowniej! Przestrzeń, lasy, góry, jeziora, gdzieś tam przycupnięte drewniane domki… Zobaczcie sami.
Po drodze mijamy liczne tunele, niektóre długie na kilka kilometrów. Przed jednym z nich jest jakaś informacja o reniferach. Śmiejemy się, że na końcu będą stały renifery i zbierały opłaty za przejazd… Przy wyjeździe auta przed nami zwalniają i co się okazuje? Stadko reniferów stoi sobie na poboczu i zbiera… no nie, nie zbierają kasy, ale chętnie dają się fotografować.
Mamy zarezerwowany domek na polu kempingowym (Alta River Camping). Miejsce przyjemnie położone na uboczu, nad rzeką. Dość gęsto zabudowane domkami i miejscami namiotowymi, ale całkiem OK. Wszyscy idą grzecznie 4 spać po godzinie 23. Ceny do przyjęcia (zważywszy na to, że w Norwegii tanio nie jest).
Zasłaniamy zasłony i śpimy całkiem nieźle, biorąc pod uwagę jasność dnia polarnego! Jeszcze o 2 w nocy było zupełnie jasno… Wrażenie niesamowite.