Geoblog.pl    gryka    Podróże    Japonia 2017    O tym, kto nam zjadł mapę i nie tylko
Zwiń mapę
2017
12
lis

O tym, kto nam zjadł mapę i nie tylko

 
Japonia
Japonia, Nara
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10261 km
 
Podroz do Nara nie trwala dlugo. Shinkansen do Osaki, tam szybka przesiadka na zwykly pociag i po kilkudziesieciu minutach bylismy na miejscu. Prawie! Ale to juz chyba tradycja, bo znowu wyladowalismy na troche innym dworcu niz sie spodziewalismy. I zamiast 10 minut piechotka do naszego guesthouse'u zrobilo sie 30 minut. Nara Backpackers Guesthouse okazal sie przyjemnym miejscem. Spory dom, stary, typowy japonski, wewnętrzny ogrod, maty, futony itd, z kapitalnym wynalazkiem pod tytulem kotatsu, gdzie siedzac przy niskim stole w glownym salonie, mozna bylo wygrzac do woli swoje odnoza. Kuchnia, parasolki do wypozyczenia, mila obsluga mowiaca po angielsku. Dostalismy duzy, dość mroczny pokoj, sporo miejsca, dodatkowy grzejnik. A ten ostatni był bardzo potrzebny, bo stuletnia chata była nieco niedogrzana. Musielismy sie szybko na tym noclegu jakos dobrze zorganizowac, bo czasu oczywiscie niewiele, a mielismy tu spedzic 4 dni.
Tego samego wieczoru w planach mieliśmy już tylko jedzenie i podstawowe zakupy. Przypadkowo trafilismy do smacznej i taniej chinskiej knajpki. Jeszcze wtedy o tym nie wiedzieliśmy, ale już stalismy się jej stalymi bywalcami. Chcielismy sie wczesniej polozyc, bo od rana czekal na nas slynny park ze wszystkimi jego atrakcjami.
Od rana mielismy maly poslizg, bo jakos nie moglismy sie wygramolic. W zwiazku z tym odpuscilismy sobie szybki marsz do swiatyni Kasuga Taisha gdzie o 8.30 mialy odbywac sie modly z mnichami, w których mogą uczestniczyc zwykli zjadacze chleba (tudziez ryzu). Zaczelismy wiec od poteznej Todai-ji z wielkim, 15-metrowym, siedzacym Budda w srodku. Faktycznie piekna swiatynia, jedna z niby-najwiekszych budowli drewnianych. Po drodze bramy, chramy i ONE. Owe one, to ponad tysiac piecset danieli zamieszkujacych park i jego okolice. Pierwsze wrazenie kapitalne! Zwierzakow wszedzie pelno, mozna sobie z nimi zrobic zdjecie, poglaskac, papatrzec im w oczy. Mozna im kupic specjalne ciasteczka ochoczo sprzedawane przez babcinki na straganikach rozstawionych przy kazdym rogu. Danka tez sie oczywiscie na te ciasteczka skusila... I dwie minuty potem czar prysl! Te danielki juz nie byly takie milutkie i sliczniutkie :) Rzucily sie na nia natychmiast. Zaczely podszczypywac w tylek, obgryzac kieszenie, wyrywac wszystko z reki. Ciasteczka zostaly jednym ruchem wysypane na ziemie i malzonka ratowala sie ucieczka. Jednak wciaz pelna zaufania do tych stworzen podjela jeszcze jedna probe nawiazania wiezi polsko-japonsko-danielowych. Uparla sie zeby zrobic fotke z jednym z jelonkow zagladajacych do mapy. Skonczylo sie wygryzieniem sporego jej kawalka, a Danka jakos calkowicie wyzbyla sie sympatii do danieli z Nara Park :) Ale samo miejsce kapitalne. Sporo roznych swiatyn, bramy, mniejsze chramy i chramiatka, kilka pieknych ogrodow, duzo zieleni. Tylko zimno jakos i sloneczko kiepsko grzeje. Spacerowalismy po tym terenie dosc dlugo. Na koniec zostawilismy sobie te Kasuga Taisha, dokad mielismy trafic rano. I znowu kapitalny kompleks swiatynny. Cala masa lampionowych wiezyczek dookola. Bylismy ciekawi, jak to wszystko moze magicznie wygladac, kiedy te wszystkie lampiony zostana zaswiecone. Ale ponoc odbywa sie to tylko raz w roku na jakies tam swieto. Nie bylo nam dane, zeby to tamtego dnia zobaczyc. Za to moglismy obejrzec mnostwo dzieci poprzebieranych w kimona i cale rodziny fotografujace się na tle swiatynnych murow. Nie wiemy czy było tego dnia jakieś specjalne swieto czy wyglada to tak w kazda niedziele. Grunt, ze było ciekawie! Juz na samym wylocie zajrzelismy jeszcze do mocno rekomendowanego Yoshiki-en Garden (wejscie darmowe dla obcokrajowcow). To jeden z trzech, typowo japonskich ogrodow, przylegajacych do Nara Park. Miejsce, w ktorym zdecydowanie warto pobyc dluzej, niz kilkanascie minut! Po drodze na kolacje do „naszej” chinskiej knajpki, zatrzymalismy sie przy Kofuku-ji z calkiem przyjemna swiatynia i wysoka na piec pieter pagoda.
Wszedzie sporo ludzi (i danieli), ale wrazenia jak na jeden dzien - bardzo bogate i pozytywne!
Kolejny dzien spedzilismy poza Nara, ale o tym troszke pozniej. Bo zdecydowanie warto temu miejscu poswiecic wiecej uwagi!
Po trzeciej nocy w Nara Backpackers GH postanowilismy sie troszke polenic. Co prawda mielismy w planach odwiedzenie swiatyni Horyuji, ale jakos tak nam zeszlo, ze tam nie pojechalismy. Za to z wielka przyjemnoscia poszwedalismy sie po starej dzielnicy Naramachi. Z przyjemnoscia, mimo siapiacego dziś regularnie deszczu. Waskie uliczki, urokliwe domy, lampiony, ukryte ogrodki, chramiki i cmentarzyki poukrywane w przeroznych zakamarkach. Fantastyczny klimat. Po malym bladzeniu, udalo nam sie trafic m.in do mikro-muzeum starych zabawek Naramachi Karakuri Toy museum, gdzie pasjonaci zgromadzili kilkanascie ciekawych gadzetow. Drewniane ludziki wspinajacy sie po sznurkach, lamiglowki, inzynieryjne konstrukcje dla najmlodszych itd - i to wszystko sprzed wielu, wielu lat. Natrafilismy tez po drodze na zabytkowy dom bogatego kupca z miniaturowym wewętrznym ogrodkiem Naramachi-Koshi-no-le-lattice-house. Dosyc interesujace doswiadczenie, bo nigdy we wnetrzu takiego domu nie bylismy, a okazalo sie calkiem ciekawe. Przy wyjsciu dostalismy od Pani kustosz miniaturowe origami na pamiatke. Urocze. Co zaskakujace, podobnie jak muzeum zabawek, zupelnie za darmo. Można wspomoc wlascicieli dobrowolna dotacja. Ale cel wizyty w tej czesci miasta byl zasadniczo jeden. Chlopak z naszego GH wspominal juz pierwszego dnia o tym miejscu, ze koniecznie powinnismy tam pojsc i skosztowac.... No to dotarlismy. Harushika Sake Brewery. To sklepik i degustatornia przy slynnej, lokalnej destylarni sake. A tam, za jedyne 500 jenow, mozna bylo skosztowac 5 roznych gatunkow tego narodowego dla Japonczykow trunku (6 dostalismy w gratisie :-)). Bardzo nam sie podobalo! I smakowalo! No i oczywiscie buteleczke kupilismy.
W drodze powrotnej nabylismy w Kakinoha wyjatkowe sushi. To lokalna specjalnosc, polegajaca na podawaniu tego przysmaku w lisciach bananowca. I bylo wyborne!! Dzien byl faktycznie dosc leniwy i wypoczynkowy. Ale tego potrzebowalismy. Tym bardziej, ze jutro czekala nas bardzo, bardzo dluga podroz. I to wcale nie shinkansenem.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (69)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 27.5% świata (55 państw)
Zasoby: 586 wpisów586 651 komentarzy651 10301 zdjęć10301 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
30.08.2024 - 23.09.2024
 
 
17.09.2023 - 03.10.2023
 
 
22.10.2022 - 22.10.2022