Ten przejazd za to pamiętam dokładnie. Z miejscowości Applecross wąziutka asfaltówka z wieloma "passing places", czyli miejscami, gdzie mogą minąć się samochody wspinała się aż do przełęczy Bealach na Bach. Zbierało się na deszcz, widoczność robi się fatalna, nieziemsko wieje. Jesteśmy tu praktycznie sami. W jednym z najbardziej stromych momentów mijamy samotnego rowerzystę, pnącego się w górę, idealnie w gęstą mgłę, przed którą uciekaliśmy... Mam nadzieję, że gość dotarł bezpiecznie dokąd zmierzał.